Tym razem postanowiliśmy środową porę obiadową spędzić w "Mexicanie". Zdecydowaliśmy się na to nie tylko ze względu na nasze sympatie do tamtejszej kuchni, ale również z powodu pewnego kuponu (wypatrzonego przez Maję), który pozwalał pojeść za 50% ceny. :)
Po raz pierwszy chyba udało się mnie i Mai dotrzeć na miejsce razem. Nie wiem czy to bardziej plus czy minus ( ;) Maju), gdyż nigdy wcześniej nie było takiego problemu z wyborem dań. Teraz gdy obydwoje dostaliśmy karty żadne z nas nie wiedziało co właściwie by chciało. Ostatecznie wybór padł na pieczonego kurczaka w serze, z szynką parmeńską, smażonymi warzywami w ostrym sosie i pieczonymi ziemniakami (ja) oraz na panierowany ser z szynką parmeńską i bukietem warzyw (Maja).
Nie czekaliśmy długo, około 15 minut- w sam raz na krótką pogawędkę o parmenidejskiej koncepcji bytu i niebytu. ;) Zanim się obejrzeliśmy dania były gotowe i już przed nami stały.
Zarówno moje danie, jak i Mai, prezentowało się całkiem, całkiem - aż chciało się łapać za sztućce. Długo na ten moment nie trzeba było czekać, Maja zaczęła dzielnie próbować zanim jeszcze pierwsze zdjęcie zrobiłem. ;)
Mój obiadek był bardzo dobry. Pieczony filet z kurczaka z serem i szynką parmeńską - pycha! Ostry sos z warzywami i nie tylko (papryka, szynka, bakłażan) - pycha! Pieczone ziemniaki - słodkawe, ale również bardzo dobre. :)
Majowe danie, w mojej ocenie, również niczego sobie. Zarówno ser jak i warzywa przyrządzono smacznie i zachęcająco do powrotu. Niestety tutaj pojawił się pierwszy minus obiadu - wyjątkowo solidnie obity talerz, na którym podano potrawę. A to był dopiero początek minusów...
Jak przychodzi do minusów to oczywiście moja kolej ;) Kiedy chcieliśmy zapłacić pojawił się problem. Terminal nie działał. Kiedy Bartek w swoim heroizmie przyniósł pieniądze z bankomatu okazało się, że Pani ma problemy z wydaniem nam reszty. Generalnie nie można powiedzieć, żeby Pani jakoś szczególnie się spieszyła.
Ale nie mogę być aż taka ;) Obiad był rzeczywiście niczego sobie i gdyby nie wpadka z płatnością nie byłoby pewnie żadnego problemu. Dorzucę tutaj jeszcze ciekawostkę paragonową. Nie mam zielonego pojęcia jak w Mexicanie działa 50%. Pani nas poinformowała, że 50% nie działa na napoje i przyjęliśmy to ze spokojem :) ale:
jak, u licha, zostało to obliczone?! Policzyłam na kalkulatorze w telefonie i nie zostaliśmy oszwabieni, ale nie jest to najbardziej transparentna metoda obliczeniowa :) Gdyby ktoś chciał skorzystać z promocji to jeszcze trwa, kupon można znaleźć na nasza.piotrkowska.pl.
A po szkoleniu...
Po szkoleniu poszliśmy na kawę, bo Maja (czyli ja :P) wypatrzyła znów promocję. Tym razem w Columbus Coffee "Grand". Można było za przyniesienie książki otrzymać zniżkę na kawę! :D A, że czego jak czego, ale książek u mnie w domu nie brakuje, to poszliśmy na poniekąd darmową kawę (i tak moja Pollyanna i Pollyanna Dorasta znalazły nowy dom). Muszę przyznać, że wystrój ten kawiarni jest bardzo ładny, mają fenomenalne fotele, a wszystko urządzone jest w guście filmowym (czyżby chodziło o HollyŁódź?). W każdym razie UWAGA! Kawa, którą dostaliśmy, nie była podana w naparstku. Dostaliśmy normalną, dużą kawę (Bartek White Americano, a ja Latte). Oto dowód:
Polecam :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz