poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Ameryka... stolica ludzi szczupłych inaczej. Pisaliśmy już trochę o przekąskach, ale teraz czas o daniach głównych. Już jak przyjechaliśmy, podczas rozmowy usłyszeliśmy: "Jak wam smakuje?" "No, niezłe" "No właśnie, tu wszystko jest niezłe. Dlatego ludzie tak wyglądają". No bo rzeczywiście w Stanach jedzenie w większości jest niezłe. I słodkie. Tylko Ice Tea jest gorzkie. Jak słowo daję - słodyczy mają bez liku, a Ice Tea jest gorzkie (podobno istnieje gatunek, który jest słodki, ale to nie był ten, który swego czasu zamówiliśmy).

Ahhh... Wspomnień czar. :) Podróż do Ameryki wiązała się nie tylko z szkoleniem języka, przejechaniem kilkuset mil, przegraniu kilkudziesięciu dolarów w Vegas, ale również z poznawaniem kulinarnej kultury USA. Cóż, Nowego Świata nie odkryję, że jedzenie tam jest przede wszystkim tłuste albo słodkie albo słodko-tłuste. :) Ale mimo tego często jest baaardzo dobre. ;)

Nasz pierwszy posiłek na amerykańskiej ziemi czyli kanapka w barze kanapkowym Schlotzky's. Maleńka prawda? :) Ale była całkiem niezła :) Pamiętam tylko, że na pumperniklu była i miała w sobie szynkę i bekon :) (bo na pewno wiecie, że lepsze od bekonu w Ameryce jest tylko więcej bekonu ;) o miłości do bekonu przeczytacie więcej (po angielsku) tutaj)

Pierwszy kupny posiłek na amerykańskiej ziemi - "maleńkie" kanapki u Schlotzky'ego. :) Początek naszej przygody z małymi porcjami (bo w Ameryce rozmiary posiłków i napojów są nieco inne niż u nas, np. nasza duża cola to w USA średni kubek...).


A tu nasz posiłek w Legolandzie. Ten konkretnie mojej siostry czyli żeberka z frytkami i fasolką.


A tu nasze: Bartka ćwiartka kurczaka z frytkami i fasolką oraz moja teksańska zupa w chlebie.


Akurat w Legolandzie wszystko było BARDZO dobre. Moja zupa w chlebie była pikantna, gęsta, z mięskiem i posypana serem. Strzał w dziesiątkę. Zwłaszcza, że chleb (sourbread - czyli kwaśny chleb) smakował bardzo podobnie do polskiego - w Ameryce nie znajdzie się porządnego "zwykłego" pieczywa.

Obiad w kalifornijskim Legolandzie zdecydowanie należał do pysznych. Nawet żeberka, za którymi szczerze nie przepadam były smaczne. :) Choć najlepsza była fasolka przyrządzona na słodko-ostro.  

Mieliśmy też okazję popróbować lokalnych cupcake'ów. Były niezłe (w amerykańskim tego słowa znaczeniu ;)), chociaż ten po prawo był lawendowy i smakował jak mydło ;)

Za to moja babeczka była całkiem niezła. :) Dodam, że babeczki smakowaliśmy w San Diego (pierwsze zdjęcie) oraz w Los Angeles (zdjęcie drugie). Według mnie lepsze był te oferowane na Downtown w LA.

Można na zdjęciu zauważyć, że były również prawie dwa razy większe. :) 



Będąc tak blisko Meksyku musieliśmy spróbować oryginalnych nachosów. Teraz maleńkie objaśnienie do zdjęcia. Po lewe stronie jest "czekajka" czyli nachosy i do nich podane sosy. Po prawej - przystawka (tzw. appetizer) czyli nachosy polane guacamole, pastą z fasoli i chyba kwaśną śmietaną. Należy zauważyć, że zamówiliśmy jedną porcję, bo na spróbowanie i nie byliśmy w stanie zjeść tej jednej porcji we dwoje.


W Disneylandzie natomiast podają... hot dogi z mac & cheese. U nas dodają surówki - u nich makaron z serem i posypują oczywiście czym? Bekonem. Z lewej strony wygląda na nas kilka plasterków jabłka, które zażyczyłam sobie do zestawu. Bartek wziął niejadalne chipsy. Otóż chipsy w Stanach są w większości niejadalne. W większości są tak tłuste, że po zjedzeniu jednego czułam jak mi pływał w żołądku. W innych przypadkach - są niedobre w smaku. Nie polecam.


A teraz ogólne uwagi. Porcje w Stanach są duże, jeśli nie ogromne. Dania są bardzo często tłuste - na przykład nie polecam jeść hamburgerów w Wendy's. Ja, po zjedzeniu tam, do końca wyjazdu nie mogłam patrzeć na hamburgery. 

Nawiązując do hamburgerów (nota bene mój z Wendy w LV był niezły choć tłuszcz to z niego ściekał...), to oczywiście odwiedziliśmy również McDonalda, będąc akurat na wieczornej wycieczce po Los Angeles. Zamówione porcje, wg mnie, był większe niż te jakie można dostać w Europie (bo polskie, czeskie i węgierskie były na moje oko takie same rozmiarowo). Czy lepsze? Nie wiem, na pewno inne bo wzięliśmy kanapki, których w Polsce dostać nie można - oczywiście jedna była z bekonem. :P 

A poszliśmy do McDonalda, bo w sumie nie być w McDonaldzie będąc w Stanach to chyba jak nie zjeść pierogów będąc w Polsce :). Generalnie - trzymają poziom :)



Często trzeba przejechać kilkanaście kilometrów, by znaleźć bar w którym nie dawaliby pizzy albo hamburgerów. I na co jeszcze uważać? Na podatek! Ceny w Stanach podawane są bez podatku, więc przy kasie można się mocno zdziwić, zwłaszcza, że podatek jest bardzo różny, w zależności od kupowanego artykułu i od tego czy na przykład sklep jako "turystyczny" nie jest z podatku zwolniony.

To prawda, trafienie na normalną restaurację w USA to duża sztuka i wyczyn. Nam się udało taką odnaleźć w Twentynine Palms, była to wietnamska knajpka o wdzięcznej nazwie "The Red Lotus". Jedzenie jakie tam nam podano było wyborne. :) A porcje oczywiście iście amerykańskie, czyli ogromne (jeszcze na kolację wystarczyło).

Tajsko-wietnamska. ;)




Więcej zdjęć możecie zobaczyć na ich profilu na fb, na niektórych nawet widać jak ogromne to porcje. Należy również zastrzec, że ceny były bardzo rozsądne. Najzabawniejsza była ostatnia potrawa, która była straszliwie ostra, ale za to czuć było, że jest pyszna ;) Taki śmiech przez łzy :)

To już ostatnia notka związana ze wspomnieniami z USA - nie będziemy już Was więcej (na razie) zamęczać zamorskimi przygodami :)

Tak więc Ameryko i amerykańska kuchnio - do zobaczenia! Kiedyś tam... ;)

piątek, 26 kwietnia 2013

Kolejna środa, kolejny przedkursowy obiad. :) Wybór lokalu padł na położoną przy ul. Knychalskiego restaurację "Empatia". Już od jakiegoś czasu obserwowaliśmy ją i się do niej wybieraliśmy, ale nigdy wcześniej jakoś nie mieliśmy okazji albo ochoty. Tym razem w końcu się udało. Niestety (czemu "niestety" za chwilę).

Miałam ochotę na coś co nie będzie z zasady tłuste i tuczące (dla odmiany od pizzy ;)), a rzeczywiście na wykwintne zestawy w Empatii już od pewnego czasu ostrzyliśmy sobie zęby (zwłaszcza ja, u rozlicznych dentystów, ostatnio co wtorek, ale to taka dygresja :P). Empatia chwali się, że produkty są u niej bio i ekologiczne.

Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Wystrój super - ciepło, miło i przytulnie (choć Bogiem a prawdą, jest to bardziej styl nadający się do herbaciarni niż do restauracji). Druga rzecz, która nam się spodobała to oferta. Według wywieszonego menu można było za 15 zł zamówić dwudaniowy obiad - oczywiście skorzystaliśmy. Trzeci plus zebrali u mnie za sympatyczną kelnerkę. :)

Zgadza się. Wystrój miły i przytulny, a kelnerka miła i trochę zakręcona :) Ale spoko. Pyszny obiad za 15 zł! No to zamawiamy, płacimy i siadamy :)



I na tym plusy praktycznie się skończyły...
W każdym bądź razie zamówiliśmy i wybraliśmy wolny stolik. Na jedzenie nie kazano nam długo czekać, co również odebrałem wtedy pozytywnie.

Ale też żebyśmy jakoś ekspresowo te dania dostali to nie powiedziałabym. Pani kelnerka trochę nie ogarniała wszystkich zajętych stolików.

