Restauracja Kryształowa. Luksus z lunchami za 17 zł. Bardzo chcieliśmy tego luksusu spróbować.
Zaczęło się od wyboru dania ze strony internetowej. Padło na zestaw z dewolajem, ryżem i surówką z marchewki oraz zestaw z plackami ziemniaczanymi z łososiem i kwaśną śmietaną. Ale tego pierwszego zestawu już nie szukajcie na stronie. Podczas zamawiania okazało się, że owego zestawu NIE MA. Na moją uwagę, że na stronie jeszcze wczoraj wieczorem było uzyskałam zdawkowe "ale nie ma". Powiem szczerze, że irytuje mnie takie podejście, bo cały świat już wie, że "klient ma zawsze rację", ale widocznie Pani tego jeszcze nie wie. Na stronie internetowej pojawiła się natomiast uwaga "Z powodu dużego Państwa zainteresowania Naszym Menu Lunchowym, bardzo przepraszamy za wszelkie braki. Menu Lunchowe obowiązuje z lekką zmianą -> devolay na udko z kurczaka." (pisownia oryginalna). Bardzo to wygodne, ale w to nie wierzę.
Dotarliśmy do Kryształowej w okolicach godziny 16 czyli w godzinie jak najbardziej w Polsce uznawanej za obiadową. Jak zawsze w środę. Nie było żywej duszy oprócz nas, podczas gdy tydzień wcześniej w Pozytyvce było poza nami około 20 osób. To już powinno było wzbudzić naszą podejrzliwość. W każdym razie nie wierzę, że "devolay" im się skończył (zwłaszcza, że menu lunchowe działa od poniedziałku do piątku, a mamy środę).
No to złożyliśmy zamówienie (dwa razy placki z łososiem) i mieliśmy chwilę, żeby się rozejrzeć. Wystrój jest w sumie ładny. W sumie, bo jest niespójny. Kryształowe żyrandole, ładne stoły, ale niechlujne kwiatki na oknie. Ale to nie koniec niespójności. Po kilku chwilach przyszła do nas pani kelnerka i W RĘKAWICZKACH zaczęła układać nasze sztućce na stole. Wyglądało to nieco cudacznie i było niezręczne. Moim zdaniem sztućce powinny czekać na nas przy stole. Pani spokojnie mogła nam podać sztućce zawinięte w serwetkę, jak wszędzie, bo i tak takie same papierowe serwetki stały w stojaczku na stoliku. Jeśli miałoby być wykwitnie to chyba powinny zostać podane materiałowe serwetki. Ach no i jeszcze cudowne jednowarstwowe serweteczki pod naszą miseczką z zupą. To będzie widać na zdjęciu - dla mnie takie serwetki mogą się znaleźć w barze mlecznym albo u chińczyka (i od razu mówię, że nic do nich nie mam, po prostu tutaj NIE PASUJĄ).
Zupą dnia okazała się zupa selerowa, podana z grzaneczkami ziołowymi. Całkiem niezła i wyraźnie selerowa, chociaż w świetle następujących zdarzeń powinno mnie zmartwić, że to "zupa krem".
Co do placków, to wyglądały tak:
Jak widać - bardzo ciekawie. Zresztą chyba to połączenie łosoś+placki ziemniaczane nas skusiło, bo my byśmy nigdy na takie połączenie nie wpadli. Moim zdaniem to nie jest najlepsze połączenie. Placki ziemniaczane same w sobie mają specyficzny smak i ciężko do niego cokolwiek dopasować. Sałata miała musztardowy dressing, bardzo podobny do dressingu z panierowanego camemberta.
Kiedy już zjedliśmy pani nie zaczekała aż ja skończę (mimo, że miałam jeszcze ze 2 kęsy) i posprzątała po Bartku. Bez wyraźnej prośby również przyniosła rachunek - czyżby gdzieś się spieszyła?
No i na koniec kulminacja wieczoru czyli niestrawność na meczu Skry Bełchatów. Za to Kryształowa dostanie -10 ode mnie i być może jutro telefon do sanepidu. Tu od razu powiem, jeśli ktoś jeszcze tego nie wie, na nagłą niestrawność dobra jest Coca-cola popijana powoli, najlepiej wygazowana. Szczęśliwie nie ma problemu ze zdobyciem jej podczas meczu :)
Przyznam szczerze, że nie mam za wiele do dodania do tego co napisała Maja. Pierwsze wrażenie jak się wchodzi do "Kryształowej" - wow! Potem zaczyna się zaś dostrzegać pewne drobne elementy, które nie pasują do ekskluzywnego i eleganckiego lokalu (jak np. kwiatki na oknie czy dziwne obrazy).
Kelnerka faktycznie nie zostanie najlepiej zapamiętana. Potrawa w sumie też nie. Dziwne to było połączenie - placek ziemniaczany i łosoś... Nienajlepsze smakowo, ale na pewno oryginalne. I tyle, Maja napisała całą resztę.
Na szczęście cały obiad ratowało wyjście na mecz PGE Skry Bełchatów przeciwko Arkasowi Izmir. Co prawda nasz zespół przegrał w tzw. złotym secie i odpadł z rozgrywek, ale bawiliśmy się świetnie. :)
Dzień zaś zakończyliśmy wizytą w dobrze każdemu znanym McDonaldzie...
Cheesburger jak zwykle niezawodnie dobry. ;) Majowy McDouble w sumie też był niezły. :P
0 komentarze:
Prześlij komentarz