Łódzki Księży Młyn to dosyć specyficzne miejsce w naszym mieście jeśli chodzi o lokale gastronomiczne. Z jednej strony mamy tam kompleks dawnego imperium fabrycznego Scheiblera z loftami i pałacem, parki, Filmówkę i kilka innych miejsc, które powinny przyciągać tłumy łodzian, turystów i generalnie odwiedzających – a tym samym tworzyć klimat pod otwieranie nowych gastronomii. Z drugiej zaś strony na całym tym obszarze mamy raptem kilka restauracji na krzyż i jakoś nie zapowiada się aby nagle w najbliższym czasie wybuchł jakiś boom na nowe miejscówki.
I to wielka szkoda, bo coraz więcej ludzi odwiedza to wyjątkowe miejsce i chce coś zjeść. I nie do końca muszą być zainteresowani jedzeniem serwowanym przez dwie inne restauracje na Księżym Młynie.
Nie można jednak też powiedzieć, że nic absolutnie się w tym zakresie też na Księży Młynie nie dzieje. Dobrym tego przykładem jest „Fatamorgana”, która otworzyła się w połowie kwietnia w jednym z budynków wchodzących w skład imperium łódzkiego „króla bawełny”. Całość restauracji to w zasadzie jedno duże pomieszczenie z kilkoma stolikami. Generalnie jest elegancko i ze smakiem, ale nie na tyle by czuć się zmuszonym do zmiany ubioru na galowy i pod krawatem ;) Trochę mi tylko szkoda, że tak mało widać tej pofabrycznej cegły…
Kilka słów jeszcze odnośnie menu. Jest ono bardzo krótkie i sprowadza się w zasadzie do 8 potraw. Kiedy my byliśmy w „Fatamorganie” obowiązywało to widoczne poniżej, ale wiemy, że obecnie jest już zupełnie inne.
No dobra, zajęliśmy już nasze miejsca, mamy menu przed nosami i pomyśleliśmy, że raz na jakiś czas możemy sobie pozwolić i zdecydowaliśmy się, jak rzadko my, na pełny zestaw przyjemności kulinarnych, czyli przystawki + danie główne + deser.
Na pierwszy rzut otrzymaliśmy amuse-bouche w postaci wątróbki z musem jabłkowym.
Na pierwszy rzut otrzymaliśmy amuse-bouche w postaci wątróbki z musem jabłkowym.
Był to bardzo sympatyczny i smaczny początek naszego obiadu. Bardzo dobrze przysmażone kawałki wątróbki z delikatnym jabłkowym musem doskonale do siebie pasowały i rozbudziły nasze kubki smakowe.
Po pierwsze była to bardzo miła niespodzianka, bo jednak niewiele restauracji w Łodzi proponuje amuse-bouche. Po drugie wątróbka rozpływała się w ustach, a mus jabłkowy dodawał kwaskowatości co idealnie ze sobą współgrało. Po takim wstępie musi być dobrze!
Następnie przystawka, czyli jajko, szparagi, wędzony twaróg i łosoś (w cenie 25 zł).
Połączenie łososia z jajkiem 63 (tj. przygotowane metodą sous vide), wędzonym twargogiem i szparagami w pierwszej chwili wydało mi się co najmniej ekstrawaganckie i jakieś takie nie bardzo. Nie komponowało mi się to po prostu smakowo w mojej głowie i z dużym zaciekawieniem czekałem aż Maja przekaże mi moją połowę przystawki. I... przeżyłem bardzo pozytywne smakowo zaskoczenie! Delikatny, świetnie podsmażony łosoś doskonale komponował się z równie delikatnymi szparagami, wyrazistym serem wędzonym i jajkiem sous vide. Wszystko tutaj grało ze sobą i przyjemnością brałem kolejne kęsy.
Dobra no... nie jestem wielką fanką jajka przygotowanego w ten sposób. Jest wprawdzie bardzo delikatne, ale jednak dosyć glutowate i nie dla ludzi, którzy nie lubią np. płynnej jajecznicy. To co dla mnie było hitowe to połączenie smakowe, a zwłaszcza dodanie wędzonego twarogu. Dodawał on niesamowitej wyrazistości daniu i bardzo mi tu pasował.
Po przystawce przyszła kolej na dania główne. Kompletując nasze zamówienie doszliśmy do wniosku, że aż tak bardzo głodni nie jesteśmy i skoro bierzemy przystawki i deser to wystarczy nam jedna potrawa dla dwojga. Wybraliśmy antrykot wołowy, demi glace, kukurydza, ziemniaki duchesse (45 zł).