Na pierwsze danie oferowana była zupa węgierska. Osobiście uwielbiam takie zupy - gęste, ostre, gulaszowe. Niestety spotkał mnie ogromny zawód. Podany wywar był jakąś marną imitacją zupy węgierskiej. Tak na dobrą sprawę była to pomidorówka (ewidentnie była to zupa na bazie pomidorówki!), nieco doprawiona papryką z dużymi kawałkami warzyw i mięsem (nie za dobrym zresztą). Tragedia po prostu. No ale już, może drugie danie będzie lepsze.

Bartek pisze: "Osobiście uwielbiam takie zupy - gęste, ostre, gulaszowe." a ja myślę - co? gdzie? Zupa była bardzo kiepska. Rzeczywiście smakowała jak podostrzona pomidorówka z grubymi kawałkami warzyw, na wołowinie. Na zdjęciu możecie zobaczyć coś białego pływającego - jest to brzydki kawałek tłuszczu z wołowiny. Zgadzam się - tragedia.


Niestety nie było. Zacznijmy jednak od początku, czyli od tego co zamówiliśmy. Ja wziąłem ozory w sosie chrzanowym z ziemniakami i surówką pekińską, Maja zaś risotto z kurczakiem i marchewkę. Do tego zamówiliśmy również kompot.

Tu (pozornie) było niesprawiedliwie, bo Bartek wcale nie chciał ozorów, ale mówił, że on w domu jadał i dobre są, to powiedziałam, że jak będą dobre to podzielimy się pół na pół. Całą wiarę pokładałam w szumnie nazwanym risotto, w lokalu, który wyglądał bardzo profesjonalnie.

Moje ozorki wyglądały ok, przynajmniej w momencie podania. Potem było już gorzej. Mięso było twarde (ozorki przygotowywane u mnie w domu są bardziej ugotowane - rozpieszczono mnie...) i dwa kawałki były częściowo albo tłuste albo z jakimiś ścięgnami. W każdym bądź razie żułem je i żułem i żułem jak jakąś gumę - tragedia #2. Dobrze, że sos był mocno chrzanowy i pomógł przy przełknięciu. Ziemniaki mogły być (przynajmniej były osolone), choć miały jakiś słodkawy posmak - może były zmarznięte  Jedyne do czego nie mam zastrzeżeń to surówka pekińska, która naprawdę była niezła. No ale nie na warzywka poszedłem, tylko na obiad...


Przejdźmy do dania Mai, czyli tragedii nr 3.

Dania dostaliśmy równocześnie i równocześnie zaczęliśmy ich smakować. Pierwszy widelec risotto. Hm. To jest niesłone. Drugi widelec. To jest stanowczo niesłone i bez smaku. Trzeci widelec - skóra z kurczaka. Gdzieś w tych okolicach sięgnęłam po solniczkę. No, ale zaraz - przecież jak się idzie do lokalu na obiad to nie chodzi o solenie niesłonych dań tylko ewentualnie o dosolenie do smaku. Jeszcze miałam jedną wątpliwość - może ja durna jestem i to jest lokal ze zdrową i niesoloną żywnością. "Bartek daj mi swojego ziemniaka" - pomyślałam, że skoro ryż niesłony to może ziemniaki też. Ziemniaki nie były słone, ale były solone co tylko dowiodło, że moje danie jest wybrakowane. Po trzecim osoleniu zdecydowałam, że:
  1. Z całą pewnością TO JEST NIESŁONE.
  2. Cebula jest przypalona.
  3. Kurczak bez smaku, a oprócz mięsa są w daniu również skóry.
  4. W sumie to najlepsza z tego wszystkiego jest surówka (gdzieś już to słyszałam dzisiaj...)



Czyli tragedia #3. Zdecydowałam, że... oddam to "danie". Był to mój pierwszy raz, ale naoglądałam się Kitchen Nightmares i mniej więcej wiedziałam jak to działa :P Pani właścicielka popatrzyła ze zrozumieniem i odesłała danie do kuchni. Kucharz (poprzez kelnerkę) przeprosił i zaproponowano mi dowolne danie z karty za darmo. Zjadłam tak z 1/3 mojego dania więc nie byłam już tak głodna. Chciałam sałatkę. Z camembertem, pomidorem, oliwkami i kaparami. Oto co dostałam:


Czyli tragedia #4. Dobrze widzicie. Przypalone (były na dodatek zimne) grzanki, plastry camemberta, ósemki pomidora i oliwki z kaparami ze słoiczków. Czas przygotowania dania w domu - 10 minut. Koszt w karcie: 19 zł!! (nie znam się na cenach produktów bio, ale nie wygląda mi to na danie warte swojej ceny) Masakra. Nawet nie było to polane sosem, ani oliwą. Wszystko natomiast pływało w marynacie słoiczkowej kaparów.

Reasumując, gdybyśmy mieli listę najgorszych restauracji "Empatia" zdecydowanie zajęłaby czołowe miejsce. Tak wielu minusów jeszcze żaden lokal u nas nie zebrał i zdecydowanie będziemy go omijać i nie polecać dalej. Tragedia.

Stanowczo tam nie wrócimy. Danie, które miało naprawić moją opinię o lokalu, doszczętnie lokal pogrążyło. Naprawdę już lepiej iść do Tele Pizzy i zjeść placka.


P.S. Kompot był dobry.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Jak nie trudno zauważyć dosyć częstymi lokalami jakie odwiedzamy i oceniamy są łódzkie pizzerie. Kolejną restauracją serwującą ten typ jedzenia byłą "Toskania". Pizzeria znajduje się przy Piotrkowskiej 102 i ukryta jest w bramie kamienicy. Nietrudno jednak do niej trafić. :)

Wystarczy kierować się na Łódź Kaliską i uważać z lewej strony ;) A chodzimy na pizzę, bo ja uwieeelbiam pizzę (dlatego żadna dieta się mnie nie ima :P). Zresztą Bartek też musi lubić, bo nigdy nie narzeka jak mówię "PIZZA!" ;)

Lokal z zewnątrz nie wygląda za specjalnie ciekawie, nieco lepiej jest wewnątrz. Czerwone obicia siedzisk, schludne stoły oraz dodatkowe elementy przyciągają wzrok i zachęcają do pozostania. Jedynie malowidła naścienne niezmiennie mnie bawią, ale to już kwestia gustu. ;)

(mnie natomiast bawią latarenki nie pod kolor, ale ja ogólnie tak średnio za świeczkami jestem)



Po wybraniu miejsca kelnerka szybko podała nam menu. Niestety potem musieliśmy na nią trochę poczekać aby złożyć zamówienie... W końcu jednak się udało i rozpoczęło się czekanie na pizzę.

Zamówiliśmy pizzę o pięknie brzmiącej nazwie "Etna" (cena za dużą: około 20 zł). Spodziewaliśmy się więc samych wybuchowych rewelacji smakowych, zwłaszcza że jednym ze składników miał być ser gordonblu (pisownia oryginalna z menu) i bekon. Przygotowanie pizzy i wyjęcie jej z pieca zajęło kucharzowi kilkanaście minut - ani za mało, ani za dużo jak na pizzę. Nie dostaliśmy jej jednak od razu po nałożeniu na talerze. Obserwowałem sobie ze stolika jak kucharz przeciął nasze zamówienie, rozłożył połówki na talerze, położył na ladzie i... stały tam tak 3-5 minut. Po prostu kelnerkę gdzieś wcięło i nie miał kto nam podać! Widziałem jak już samego kucharza szlag zaczyna trafiać z tego powodu, ale szczęśliwie dziewoja, która nas obsługiwała w końcu się pojawiła i spostrzegła groźną minę kucharza i nasze talerze.

Ja tego nawet nie zauważyłam, ale za to poczytałam menu w którym występuje co najmniej kilka literówek (jak choćby w słowie rukola). I nie wierzę w nazwę sera, który był na naszej pizzy ;) Warto dodać, że napoje nie są w Toskanii tanie. Jeśli dobrze pamiętam to 5 zł za 0,2 l Coca-Coli i nie było bardziej opłacalnej opcji (i to tutaj miało miejsce świętokradztwo - Coca-Cola podana w szklance Pepsi!).

Jak widać na załączonych niżej zdjęciach ser pleśniowy na naszej pizzy faktycznie i się trafił, ale zamiast bekonu dostaliśmy... szynkę. ;] Muszę przyznać, że nie jest to pierwsza taka sytuacja kiedy jestem w tej pizzerii - czasem czegoś im chyba brakuje i dają co mają.



Mimo tego, że nie otrzymaliśmy w 100% tego co zamawialiśmy nie zdecydowaliśmy się na reklamację. Mnie było obojętne czy będzie szynka, czy bekon - a Maja nawet bardziej wolała szynkę. Poza tym pizza sama w sobie była całkiem niezła. Ciasto cienkie - ale nie spieczone na kamień, ser ok (zarówno pleśniowy, jak i żółty), wędlina też. Ja oceniam pizzerię na ocenę dobrą.

