Po tych wszystkich pizzach i hamburgerach, które wciągnęliśmy ostatnimi czasy postanowiłam zjeść coś zdrowego. Oczywiście najłatwiej byłoby iść do Green Way'a, ale 5ty Smak jest przecież nowy i niezbadany. Trzeba spróbować.
W pewien wtorek, nie tak dawno temu, Maja zaskoczyła mnie pomysłem abyśmy poszli zjeść coś "zdrowego". Cóż, czasem trzeba się poświęcić więc specjalnie nie oponowałem. Pomyślałem też, że w sumie warto spróbować czegoś nie-mięsnego raz na jakiś czas. Tak dla odmiany.
Przybyłam na miejsce z lekką zadyszką i zbadałam tablicę z menu. Niestety okazało się, że ceny nie do końca zgadzają się z cenami na stronie (pierogi z kaszą gryczaną i białym serem kosztuję wg strony internetowej 12 zł, a wg tablicy w lokalu - 14 jeśli dobrze pamiętam). Więc zamówiłam inaczej: kotlety selerowe z rozmarynem i puree ziemniaczanym dla mnie (dopiero jak zamówiłam dopatrzyłam się surówek - pewnie byłoby bardziej dietetycznie) oraz naleśniki ze szpinakiem dla Bartka. Trochę mi zajęło wyjaśnienie Pani, żeby jeszcze chwilę poczekała z robieniem, bo czekam na kogoś.
Po dotarciu do lokalu pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była... pustka. W restauracji praktycznie nikogo nie było! Siedziała tylko Maja, jedna jeszcze osoba i obsługa. Kurcze, godzina 16:00 i nikogo?! Przecież lokale tego typu, serwujące zdrowe jedzenie, są teraz w modzie, więc skąd te pustki?! Do tego kolor ścian dawał jakieś takie poczucie chłodu. No ale nie powinno się oceniać restauracji wyłącznie po ilości klientów i wystroju. Zaczęliśmy czekać na dania...
Kiedy dostaliśmy nasze jedzonko okazało się, że naleśniki Bartka są niemal zimne. Moje danie natomiast było bardzo dobre. Muszę przyznać, że kotlety selerowe z rozmarynem miały naprawdę bombowy smak, ale były tylko dwa, więc w sumie puree nie było złym wyborem, bo się po prostu nim dopchałam.
Fakt, naleśniki po podaniu wyglądały zachęcająco, ale były... niemalże zimne. Chłodne na pewno. Najpewniej w gorące naleśniki włożono zimne/chłodne nadzienie ze szpinaku i taki efekt. Mimo to zjadłem je ze smakiem - bo oprócz tego, że nie były ciepłe to były niezłe smakowo.
Jeśli miałabym oceniać to jedzenie było dobre, albo bardzo dobre. Natomiast obsługa była absolutnie bez entuzjazmu i nie zachęciła mnie w żaden sposób do powrotu do tej restauracji. Myślę, że nie tylko mnie - dużego ruchu nie zaobserwowałam.
Reasumując, jedzenie mogło być, ale raczej nie mogą liczyć na naszą rewizytę.
Co za durna nazwa dla knajpy, którą według polskich zasad pisowni odczytywać należy tak: "pięć ty smak".
OdpowiedzUsuńWedług mnie nazwa bardzo dobra zwłaszcza, że odnosi się do specjalnego przygotowania tych potraw właśnie metodą pięciu smaków....myślę też, że większość przeczytałaby to jednak jako "piąty smak" a nie "pięć ty smak" ale jak uważasz...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o jedzeni - jest niesamowicie smaczne i zapychające a wbrew pozorom nietuczące więc idealne do naszych wiosennych diet. Nie znam obsługi ale dla mnie jest zawsze bardzo miła :) chętnie tam przychodzę zwłaszcza, że jest tanio, smacznie, nietucząco i w towarzystwie panów z Francji bardzo śmiesznie.
Jedynym minusem jak dla mnie ( bo jestem dość niska ) ani przy stole ani na kanapach bo raz za wysoko raz za nisko do stolika ale mają to zmienić ogólnie cały wystrój łącznie z kolorami ścian itd. więc już nie mogę się doczekać wielkiej metamorfozy :))
Serdecznie zachęcam bo naprawdę warto! Zwłaszcza, że jest to jeden z niewielu takich barów w łodzi... :))