Dobra no... nie jestem wielką fanką jajka przygotowanego w ten sposób. Jest wprawdzie bardzo delikatne, ale jednak dosyć glutowate i nie dla ludzi, którzy nie lubią np. płynnej jajecznicy. To co dla mnie było hitowe to połączenie smakowe, a zwłaszcza dodanie wędzonego twarogu. Dodawał on niesamowitej wyrazistości daniu i bardzo mi tu pasował.
Po przystawce przyszła kolej na dania główne. Kompletując nasze zamówienie doszliśmy do wniosku, że aż tak bardzo głodni nie jesteśmy i skoro bierzemy przystawki i deser to wystarczy nam jedna potrawa dla dwojga. Wybraliśmy antrykot wołowy, demi glace, kukurydza, ziemniaki duchesse (45 zł).
Tutaj napiszę krótko: mięso dobrze doprawione, kruche i delikatne w smaku, ale jednak bez fajerwerków. Ziemniaki księżnej, w szczególności jeśli się je nabrało z kukurydzą: rewelacja, fajnie zapieczone na zewnątrz, miękkie w środku z wyraźną nutą gałki muszkatołowej. Do tego ciemny, gęsty i wyrazisty sos demi glace... Reasumując, było to fajne, choć trochę nierówne.
Niestety antrykot nie był w 100% usmażony tak jak prosiłam, bo był raczej medium, a nie medium rare. No przynajmniej nie był surowy :P Nie zachwycił mnie. Ziemniaki z kukurydzą były naprawdę bardzo dobre, aż się chciało je jeść. Ale to co było prawdziwym złotem na talerzu to sos demi-glace. Mogłabym go wypić całe wiadro. Wyrazisty, słony, doprawiony. No spokojnie dzbanuszek sosu mogłam wypić.
Na deser zaś poprosiliśmy o ptysie z masłem orzechowym, twarogiem i śmietaną (15 zł).
Niestety antrykot nie był w 100% usmażony tak jak prosiłam, bo był raczej medium, a nie medium rare. No przynajmniej nie był surowy :P Nie zachwycił mnie. Ziemniaki z kukurydzą były naprawdę bardzo dobre, aż się chciało je jeść. Ale to co było prawdziwym złotem na talerzu to sos demi-glace. Mogłabym go wypić całe wiadro. Wyrazisty, słony, doprawiony. No spokojnie dzbanuszek sosu mogłam wypić.
Na deser zaś poprosiliśmy o ptysie z masłem orzechowym, twarogiem i śmietaną (15 zł).
I tu z mojej strony jednak rozczarowanie. Ptysie były niespecjalne. Kwaskowatość twarogu i gorzkiej czekolady zabiły absolutnie masło orzechowe, które było niemal niewyczuwalne. W zasadzie połknęliśmy po ptysiu i już, bo nie było się czym delektować.
To prawda, ptysie wyglądały wprawdzie bardzo zachęcająco, ale niestety nie były tak smaczne jak wyglądały. Zdecydowanie kwaskowe i bez smaku masła orzechowego. Szkoda, bo zapowiadały się naprawdę smakowicie.
"Fatamorgana" na Księżym Młynie to niewątpliwie jedno z ciekawszych miejsc na łódzkiej mapie kulinarnej i warto tam zajrzeć, przy okazji zwiedzania tego jakże urokliwego kawałka Łodzi :)
Zgadzam się, że warto odwiedzić, choć trzeba wziąć pod uwagę dosyć wysokie ceny. Za 3 daniowy obiad zapłaciliśmy 85 zł (dla jednej osoby) i nie ma w cenie napojów. Zwracam również uwagę, że porcje nie są duże. Głodny mężczyzna z pewnością się nie naje nawet 3 daniami. Warto potraktować tę restaurację jak "prawiedegustacyjną", bo połączenia smaków i techniki są rodem z restauracji najwyższego sortu (ale jak widzicie z naszej oceny - jednak nie wszystko jest idealne).
Zgadzam się, że warto odwiedzić, choć trzeba wziąć pod uwagę dosyć wysokie ceny. Za 3 daniowy obiad zapłaciliśmy 85 zł (dla jednej osoby) i nie ma w cenie napojów. Zwracam również uwagę, że porcje nie są duże. Głodny mężczyzna z pewnością się nie naje nawet 3 daniami. Warto potraktować tę restaurację jak "prawiedegustacyjną", bo połączenia smaków i techniki są rodem z restauracji najwyższego sortu (ale jak widzicie z naszej oceny - jednak nie wszystko jest idealne).
0 komentarze:
Prześlij komentarz