Ja mogę nawet powiedzieć, że pizza była bardzo dobra. Rzeczywiście po chwili oglądania pizzy zauważyłam, że w sumie to w menu był bekon, ale tak jak powiedział Bartek - wolę szynkę :) Bardzo lubię sery porządnie pleśniowe i ten właśnie taki był. Wszystko pięknie grało smakowo i najedliśmy się za całkiem przystępną cenę. Możemy polecić :)

środa, 24 kwietnia 2013

Prawdą jest, że Bartek ma przepis na przepyszne spaghetti, którym to nie chce się w ogóle podzielić :) Więc tym razem to ja przygotowałam spaghetti wg przepisu spaghetti bolognese ze świeżym szpinakiem. Poniekąd ucieszyłam się z tego przepisu, bo uwielbiam szpinak i zawsze chętnie nauczę się go wykorzystywać :)

Mój ci on (przepis) i póki co nie będę się tą tajemną, rodzinną recepturą dzielił. ;)

Zacznę nieco od końca: potrzeba do tego dużo garnków. Już i tak ograniczyłam zmywanie o jeden, bo makaron ze szpinakiem zrobiłam w tym samym garnku w którym się gotował. Tyle było zmywania:



A jaka była zabawa z miksowaniem warzyw. Otóż jeśli się nie ma porządnego blendera z pokrywką to lepiej tego nie próbować i ograniczyć się do zwykłej tarki z małymi oczkami. W ogóle nie wiem, ale dla mnie ta marchewka i seler niewiele dały, ale może ja się nie znam :) Należy uważać też z makaronem, żeby go zostawić w pierwszej fazie al dente. Aha i nie trzeba kupować tego sera w kawałku - chyba nawet tańszy jest tarty i jest go trochę więcej niż potrzeba do tego przepisu :) Poza tym wydaje mi się, że składników jak zawsze podano za dużo (zawsze z mamą mamy jeszcze dodatkowy obiad w tygodniu).

Też wydaje mi się, że seler i marchewka są tutaj elementami zbędnymi, gdyż nic a nic ich nie było czuć. Co do sera - według mnie lepiej jeśli się kupi bloczek i dopiero zetrze. Taki od razu starty wyglądał... dziwnie.

Tak wyglądało dzieło:




Moim zdaniem spaghetti wyszło bardzo smaczne i sycące, a pomysł z serem i szpinakiem być może wkupi się do mojej kuchni na stałe :) Uwaga! W przepisie jest dużo czosnku! (my lubimy, ale przecież nie wszyscy).

Spaghetti bardzo dobre. Szczerze się zdziwiłem, że szpinak w surowej postaci tak fajnie smakuje (jak dla mnie to sam makaron podgrzany na oliwie z czosnkiem i szpinakiem był ekstra). 

Kiedyś dawno temu obiecałam, że zrobię gorditas de nata (dokładnie tutaj). I zrobiłam wg przepisu tego, który miał dokładnie odzwierciedlać te grubaski (gorditas to po hiszpańsku grubaski), które są sprzedawane na ulicach Meksyku - a przecież o to chodziło :) Zacznijmy od tego, że cały film jest po hiszpańsku, a jakby tego było mało, to pani nawija nie tylko najważniejszych rzeczach tylko przez pierwsze 2 minuty na przykład, o powodach stworzenia filmiku. Ja wprawdzie uczyłam się hiszpańskiego, ale moje zdolności chyba nie były wystarczające ;)

Co do samego przepisu - nie mamy w Polsce half cream. A już zwłaszcza media crema firmy nestle. Myślę, że to był jeden z problemów. Próbowałam zmieszać śmietanę 30% (też jest w przepisie) i jakąś odtłuszczoną śmietankę do kawy, ale ni cholery nie przypominało to konsystencją tej z filmiku. Poza tym masa powinna leżeć przez noc, albo co najmniej godzinę w lodówce (u mnie były to ze dwie godziny).

Grubaski to też "idealne" danie dla mnie. Testuje cierpliwość. Nie wolno robić tego na dużym ogniu, bo się szybko przypala i jest nie zrobione w środku. Trzeba powoli i CIERPLIWIE czekać aż uzyska ładny kolor.

Na koniec wyglądały tak:



Pod spodem jest kilka czarnych ;) I niestety nie smakowały tak jak tamte. Cóż. Trzeba szukać dalej.

W przypadku "deseru" trudno mi cokolwiek napisać. Maja bardzo się starała aby z polskich składników i w naszych warunkach stworzyć coś co kupiliśmy na meksykańskiej ulicy. Grubaski były co prawda niezłe, ale to... no nie było to samo co w Meksyku. Myślę, że to kwestia znalezienia odpowiedniej śmietany.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Pewnego pięknego dnia Pascalowi Brodnickiemu uroiło się, że śledzie z camembertem będą dobrym pomysłem. Zapiekanka śledziowa z Camembertem, ziemniakami i porem brzmi absolutnie kosmicznie i zrobiłam ją tylko po to by przekonać się, że mam rację (poza tym wszystkim nie lubię zapiekanek za bardzo, więc byłam dodatkowo uprzedzona).

To nie uroiło się jemu tylko francuskim wieśniakom. :) Przynajmniej tak mówił w swoim filmiku. ;)

O jak bardzo się myliłam. Wyszło absolutnie przepyszne. Tak niespodziewanie przepyszne, że trafia do ulubionych. Zjedliśmy wszystko od razu, bez jakiegokolwiek zastanowienia :) Przykrycie z camemberta okazało się bardzo udane, ale śledzie naprawdę do tego wszystkiego pasowały. Oto jak wyglądało:



Przygotowanie całego dania nie zajęło długo, na szczęście przepis jest czytelny i prosty. Trzeba tylko pamiętać aby wcześniej przygotować śledzie tj. zamoczyć je mleku (ewentualnie odsolić w wodzie). Bo tak to nie było problemów z uszykowaniem dania.

Jeśli chodzi o uwagi do przepisu to na pewno trzeba uważać na śledzie i próbować na ile solić, bo śledzie potrafią być naprawdę słone mimo moczenia w mleku. I sałatę można zrobić ciekawszą, chociaż może sensowne jest nie zagłuszanie fajnego smaku zapiekanki.

Zapiekanka wyszła super! Ser pięknie się rozpuścił (i równie pięknie trzymał ciepło...), śledź po moczeniu w mleku i podgrzaniu nabrał słodkawego smaku. No i smażone pory - jak dla mnie najlepsza część dania (naprawdę, nigdy bym nie pomyślał, że smażony por z winem może być taki dobry!). Zdecydowanie do ulubionych. :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Jakiś czas temu miałem kolejne podejście do zdobycia tytułu "kierowca". Niestety, nie udało się... :( Nie ma się co jednak załamywać - uda się następnym razem. Którymś razem. ;) 

W każdym bądź razie w ramach "pocieszenia" i poprawienia dnia wybraliśmy się z Mają na pizzę do "La Strady" przy ul. Piotrkowskiej. Po krótkim przejrzeniu menu wybraliśmy... pizzę. Oczywiście nie pamiętam jaką i za ile - mam szczerą nadzieję, że Maja pomoże i dopowie. :> W każdym bądź razie, po odczekaniu tych 10-15 minut wylądowały przed nami talerze z takim gotowym daniem:


Mnie się wydaje, że to była jedna z nowych pizz "Orient Express". Ale też ręki sobie uciąć nie dam. Duża za 27 zł, co daje cudowny wynik 13,5 na osobę. Była bardzo ciekawa. Ciekawy smak orientalnych przypraw początkowo był nieco dziwny, ale po pierwszym kawałku cieszyłam się, że spróbowałam tej pizzy. I oczywiście na pocieszenie piwo pszeniczne (kiedyś próbowałam ciemnego, ale mnie irytowało, bo wyglądało w szklance jak coca-cola i cały czas sięgając po nie miałam nadzieję na coś słodkiego ;)). La Strada to jedna z naszych ulubionych restauracji i dlatego została wybrana "na pocieszenie" :) Muszę powiedzieć, że od pewnego czasu nie można je absolutnie nic zarzucić. Kiedyś obsługa była taka sobie, teraz jest już wszystko profesjonalnie i w porządku :)

Pizza bardo dobra - ciasto nie spalone, nie za grube. Do tego porządne składniki i w stosunkowo dużej ilości. Jedynie do sosów mogę się przyczepić (choć nie do samego smaku) - podawane są z lodówki, więc na pizzy ląduje zimne coś co od razu schładza danie. :/ Zresztą, jeśli jest się w "La Stradzie" warto jednak jeść pizzę z oliwą (dostępne: ostra, ziołowa, zwykła). Ja polecam lokal! :)

Ja zawsze polecam La Stradę. Pyszna pizza w dobrych cenach, fajna atmosfera, duże zróżnicowanie dań. No i oliwa do pizzy. Mniam! Polecam również!
Wyjątkowo niechronologicznie opiszemy naszą wczorajszą wizytę w El Toro. Bartek zaprosił mnie tam ponieważ we wtorek miałam imieniny :) Dokładniej dał mi wybór: albo El Toro albo Ato Sushi. Jako, że już dawno chciałam trafić do hiszpańskiej restauracji - wybór był prosty.

Do Ato Sushi i tak pójdziemy. ;)


Na wejściu powitała nas... karteczka, że terminal nieczynny :/ Trzeba nadmienić, że El Toro nie należy do restauracji tanich i na wizytę u nich należy rezerwować około 70-100 zł. Zdeterminowani weszliśmy do środka i zobaczyliśmy ładny wystrój i usłyszeliśmy hiszpańską muzykę. To na pewno na plus. 

Pani podała nam karty i zaczęliśmy się decydować. Ja wybrałam policzki wołowe w czerwonym winie, a Bartek królika i pobiegł do bankomatu. Kiedy Pani przyszła zebrać zamówienie okazało się... że królika nie ma. Nie było również puree z migdałami. Trochę się zdenerwowałam, bo menu krótkie, drogie i prawie nie było z czego wybierać. W końcu Bartek zdecydował się na jagnięcinę w białym winie z migdałami i rodzynkami.

Tak, to była mało przyjemna informacja na wejściu, gdyż w moim portfelu prędzej bym znalazł mapę skarbów niż jakiś banknot. Na szczęście nie było daleko do bankomatu - więc po wybraniu dania poszedłem spokojnie wypłacić nieco gotówki. I tak, danie na które miałem największą ochotę okazało się tak popularne, że znika w dzień kiedy sprowadzają króliki - dla chętnych spróbowania go informujemy (wiadomość od kelnerki!), że królicze mięso przywożą we wtorki. Pozostała mi więc jagnięcina bądź burger do zamówienia. Burgera to mogę sobie w Mc kupić, wziąłem owieczkę.

Dania wyglądały tak:



Gwoli wyjaśnienia - pierwsze zdjęcie przedstawia poliki wołowe, a drugie moją jagnięcinę. ;)

Co można powiedzieć... ziemniaczki pieczone były dobre i pomidor grillowany też. Co do mojej wołowiny... rozpadała się. I trzeba było przecedzić przez zęby przyprawy z sosu (typu ziele angielskie), a smakowała jedynie czerwonym winem. Osobiście... naprawdę mnie nie zachwyciła. Bartka jagnięcina była dużo lepsza i ciekawsza w smaku.

Jagnięcina mogła być, delikatna i fajna w smaku. Poliki wołowe gorsze, gdyż czuło się przede wszystkim wino. Poza tym mięso było wyjątkowo rozlatujące się na pojedyncze włókienka... Poza tym, jedno i drugie mięso zawierało wyjątkowo skumulowane tłuste "mięsa" - chyba powinno się to jednak wykrawać. W każdym bądź razie mnie się to nie podobało. Ziemniaki super, a pomidorki - mniam! :)

Swego czasu na innym blogu ukazała się bardzo pochlebna recenzja tego lokalu... może tylko tym razem było jakoś tak... nie tak. Jednak jestem zdecydowana dać im jeszcze jedną szansę przychodząc na paellę, bo podobno warto się wyżyłować i spróbować :)

Ja chcę spróbować przede wszystkim królika. Paella aż tak mnie nie interesuje - szykują się więc jeszcze dwie wizyty w "El Toro". :]

wtorek, 9 kwietnia 2013

Ostatni weekend dzięki jednej sieci dyskontów stał się pod kątem kulinarnym weekendem makaronowym. :) Dwa przepisy, dwa różne sposoby przyrządzenia klusek. Mnie, z racji tego, że dosyć często gotujemy z rodziną spaghetti, przypadł przepis promowany twarzą Pascala Brodnickiego, czyli faszerowany makaron lumaconi.

Tak... zgodziłam się tym razem zrobić spaghetti. Ale o tym jeszcze napiszę. Trzeba wspomnieć o ogromnym poświęceniu całej rodziny Bartka, ponieważ czekali na mnie z obiadem aż do godziny 17. Ja w sobotę pracowałam i nie było szans na wcześniejszy obiad. Jeszcze raz dziękuję :)

Na temat samego przygotowania trudno cokolwiek powiedzieć, gdyż przepis i samo danie jest banalnie proste. Naprawdę, żadnego kombinowania i gimnastyki. Jedyne co mogę tylko zasugerować przygotowującym danie to to, że należy mięso - w trakcie smażenia na patelni, mieszać i rozdrabniać jednocześnie za pomocą widelca. Chodzi o to aby nie powstały, a potem nie zostały, żadne "grudki" z mięsa. :) No i prawdę mówi Pascal w filmiku szkoleniowym - faszerowanie kluseczek mięsem jest baaardzo pracochłonne (i monotonne).

Niestety tym razem nie mam żadnych uwag odnośnie gotowania, bo jak przyszłam obiadek na mnie praktycznie czekał :)

W każdym bądź razie, całość zaraz po wyjęciu z piekarnika prezentowała się tak:


Tutaj należy przestrzec gotujących - w przepisie jest napisane iż całość należy włożyć do rozgrzanego piekarnika na 15 minut. Nie wiem, może mój piec był za mało rozgrzany albo za dużo było makaronu w brytfance, ale ja musiałem trzymać całość dodatkowe 10 minut. Po "przepisowych" 15 minutach niestety wszystko było letnie pod warstwą rozpuszczonego sera.

Tak natomiast faszerowany makaron lumaconi prezentował się już po nałożeniu na talerzach:



Danie proste, szybkie w przygotowaniu (po 10 klusce już się nabiera wprawy w faszerowaniu i idzie to szybciej) i bardzo dobre. Polecam każdemu to lubi makaron i ma ochotę na coś innego niż spaghetti bądź kluski z sosem! :)

Sympatyczne danie, które po odgrzaniu jadłyśmy z moją mamą jeszcze następnego dnia :) Bardzo fajne i moim zdaniem efektowne wizualnie, bo makaron zapieczony serem wygląda dla mnie tak włosko :) W każdym razie obiadek był pyszny, w sam raz na nagrodę za napisanie strony magisterki :) (bo ja to właśnie usiłuję napisać magisterkę :))

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Dzień po tym jak Bartek męczył się z pstrągiem ja postanowiłam przygotować szynkę pieczoną w skorupce z musztardy z zieloną soczewicą. Nigdy nie robiłam szynki, a już na pewno nie robiłam soczewicy. No proszę ja was, soczewica?! 

Ostatni raz soczewicę jadłem mając 8-10 lat w czasie wakacji, na jakimś festynie zorganizowanym przez Hare Krysznę. Do dzisiaj wspominam tamte smakowe doświadczenia w kategorii "paskudztwo, nigdy więcej". Tak więc bardzo sceptycznie podchodziłem do Pascalowego przepisu i nie raz w trakcie gotowania pomyślałem "Czy można zrobić soczewicę tak aby była smaczna?"

Okazuje się, że owszem! Soczewica z boczkiem i warzywami jest pyszna i chętnie ją przygotuję również do innych potraw. Podczas robienia wyglądała tak:


W zasadzie najwięcej zabawy było z krojeniem tego wszystkiego. No i trochę dziwne było to gotowanie i hartowanie soczewicy (jak dla mnie kosmos). Cały czas nie wiedziałam czy ta soczewica już jest dobra czy nie.

Dwukrotne gotowanie i hartowanie soczewicy, dwukrotne. ;)

Jeśli chodzi o szynkę to przygotowanie mięska polegało między innymi na zrobieniu w nim dziurek i upchnięciu w nim ćwiartek ząbków czosnku. Okazało się, że żaden ze mnie "nożownik" i to zadanie musi wykonać Bartek ;)

Bartholomew the Ripper po prostu. :P Choć fakt, zdecydowanie lepiej mnie szło nakłuwanie szynki i potem upychaniu w niej czosnku. No i ja potem jeszcze musiałem przygotować musztardowy "pancerzyk" i "umalować" nim mięso.

