Do Polski w końcu dotarło LATO. Lato przez wielkie L. Postanowiliśmy z Bartkiem wybrać się na coś dobrego. To był mega trudny wybór, bo co niby mamy zjeść w takie gorące popołudnie. Szybkie sprawdzenie "gdzie jeszcze nas nie było" zaprowadziło nas do Shahrazad na Piotrkowskiej 67. Jest to lokal syryjski, podający tradycyjne jedzenie.
Warto podkreślić, że mimo iż to Piotrkowska to dosyć ciężko znaleźć ten lokal, gdyż nie znajduje się on bezpośrednio przy ulicy, a w jednej z bram. Dodatkowo szyld "Sharazad" nie jest wywieszony u samego wejścia w bramę tyko jest nieco w głębi, jakby w drugim rzędzie. Ale jeśli wiecie gdzie było kino "Polonia" albo pamiętacie pierwszą lokalizację "Jaffy" z hummusem, to na pewno traficie ;)
Poniżej kilka fotek z wystrojem lokalu, troszkę szkoda, że nie ma tam takich typowych dla krajów arabskich siedzisk, tylko zwykłe stoły, no ale może nie powinienem jednak oczekiwać takich rzeczy...
Warto podkreślić, że mimo iż to Piotrkowska to dosyć ciężko znaleźć ten lokal, gdyż nie znajduje się on bezpośrednio przy ulicy, a w jednej z bram. Dodatkowo szyld "Sharazad" nie jest wywieszony u samego wejścia w bramę tyko jest nieco w głębi, jakby w drugim rzędzie. Ale jeśli wiecie gdzie było kino "Polonia" albo pamiętacie pierwszą lokalizację "Jaffy" z hummusem, to na pewno traficie ;)
Poniżej kilka fotek z wystrojem lokalu, troszkę szkoda, że nie ma tam takich typowych dla krajów arabskich siedzisk, tylko zwykłe stoły, no ale może nie powinienem jednak oczekiwać takich rzeczy...
Poniżej macie mały podgląd do menu, zawierającego potrawy, które wybraliśmy czyli:
- Maza Shahrazad: hummus, moutabbal, falafel, baba ghanoush, mohamara, labna i MORTADELA.
- Kofta Ezmir czyli 2 druty kofty z baraniny, ser mozzarella, pistacje, kasza bulgur, sałatka.
oraz... nie mogliśmy sobie odmówić interesujących deserów czyli:
- Chałwa syryjska: kasza manna, śmietana, miód
- Basmusa: kasza manna, kokos, miód
Tak, trochę poszaleliśmy. Już po chwili dostaliśmy poniższy talerz. Przyznacie, że nie dość, że wygląda cudnie, to jest to bardzo dużo jedzenia.
A stolik taki mały! A najgorsze miało dopiero nadejść, bo po chwili doniesiono nam jeszcze nasze danie główne. Naprawdę, porcje są tak duże, że ledwo to wszystko się mieściło na naszym - normalnym rozmiarowo, stole.
To. było. świetne. Zacznijmy od przystawek. Całkowita pycha. Mortadela? Mocno przyprawiona i pyszna. Falafel? Chrupiący i wcale nie mdły. moutabbal - moje absolutnie ulubione, ale z drugiej strony mohamara była absolutnie paprykowa. Papryka, papryka, papryka. Zaskoczeniem było dla mnie baba ghanoush, ponieważ po przygodach np. w Shippudei Berek, pomyślałam, że będzie to bez wyrazu, niby przyprawione ale bez sensu. A tymczasem każdy kęs baby przekonywał mnie, że jednak jest pysznie. Na koniec, na odświeżenie labna. Rewelacyjny półmisek jedzenia. Pierwszy raz przy czymś takim ZAPOMNIAŁAM, że dostaliśmy chleb.
Mortadela to największa niespodzianka, przynajmniej dla mnie. Bo może nie wiecie, ale ja tego rodzaju kiełbasy tak normalnie to nawet palcem nie tknę. Nie lubię jej, nie kupuję, mijam szerokim łukiem. No ale kurcze, tutaj dano nam mortadelę syryjską. Więc trochę z ciekawości złapałem mały kęs na widelec i... okazało się, że to jest dobre! Zresztą, cała reszta też była rewelacyjna, różne smaki, konsystencje, kolory. Aż ciężko opisać to wszystko, bo było tak zróżnicowane. Ale na pewno nic z tego co dostaliśmy nie było choćby odrobinkę niesmaczne.
A teraz o mięsie. Bo mięso też było mega. Soczyste i przyjemne w smaku, do tego świeże warzywa, ale również bliskowschodnie pikle. I kasza bulgur, która z kolei po wizycie w Sultan Grill kojarzy mi się z totalną suchością i brakiem smaku. Tutaj... była pyszna. Po prostu można było ją jeść samą. Nie była sucha i miała subtelny smak, stanowiący uzupełnienie całego dania.
Część mięsna to był mój pomysł, bo przecież nie bedziemy jeść tylko przystawek. Trzeba na obiad zjeść coś na ciepło! Wybór padł na baraninę z kaszą bulgur. Okazało się, że był to bardzo dobry strzał, bo zarówno mięso jak i kasza zostały przygotowane absolutnie bez zarzutu. Baranina soczysta, intensywna w smaku, z wyraźnymi nutami wędzenia. Jednym słowem, ekstra. Do tego kasza bulgur, która idealnie pasowała do baraniny i warzyw. Delikatna w smaku, trochę wilgotna. Do tego jeszcze kilka kawałków podpieczonej pity z sosem i przyprawami, mmm... No i przyzwoita sałatka. Super danie, należą się oklaski i wyrazy uznania dla kucharza.
I desery...
NIE JESTEM FANKĄ KASZY MANNY. Napiszmy to wprost i dobitnie. Ale taką kaszę mannę mogłabym jeść cały dzień, co dzień. Ja zaczęłam od kokosowej. Z wyglądu przypomina baklawy, ale... jest lepsza. Kremowy smak kaszy manny sprawia, że całość jest nieco mniej słodka, ale za to pełna w smaku. Aha. Ten deser był podawany na gorąco. Natomiast hitem dla mnie jest drugi deser, podawany na zimno. Słodki i bardzo delikatny w smaku, ale absolutnie pyszny. Musicie spróbować.
Obydwa desery zaskoczyły mnie dwoma rzeczami. Po pierwsze tym jak wyglądały, czyli tak mało zachęcająco - jakieś kluski oraz torcik, przypominający baklawę. Och, jakże nie można dać się nabrać na takie rzeczy, gdyż - tutaj drugie zaskoczenie, obydwa desery były pyszne! Nie za słodkie, nie jakieś przekombinowane, tylko takie... w sam raz :) Naprawdę, ciężko mi to opisać, to po protu trzeba spróbować ;)
Obydwa desery zaskoczyły mnie dwoma rzeczami. Po pierwsze tym jak wyglądały, czyli tak mało zachęcająco - jakieś kluski oraz torcik, przypominający baklawę. Och, jakże nie można dać się nabrać na takie rzeczy, gdyż - tutaj drugie zaskoczenie, obydwa desery były pyszne! Nie za słodkie, nie jakieś przekombinowane, tylko takie... w sam raz :) Naprawdę, ciężko mi to opisać, to po protu trzeba spróbować ;)
Generalnie w tym momencie to chyba najlepsza restauracja bliskowschodnia w Łodzi. Polecamy z całego serca. Nie żal nam tych 80 zł ;)
Super lokal, polecamy gorąco wizytę :)
Super lokal, polecamy gorąco wizytę :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz