Nadeszła kolejna środa - dzień kiedy w związku z braniem udziału w jednym szkoleniu mamy z Mają chwilę czasu (i ogromną potrzebę) na zjedzenie czegoś na mieście.
W tym tygodniu wybraliśmy lokal podchwytliwie nazwany "Pozytyvka". Jeżeli jeszcze nie dostrzegliście tego miejsca, to śpieszę poinformować, że restauracja usytuowana jest zaraz obok wejścia do hotelu "Grand" przy ul. Piotrkowskiej. O ile dobrze pamiętam kiedyś był tam lokal oferujący sushi.
Pierwsze wrażenie po wejściu do "Pozytyvki" jest jak najbardziej pozytywne. Od progu wita nas ciekawe otoczenie (interesujące tapety, fajne stoły i fotele, otwarta kuchnia) oraz przemiłe panie kelnerki. Szybko dostrzegłem moją towarzyszkę przy jednym ze stolików. Pani kelnerka nie dała nam dużo czasu na przywitanie i rozmowę - niemal od razu po zajęciu miejsca dostaliśmy menu. Właśnie - karta dań. Według mnie zdecydowanie w niej za dużo jest potraw do wyboru, lubię gdy mam kilka-kilkanaście potrawa, a nie dwie strony A3. Jednak jest to moje zdanie - niektórzy w końcu lubią mieć duży wybór, by za każdym razem zamawiać coś innego. ;) To tyle odnośnie wrażeń estetycznych dotyczących samego lokalu, przejdźmy do potraw. :)
Maja zamówiła sobie naleśnika ruskiego z okrasą (10 zł), ja skusiłem się na naleśnika chilli con carne zapiekanego w serze z sosem pomidorowym (13,50 zł). Do picia wzięliśmy lemoniadę (obecnie jest ona darmowa jeśli okaże się legitymację studencką). Na całość czekaliśmy zaledwie kilka minut, na pewno mniej niż dziesięć.
Moje danie prezentowało się tak w chwili podania:
Tak zaś po kilku gryzach:
Jak widać zapiekany naleśnik w serze nie należał do skromnie wypełnionego mięsnym farszem z dodatkiem papryki, fasoli i kukurydzy. Było obficie jednym słowem. Smacznie też. Ale nie ostro tak jak powinno być. Trudno, nie można mieć wszystkiego. ;) W każdym bądź razie mnie smakowało. Po pochłonięciu 2/3 porcji nastąpiła zmiana i otrzymałem kawałek Majowego naleśnika, mój zaś trafił pod jej sztućce.
Pierwsze wrażenie, jeszcze przed wejściem do lokalu: które drzwi otworzyć? (;)) Kiedy już się z tym uporałam, nastąpiło pierwsze "wow!". Wystrój mi się bardzo spodobał i przez chwilę zwątpiłam, że stać mnie na obiad w Pozytyvce. Kiedy otrzymaliśmy kartę dań - miało miejsce drugie "wow", bo jednak mnie stać.
Jeśli chodzi o samą kartę - rzeczywiście wolę krótsze karty, a dodatkowo oferowanie dań dnia "dla odmiany". Ale sama karta i jej projekt (starałam się nie użyć słowa "dizajn") bardzo mi się podobała i z przyjemnością ją całą obejrzałam.
Bartłomiej nie wspomniał, że mój naleśnik był ziemniaczany. Jadłam kiedyś "placuszki" ziemniaczane w Belfaście. Były pyszne, lepsze od standardowych bułek, a podawane np. do dania Full Fry. W każdym razie, kiedy zobaczyłam "naleśnik ziemniaczany", musiałam spróbować. I nie zawiodłam się. To był dokładnie ten smak. Mój naleśnik miał farsz jak pierogi ruskie i podany był z okrasą i surówką, a wyglądał tak:
(doceniam okrasę w osobnej miseczce i surówki, które były bardzo dobre).
A tak w mniej więcej połowie jedzenia:
Wszystko było bardzo smaczne. Jedyną uwagą, byłoby to, że mój naleśnik był bardziej pikantny niż Bartka, mimo, że to właśnie naleśnik z chili con carne miał być pikantny.
Ja dodam jeszcze, że obsługa była PRZEMIŁA :D i że od razu powiedziałam, że musimy tam wrócić, bo jest jeszcze kilka naleśników, których chciałabym spróbować.
uwielbiam ziemniaczanego naleśnika z nadzieniem ruskim. jadłam go w manekinie i jeszcze w tej naleśnikarni w manufakturze. ale po stylu podania, widzę, że wszędzie ta sama konwencja i wszędzie podają go tak samo :)
OdpowiedzUsuń