Całe danie:


Na talerzu (mało fotogeniczne zdjęcie, wiem):


Potrawa była pyszna. Rustykalna, taka wiejska. Mało roboty (tylko trzeba wszystko pokroić), praktycznie bezproblemowa. I jak dla mnie - niebo w gębie :)

Prawda, szynka z soczewicą i warzywami wyszła pysznie. Mięso miękkie, soczyste i pełne aromatów i smaków z wciśniętego czosnku i musztardowej skorupki. Do tego bardzo aromatyczne i ciekawe smakowo warzywa - szykowane praktycznie bez przypraw (boczek świetnie zastępuje tutaj sól i przyprawy). Śmiało mogę polecić to danie na obiad! :)

P.S. Ta potrawa również pokaże wam czy mięso, które kupiliście jest dobrej jakości. Niestety wadą naszego mięska była wpompowana woda. Po upieczeniu w plastrach były malutkie dziurki po wodzie, która wyparowała.

niedziela, 7 kwietnia 2013

W zeszłotygodniową środę dopadła nas chandra z powodu przedłużającej się zimy. Wiadomo - śnieg, minusowe temperatury i brak Słońca na każdego może zacząć źle wpływać. Nawet na mnie, osobę, która kocha zimę. :] (mnie zima nie przeszkadza, ale odmrożone nogi już tak ;))

W każdym bądź razie nie chciało nam się jeździć po mieście w poszukiwaniu lokalu. Wybraliśmy się więc do pizzerii, która jest niezmiernie blisko mojej pracy, czyli do "TelePizzy" przy ul. Narutowicza. Przyznać się trzeba, że nie tylko zimowy brak weny nas tam skierował, chcieliśmy przy okazji przypomnieć sobie jak smakują serwowane w "TelePizzy" pizze (ja tam jadłem ostatnio ponad 10 lat temu, o ile nie 15).

Ja jadłam w Telepizzy gdzieś w latach 90. :) Mieliśmy wybór: porządny obiad, pierogi albo pizza. Cóż... widać na co wypadło :)

Lokal "TelePizzy" przy ul. Narutowicza jest niezmiernie mały, w środku zastaniemy raptem cztery stoliki (w tym jeden na więcej niż dwie osoby). Widać, że miejsce jest nastawione przede wszystkim na zamówienia do domu bądź na wynos - większej grupy osób nie ma co tam zapraszać. Podeszliśmy do "barku" w poszukiwaniu karty dań.


Menu jakie można znaleźć przy "barku" to stos ulotek sieci, brak tradycyjnej karty. No nic, trudno - zaczynamy szukać po pizzach jakiejś interesującej. Zdecydowaliśmy się na pizzę łączoną - nie pamiętam jaką... Maju, pomożesz? (Boryna na hawajach - prawie zawsze zamawialiśmy ją kiedy byłam mała; mam wrażenie, że wtedy tylko TelePizza oferowała pizze pół-na-pół) Na pewno była w wersji z amerykańskim ciastem (dopłata 1 zł) i bez sosu (gdyż za sos należy dopłacić 1,50 zł).



Wspominałam, że nienawidzę jeść plastikowymi sztućcami i na plastikowych talerzach? Nie dziwi więc moje zniesmaczenie kartonowym talerzem ;) Pizza była super. Nie wiem czy to dlatego, że pewnie w tej sieci jadłam pierwszą pizzę w życiu, czy dlatego, że naprawdę jest tak dobra. Należy dodać, że w środy pizza jest za pół ceny, więc *w sumie* mogliśmy kupić i sos :P Ale to się kłóci z moją filozofią życiową ;) A jeśli chodzi o amerykański spód - o niebo lepszy od tego w pizzy hut, bo nie jest tłusty!

W mojej ocenie lokal oraz sposób podania pizzy zdecydowanie przekreśla to miejsce jako lokal na obiad. Pizza jednak sama w sobie była bardzo dobra i trzeba jej to oddać. Tak więc "TelePizza" trafia do naszych ulubionych, ale z uwagą, że należy ją zamawiać do domu.

Dokładnie - zamawiamy do domu, albo bierzemy na wynos. Na miejscu nie polecam.

P.S. Jest jeszcze jeden minus niwelowany przy opcji "na wynos" - nie trzeba patrzeć na wszechobecne reklamy nowego filmu na podstawie książki Stephanie Meyer ;)
Środową tradycją stały się nasze popołudniowe obiady na mieście. Zaraz po nich mamy kurs (przygotowujący nas do pełnienia bardzo zaszczytnego społecznego "zawodu"), który odbywa się na ul. Lipowej. Nie da się ukryć, że jest to stosunkowo blisko centrum miasta, jadamy więc zazwyczaj na Śródmieściu. Jednego tygodnia nie było kursu i mogliśmy zapuścić się nieco dalej - wybór padł na rodzinne strony Mai, czyli Retkinię. 

Maja stwierdziła, że u niej na dzielnicy w sumie to nie ma restauracji. To znaczy są pizzerie, McDonald i coś tam jeszcze, ale ich restauracjami - takimi prawdziwymi - nazwać nie można. Ale, ale zwróćmy uwagę, że powiedziała "w sumie to nie ma", a nie "nie ma w ogóle". Retkińską restauracyjną perełką jest "Ambrozja", lokal położony przy ul. Piaski. 

Widywałam tę restaurację od kiedy pamiętam, ale nigdy w niej nie byłam. Naprawdę na Retkini poza Ambrozją jest jeszcze tylko jedna restauracja, gdzie z kolei ceny są mało przystępne (Rosarios), a znajduje się ona 3-4 przystanki tramwajowe od Ambrozji.

Lokal z wyglądu nie przedstawia sobą nic szczególnego, w mojej ocenie wpisuje się w kategorię "bar mleczny". Jednak jak to się mawia "nie szata zdobi człowieka", tak i o restauracji nie świadczy wystrój. Jest on ważny, ale dla mnie... jedzonko jest ważniejsze. :)

Dla mnie niestety wygląda jak to czym jest czyli lokalem na imprezy. Średnio mi pasował ten wystrój, ale z drugiej strony było czysto i schludnie. Na pewno lepiej niż w Sznycelku ;)

Menu na miejscu nie uraczymy, przynajmniej nie w postaci tradycyjnej karty. Przy barku bowiem wisi stylowa, pamiętająca wczesne lata 80-te ubiegłego wieku, tablica z przywieszonymi daniami, które są danego dnia serwowane. Pani nas przyjmująca (właścicielka?) poinformowała nas iż codziennie jest inne menu - dlatego też taki sposób jego prezentowania. Daje to również do myślenia - skoro bowiem nie ma "stałego" menu to znaczyć to może, że kuchnia nie jest pełna zamrażarek z gotowymi, zamrożonymi, sosami, mięsami etc. Czyli szykują na świeżych składnikach. Super! :)

Właściwie to powiedziała, że codziennie jest inne danie dnia... no ale :) Poza tym Pani była przemiła :)

Kilka sekund zajęło mnie i Mai zapoznanie się z ambrozjową ofertą obiadową. W końcu poprosiliśmy o indyka w pieczarkach (czy jakoś tak) i schab po gospodarsku (czyli faszerowany kapustą i grzybami), jedno i drugie z ziemniakami i zestawem surówek. Poszliśmy zająć stolik i czekaliśmy...

Mnie urzekło, że jak tylko zamówiliśmy rozległo się bicie kotletów ;) Myślę, że to dobry znak. Nasze dania kosztowały chyba koło 16 zł za zestaw. Czyli w sumie nie tak dużo, choć wiadomo, że bywało i taniej :)

Muszę przyznać, że nie kazano naszym brzuchom grać marsza głodowego - talerze z gotowymi daniami znalazły się przed nami w przeciągu 10 minut maksymalnie. Tak prezentowały się nasze zamówienia:



Jedno i drugie danie było... super! Dobre, dobrze przyrządzone mięso, do tego fajnie zrobione ziemniaki (takie jak spod pierzyny) i przyzwoite surówki. Podsumowując, było smacznie i niedrogo. :)

Rzeczywiście było bardzo smacznie! Najlepsze było mięso. Bartkowe pieczarki były absolutnie przepyszne, a mój kotlet był bardzo interesujący z kapustką w środku. Co do ziemniaków... rozpracowałam je :) Były ugotowane wcześniej i trzymane w cieple albo odgrzane na parze. Ale w porządku były. Surówki też fajne, bo dużo. Naprawdę bardzo przystępne miejsce i bardzo smaczny domowy obiad.

sobota, 6 kwietnia 2013

Kilka tygodni temu moja Babcia miała dosyć poważny wypadek, w wyniku którego trafiła do szpitala im. Jonschera. Pewnego dnia razem z Mają pojechaliśmy ją odwiedzić. Po wizycie zdecydowaliśmy się, że trzeba coś zjeść na obiad - szczęśliwie w drodze do placówki zdrowia mijaliśmy pierogarnię "Palce Lizać" znajdującej się w pobliżu skrzyżowania ul. Śmigłego-Rydza i Milionowej. Restauracja znajduje się w niepozornym budyneczku pofabrycznym, który ukryty jest za dawną fabryką Steigertów (produkującą wyroby wełniane i bawełniane), w której teraz jest salon meblowy. Z zewnątrz niepozorny, za to w środku... 

No ja po prostu padłam. Lustra, plastikowe (imitujące szklane) siedzenia, kryształowe żyrandole. Muszę powiedzieć, że mimo tego, że w środku było bardzo ładnie to przez to, że tak inaczej jest na zewnątrz - byłam nieco zmieszana. Ale wystrój był naprawdę ładny :) (zresztą widać na poniższym zdjęciu) I piękna była łazienka :) Wiem, że to taki nietypowy element oceny, ale ta łazienka po prostu była śliczna :)


Po wybraniu stolika szybko podeszła do nas pani (chyba właścicielka) z menu i z uśmiechem przedstawiła nam cóż dobrego możemy sobie zamówić. Poprosiliśmy o chwilkę na przedyskutowanie na co mamy ochotę  - dużo czasu nie dostaliśmy, gdy pani po kilku minutach przydreptała do nas i z nieukrywaną serdecznością zapytała "To co kochani, wybraliście już sobie coś"? :) Aż się miło i sympatycznie zrobiło. :) Rodzinnie wręcz. :)

Po krótkim zastanowieniu zamówiliśmy jedną porcję pierogów na słodko i jedną wytrawną. Maja wybrała pierogi z jagodami ze słodką śmietaną i czekoladą:


Ja zaś zdecydowałem się na pierogi szwabskie (z boczkiem, szpinakiem i czosnkiem), bez sosu, podsmażone:


Do tego jeszcze wzięliśmy dzbanek kompotu z suszu. (początkowo nie wiedzieliśmy, że kompot będzie kompotem z suszu :) szczęśliwie żadne z nas nie ma problemu z takim kompotem :))

Ja od razu mówiłam, że mam ochotę na coś słodkiego :) Pierogi z jagodami... mmm... I były absolutnie pyszne, nieoszukane, sok się wylewał... aż teraz mi ślinka cieknie. I przypomniałam sobie jeden z moich ulubionych smaków czyli jagody + śmietana (jeszcze jakby wrzucić cukru waniliowego...).

Niezamówienie sosu było moim kardynalnym błędem - pierogi były bardzo dobre, ale w wersji podsmażanej  są suchsze niż zwykłe gotowane. :) Mimo to był pyszne, podkreślę to! :)

Bartka pierogi również były bardzo dobre. Moim zdaniem bardzo ciekawy pomysł na farsz pierogowy. No i ważna rzecz - było bardzo tanio! Jeżeli dobrze pamiętam mała porcja pierogów (6 szt.) kosztowała 9 zł, a duża (9 szt.) 13 (my wzięliśmy małe porcje, bo nie byliśmy jakoś oszałamiająco głodni). Kompot z suszu jeśli się nie mylę - 5-6 zł za cały dzbanek, więc w sam raz na dwie (może nawet 3) osoby. Łatwo można policzyć, że nagle wyjście na obiad dla całej rodziny przestaje być wydatkiem rzędu 100 zł i można się z łatwością zmieścić w 50 zł.

To miejsce jest fantastyczne. Widać, że właściciele chcą prowadzić fajny lokal, nawet jeśli nie w centrum. Jedzenie było BARDZO smaczne i niedrogie, a miejsce bardzo ładne, więc nie może otrzymać od nas mniejszej od maksymalnej oceny! I oczywiście trafia do naszych ulubionych lokali.
Kolejny obiad przygotowany przez boski duet Maja & Bartek. Tym razem padło na aromatycznego pstrąga pieczonego w ziołach. Dobrze swoją drogą, że robiliśmy go jednak we dwójkę, bo przygotowanie potrawy zajęło nam bitą godzinę (albo i więcej).

Pewnie, do wyboru był pstrąg bądź szynka. I co wybrał Bartek ambitnie - szykuję pstrąga (co się zamieniło w "szykujemy")! Wydawało się to fajnym pomysłem i zupełnie nowatorskim bo od bardzo dawna żadnej ryby nie szykowałem. 

Ryba kupiona, pozostałe składniki też - można się brać do pracy. Pracy było dużo i dobrze, że Maja mi pomogła. Inaczej szykowałbym i szykowałbym i szykowałbym pstrąga. Pierwszy etap - warzywa, poszedł nieźle. Drugi etap rybny już nieco gorzej, choć aż tak narzekać nie mogę. Trwało to długo, ale nie było problemów np. z wiązaniem, czy faszerowaniem. Jest to pracochłonne, ale nie wszystkie dania muszą być z kategorii "da się uszykować w 10 minut". ;)

Z uwag do przepisu:
  1. Jest szansa, że patelnia się szybciej przypali niż cytryna.
  2. Farszu trzeba wtykać dużo.
  3. Najlepiej odciąć łebki... mnie oczy ryby po pieczeniu kompletnie pozbawiały apetytu.
Ja tylko dodam, że najlepiej wcześniej też przygotować sobie odpowiednią ilość sznureczków. I nie trzeba mieć po cztery wiązania na rybę - trzy wystarczą. Ah, no i kwestia faszerowania ryby masłem z warzywami - trzeba mieć naprawdę dobrze naostrzony nóż z ostrym czubkiem bowiem skóra ryby należy do trudnych do przecięcia "materiałów".

Wynik naszych starań:



Jak dla mnie niestety nie był wart zachodu, chociaż warzywka wyszły fajne. Przy pstrągu dużo roboty zarówno przy jedzeniu jak i przy robieniu.

Warzywa wyszły super. Ryba zresztą też, choć nie ukrywajmy - pstrąg ma mało mięsa, ale za to jest ono bardzo delikatne. I nie ma problemu z wyjmowaniem ości, jak np. przy karpiu. Całościowo jednak przepis okazał się pewnym niewypałem. Spodziewałem się większych fajerwerków. Ale warto było spróbować. :)

środa, 3 kwietnia 2013

Słyszeliście o Sznycelku? Ja słyszałam z wielu ust, że Sznycelek jest ekstra. Nie ma on strony internetowej, ma tylko bloga pełniącego rolę wizytówki. W każdym razie jest to niepozorny bar na rogu Narutowicza i Tramwajowej. Z zewnątrz nie wygląda zachęcająco, ale trzeba było spróbować.

Pierwsze wrażenie na wejściu - rany! Ile ludzi! Stanęliśmy w kolejce, a Bartek przytomnie ocenił, że miejsc siedzących za dużo nie zostało i może warto coś zająć. Miejsca zajęte były przez bardzo statystycznych mieszkańców oraz między innymi pracowników budowy. Wystrój... bar mleczny. Raczej nic pięknego. Kolejka poszła szybko i zamówiłam dewolaja dla Bartka (11,50 zł) i kotleta szwajcarskiego dla siebie (12,80 zł). Przy kasie napisana była karteczka, że na te dania trzeba czekać 20 minut. Cóż. Zaczekamy.

Prawda, o "Sznycelku" słyszało wielu, liczni też tam jadali. Mimo to lokal wg mnie jest mało znany i popularny - a szkoda, bo warto tam zajrzeć jeśli ma się ochotę zjeść coś dobrego i niedrogo. Co prawda lokalizacja oraz pierwsze wrażenie po wejściu nie należą do najlepszych, ale nie wolno się uprzedzać do lokalu po pierwszym kroku. :)

Nie czekaliśmy wcale 20 minut, a wywołano nasze dania. Porcje były spore, wyglądały jak domowy obiad i pachniały bardzo ładnie. Smakowały również bardzo porządnie, zwłaszcza jeśli zwrócimy uwagę na ceny.

W każdym bądź razie, mój de volaille wyglądał tak:


Natomiast kotlet szwajcarski Mai tak:


Zdjęcia nie oddają tego, ale porcje naprawdę był solidne. Do tego dołóżmy, że jedzenie było naprawdę dobre (przy takim przerobie ludzi jaki mają na pewno muszą mieć świeże produkty) i wniosek nasuwa się sam: najedliśmy się jak bąki.

Minusem miejsca jest położenie, bo niestety nijak nie jest mi nigdy po drodze, ale jeśli będę w pobliżu to na pewno tam jeszcze wpadnę. Podobno latem należy spróbować chłodnika. Zobaczymy :)

Etykiety

restauracja (115) Łódź (108) kurczak (45) gotowanie (37) frytki (34) zamknięte (34) pizza (31) sos (22) hamburger (19) makaron (17) Festiwal Dobrego Smaku (15) pizzeria (15) sałatka (15) FDS (14) ser (14) Okrasa (13) Pascal (11) Poznań (11) burger (11) ciasto (11) pieczone ziemniaki (11) boczek (10) naleśniki (10) piwo (10) ryż (10) surówka (9) szpinak (9) łosoś (9) McDonald (8) cukinia (8) fastfood (8) kawa (8) Warszawa (7) kebab (7) kukurydza (7) sałata (7) schab (7) szynka (7) warzywa (7) zapiekanka (7) śniadanie (7) Paryż (6) ananas (6) chiny (6) czosnek (6) kaczka (6) lemoniada (6) obiad (6) oliwki (6) pierogi (6) polędwiczka (6) wino (6) wołowina (6) ziemniaki (6) śmietana (6) Camembert (5) Gejsza Sushi (5) House of Sushi (5) bakłażan (5) bar (5) cola (5) cukiernia (5) cytryna (5) gorgonzola (5) krewetki (5) kuchnia amerykańska (5) lody (5) naleśnik (5) pierożki (5) pomidor (5) spaghetti (5) stek (5) tarta (5) wieprzowina (5) Babkarnia (4) Katowice (4) Off Piotrkowska (4) Senoritas (4) USA (4) babeczki (4) baklawa (4) banan (4) bistro (4) cebula (4) chaczapuri (4) czekolada (4) festiwal (4) grill (4) herbata (4) imbir (4) kanapka (4) khinkali (4) kokos (4) kompot (4) lunch (4) marchewka (4) orzechy (4) papryka (4) pasta (4) pesto (4) pierogarnia (4) pita (4) puree (4) risotto (4) ser kozi (4) ser pleśniowy (4) sernik (4) tortilla (4) 2016 (3) Francja (3) Gruzja (3) Kielce (3) La Strada (3) Lidl (3) Lili (3) Manufaktura (3) Mebloteka Yellow (3) Pozytyvka (3) Spektakl (3) Wrocław (3) Zbożowa (3) arbuz (3) ayran (3) baranina (3) bataty (3) burek (3) cevapcici (3) chałwa (3) curry (3) fasola (3) gruszka (3) gęś (3) hot-dog (3) hummus (3) indyk (3) jajko (3) kiełbasa (3) kuchnia włoska (3) lotos (3) miód (3) nachos (3) naleśnikarnia (3) owoce morza (3) pistacje (3) placki ziemniaczane (3) placuszki (3) pomidorki (3) por (3) przystawka (3) ptyś (3) pączek (3) quesadillas (3) rewizyta (3) salami (3) streetfood (3) truskawki (3) twaróg (3) warsztaty (3) wegetariańskie (3) zapiekarnia (3) zupa (3) żurawina (3) 2018 (2) Affogato (2) Albania (2) All Star Klubokawiarnia (2) American Bull (2) Awangarda (2) Before Food Market (2) Berlin (2) Breadnia (2) Brzeg (2) Bułgarska (2) Chude Ciacho (2) DalekoBlisko (2) Foto Cafe 102 (2) Galicja (2) Gorditas de nata (2) Jaffa (2) Kraków (2) Lavash (2) Mare e Monti (2) Montenegro (2) Poddębice (2) Restauracja Polska (2) Sendai Sushi (2) Spółdzielnia (2) Sushi Zielony Chrzan (2) Szkoła Gotowania (2) Szwalnia Smaków (2) Szyby Lustra (2) Tubajka (2) Turcja (2) Uniejów (2) Włoszczyzna (2) Zieliński i Syn (2) Złoty Imbir (2) antrykot (2) baozi (2) bar mleczny (2) boczniak (2) bolognese (2) bułki (2) carbonara (2) cheeseburger (2) chleb (2) chłodnik (2) ciastko (2) ciecierzyca (2) coleslaw (2) creme brulee (2) cukier (2) cynamon (2) drink (2) dubaj (2) falafel (2) flaki (2) galaretka (2) golonka (2) grzyby (2) guacamole (2) gzik (2) jabłko (2) jagnięcina (2) jajko sadzone (2) kalmary (2) kapusta (2) kapusta zasmażana (2) karkówka (2) karmel (2) kasza bulgur (2) kasza jaglana (2) kiełbaski (2) kluski (2) konfitura z cebuli (2) kopytka (2) kotlet (2) kozi ser (2) krab (2) kryształowa (2) królik (2) kurki (2) lasagna (2) limonka (2) maliny (2) mamałyga (2) mango (2) marynata (2) masło orzechowe (2) małże (2) melon (2) musaka (2) nuggetsy (2) ogórek kiszony (2) oliwa (2) oliwka (2) orzeszki (2) owoce (2) papryczki (2) papryka faszerowana (2) parówka (2) pierogi na słodko (2) pierogi wytrawne (2) placek (2) placek po węgiersku (2) polędwiczki (2) pomarańcza (2) przegrzebki (2) przekąska (2) przyprawy (2) pstrąg (2) rozmaryn (2) rukola (2) samolot (2) seler (2) sezam (2) soczewica (2) sos BBQ (2) sos czosnkowy (2) sos pieprzowy (2) sushi (2) szczypiorek (2) słony karmel (2) tagliatelle (2) tatar (2) tuńczyk (2) tymianek (2) wątróbka (2) zupa rybna (2) śliwka (2) żeberka (2) 2017 (1) 5ty Smak (1) Agrafka (1) Ala Turka (1) Ali Baba (1) Amarant (1) Ambrozja (1) Amelia (1) Amorino (1) Atelier Amaro (1) Bangkok lody tajskie (1) Bar-a-boo (1) Bavaria czy Tyrol (1) Belgian Fries (1) Berthillon (1) Big Betty (1) Bistro Radiowa (1) Bistro Williamsburg (1) BurGr (1) Burger Love (1) Bułgaria (1) Byk Burger (1) Cafe Antykwariat (1) Cafe Bar Poczekalnia (1) Cesky Film (1) Chorwacja (1) Chytra baba z Radomia (1) Columbus Coffee (1) Corn dog (1) Cukiernia Sowa (1) Cukiernia Wasiakowie (1) Czarna Owca (1) Czarnogóra (1) Da Grasso (1) DaAntonio (1) DaVella per Amici (1) Deli (1) Delicatessen (1) Deseo Tapas Bar (1) Dolce salato (1) Dolny Rynek (1) Dom Pielgrzyma (1) El Toro (1) Empatia (1) Fabryka Krawatów Bistro (1) Fabryka babeczek (1) Fatamorgana (1) Filharmonia Smaku (1) Food Market (1) Foodie (1) Four Color (1) Funnel cake fries (1) Godjo (1) GoodFood (1) Gordon Ramsay (1) Gorąca Kiełbasiarnia (1) Gruzińskie bistro (1) Hamra (1) Hand'n'roll (1) Heisser Wolf (1) In centro (1) Insekt (1) Internet (1) Irish Pub (1) Istambuł & Tajmahal (1) Italica (1) Jerry's Burger (1) Już wróciłem (1) KFC (1) Kalisz (1) Kamari (1) Karuzela Cafe (1) Klub 97 (1) Kluska Polska (1) Kombinat (1) Krochmal (1) Krowarzywa (1) Kuchnia Polska (1) L'Elephant d'Argent (1) La Vende Bistro (1) Lajkonik (1) Las Vegas (1) Le Grand Phenicien (1) Le Souk (1) Leniwy weekend (1) Lodziarnia Kolorowa (1) Lokal (1) Lukullus (1) Luncheria (1) MEG MU (1) Macedonia (1) Magia Karmelu (1) Malinowa (1) Manana (1) Mangal (1) Marcello (1) Mañana Tex-Mex Bar (1) Mała Litera (1) Meksyk (1) Metis (1) Mexican (1) Mięso & Bułka Habas (1) Montag (1) Motywy (1) Na Górze (1) Nekko Sushi (1) Niebostan (1) Niemcy (1) North Fish (1) O'maki Paris (1) Olimpijska (1) Otwarte drzwi (1) Pacyfik (1) Palce Lizać (1) Paleta Bieli (1) Pani Cupcake (1) Papuvege (1) Parnik na Chmielnej (1) Parowóz (1) Pho Shop (1) Pierogarnia Cynamon (1) Pijalnia Czekolady (1) Pijalnia Czekolady E. Wedel (1) Piotrków Trybunalski (1) Piwnica łódzka (1) PizzaPortal (1) Poczdam (1) Polakowski (1) Pop'n'Art (1) Porcja (1) Przedwojenna (1) Ratuszowa (1) Restauracja Przerwa (1) Restauracja Reymont (1) Restauracja u Kretschmera (1) Restauracja św. Józefa (1) Retka (1) Retkinia (1) Revelo (1) Rumunia (1) Scenografia (1) Senija (1) Ser Lanselot (1) Servantka (1) Sezon (1) Señoritas (1) Shahrazad (1) Si Senor (1) Si Señor (1) Sieradz (1) Skierniewice (1) Sklep z goframi (1) Skład Wina & Chleba (1) Sofa (1) Sofa cafe & lunch (1) Spała (1) Stretch Island Fruit Strips (1) Susharnia (1) Suzette (1) Sułtan Grill (1) Sylvio Italiano (1) Syria (1) Szadek (1) Szklarnia (1) Sznycelek (1) Słodka Pracownia Cukiernia Artystyczna (1) Tasty Kebab (1) TelePizza (1) Teremok (1) The Dorsz (1) Titi (1) Tivioli (1) ToDoJutra (1) Toskania (1) Tradycyjna Pączkarnia Słowik (1) Tulipan (1) U Ziuty (1) Uniejowski Festiwal Smaku (1) VINDA (1) Vapiano (1) Veranda (1) Vita (1) Walter's Coffee Roastery (1) Wendy's (1) Western Chicken (1) Wiosna (1) Włochy (1) Zapieckanka (1) Zapiekarnia & Plackarnia (1) Zaraz Wracam (1) Zielona (1) Zjadliwości (1) Zosia (1) Złote Jabłko (1) Złoty Osioł (1) ajvar (1) amuse-bouche (1) anchois (1) angus (1) ato ramen (1) awokado (1) baba ghanoush (1) badrijani (1) bajgla (1) banany (1) bao (1) barbata (1) basmusa (1) bazylia (1) bekon (1) białe wino (1) bita śmietana (1) blanszowane warzywa (1) bliny (1) borówki (1) brokuły (1) brownie (1) brukselka (1) budka (1) bulion (1) bulion z kaczki (1) buraki (1) burrito (1) cajun (1) cebula grillowana (1) chaczapuri adżarskie (1) chashushuli (1) cheddar (1) chikhirtma (1) chili con carne (1) chilli (1) chinkali (1) chipotle (1) chipsy (1) chińczyk (1) chińskie (1) chleb ze smalcem (1) churros (1) chvishtari (1) ciasteczka (1) ciasto drożdżowe (1) ciasto francuskie (1) ciasto królów (1) ciasto marchewkowe (1) ciorba (1) club sandwich (1) creme caramel (1) croissant (1) cukierki (1) currywurst (1) cydr (1) cykoria (1) czarna porzeczka (1) czarnuszka (1) czeburek (1) czereśnie (1) czerwona cebula (1) czerwona fasola (1) czerwony pieprz (1) daktyle (1) de volaille (1) demi glace (1) deser z kremem (1) dim sum (1) dip (1) dorsz (1) dressing (1) dym (1) dynia (1) dziczyzna (1) enchiladas (1) espresso (1) farsz (1) fasolka (1) faszerowanie (1) filet (1) film (1) fisker (1) focaccia (1) foul (1) frutti di mare (1) frytki z batatów (1) fusion (1) galettes des rois (1) gnocchi (1) gofry (1) gotuj i chudnij (1) gołąbek (1) gołębie (1) goździki (1) gramofon (1) granola (1) grillowane warzywa (1) grillowany kurczak (1) grissini (1) groch (1) groupon (1) grzanki z serem (1) grzybki (1) guciołki (1) gulasz (1) gęsina (1) hamsi (1) hawajska (1) hinduskie chlebki (1) hinkali (1) ikea (1) ikra (1) imperial (1) jabłko w cieście (1) jagody (1) jajko 63 (1) jajko confit (1) jajko poszetowe (1) jajko przepiórcze (1) jalapeno (1) jasne (1) jałowiec (1) jogurt (1) kakao (1) kalarepa (1) kanapka klubowa (1) kangur (1) kapary (1) kapusta pekińska (1) karczek (1) karpatka (1) kasza (1) kasza gryczana (1) kasza manna (1) kaszanka (1) kawiarnia (1) kałamarnice (1) kebap (1) kharcho (1) khoubz (1) kiełki (1) kinder bueno (1) kindziuk (1) kino (1) kiszona kapusta (1) kiwi (1) klopsiki (1) knedle (1) kofta (1) koktajl (1) kolendra (1) korniszon (1) kotlet szwajcarski (1) kotlet z ciecierzycy (1) kotlety selerowe (1) kowal (1) krem (1) krem budyniowy (1) krem czekoladowo-orzechowy (1) krem z buraczków (1) krem z buraków (1) krem z pomidorów (1) książka (1) kubdari (1) kuchnia afrykańska (1) kuchnia bałkańska (1) kuchnia brytyjska (1) kuchnia chińska (1) kuchnia czeska (1) kuchnia hiszpańska (1) kuchnia marokańska (1) kuchnia meksykańska (1) kuchnia molekularna (1) kuchnia rosyjska (1) kuchnia tajska (1) kuchnia wietnamska (1) kuchnia łódzka (1) kulki ryżowe (1) kurczak teryaki (1) kurczak w bekonie (1) kuskus (1) kwas chlebowy (1) kwestia smaku (1) kwiaty cukinii (1) larwy (1) latte (1) leberkase (1) lepinje (1) liść laurowy (1) lobio (1) lody pistacjowe (1) lody tajskie (1) lody waniliowe (1) lodziarnia (1) lokum (1) lukier (1) lumaconi (1) majonez (1) mak (1) makaron czekoladowy (1) makaron naleśnikowy (1) makaroniki (1) maki (1) makrela (1) masa kajmakowa (1) mascarpone (1) masło kminkowe (1) maślaki (1) mezze (1) miecznik (1) migdał (1) migdały (1) mintaj (1) miruna (1) mięso (1) morela (1) moro (1) mortadela (1) mrożona kawa (1) mrówki (1) mucha (1) murzynek (1) musztarda (1) mydło (1) myway (1) mózg (1) mątwy (1) naan (1) nadugi (1) naleśnik czekoladowy (1) ocet (1) ogórek (1) ogórek małosolny (1) ojukhari (1) okra (1) olej (1) oranżada (1) orecchioni (1) oscypek (1) otwarcie (1) ozorki (1) ośmiornica (1) ośmiorniczki (1) pan.puh (1) pancake (1) panna cotta (1) papa-lolo (1) pappardelle (1) pascha (1) pasta oliwkowa (1) pastet (1) pastrami (1) patisony (1) pałeczki (1) pekin (1) pepperoncino (1) pestki dyni (1) pesto bazyliowe (1) philly cheese steak (1) pieczarki (1) pieczywo (1) piekarnia (1) pielmieni (1) pierogi drożdżowe (1) pierogi polskie (1) pierogi ruskie (1) pierogi szwabskie (1) pierogi z jagodami (1) pierogi z kurkami (1) pierogi z serem (1) pikantny ogórek (1) pingyao (1) pkhali (1) placki z batatów (1) placki z cukinii (1) plackolandia (1) platany (1) plendze (1) pljeskavica (1) poliki wołowe (1) polędwica wieprzowa (1) pomidory (1) pop tarts (1) prażona cebula (1) precle (1) prosecco (1) ptyś karmelowy (1) puszka (1) putenesca (1) pączkarnia (1) pęczak (1) płatki kukurydziane (1) quiche (1) raki (1) ramen (1) regionalne (1) restrauracja (1) ristorante (1) robaki (1) rodzynki (1) rogal (1) rogal świętomarciński (1) rostbef (1) roszponka (1) rosół (1) ryb (1) ryba (1) ryby (1) rzodkiewka (1) róża (1) safari (1) sardele (1) sardynka (1) schitzel (1) ser lazur (1) ser pecorino (1) sernik Grand Marnier (1) shake (1) shitake (1) sieja (1) siela (1) siesta (1) skrzydełko (1) smażone mięso (1) smażony ser (1) snickers (1) sok (1) sok pomidorowy (1) solanka (1) solianka (1) sos aioli (1) sos beszamelowy (1) sos borowikowy (1) sos chrzanowy (1) sos kurkowy (1) sos miodowo-musztardowy (1) sos mole poblano (1) sos musztardowy (1) sos pomidorowy (1) sos śmietanowo-ziołowy (1) spezi (1) spiralki (1) stir fry (1) suflet dyniowy (1) suflet pistacjowy (1) suszony pomidor (1) suszony łosoś (1) szarlotka (1) szerbet (1) szparagi (1) szprycer (1) szybko (1) szynka parmeńska (1) słodko (1) słonecznik (1) tacos (1) tagliatelle z kurczakiem (1) tagliatelle z polędwiczką wieprzową (1) tahini (1) taishan (1) tempura (1) tiramisu (1) tolma (1) torcik czekoladowy (1) tragedia (1) tsingtao (1) tulumba (1) twarożek waniliowy (1) tłuszcz (1) udko (1) vege (1) walka (1) wege (1) wiener (1) winegret (1) wiśnie (1) woda mineralna (1) wrap (1) wspólny stół (1) wywar (1) wódka (1) wędlina (1) wędzone tofu (1) węgorz (1) yanjing beer (1) zaParowani (1) zapiexy (1) ziele angielskie (1) ziemniaki duchesse (1) zimno (1) zioła prowansalskie (1) zupa cebulowa (1) zupa krem (1) zupa pho (1) zupa węgierska (1) zupa z cieciorki (1) zupka chińska (1) złoto (1) ćevapčići (1) Łowicka (1) Łowicz (1) Łódzkie Burgery (1) łopatka (1) śledź (1) ślimak (1) śliwki (1) św. Marcin (1) świerszcze (1) żurek (1)