Będąc w podróży mamy dwie opcje jedzeniowe, albo szykujemy sobie sami, albo idziemy gdzieś zjeść. Oczywiście można też nie jeść w ogóle, ale tego pomysłu nie ma sensu w ogóle brać pod uwagę ;) Pierwszy poranek w Poznaniu zastał nas z pustą lodówką i brakiem żadnego sklepu w najbliższej okolicy, nie było wyjścia – poszliśmy na śniadanie na miasto. Pierwszym otwartym miejscem w sobotę około godziny 9:30 na jakie trafiliśmy było bistro Ali Baba Poznań, znajdujące się przy placu Ratajskiego.
Tak, bo niestety wszyscy w Poznaniu chyba doszli do wniosku, że w sobotę to przed 11 śniadanie nie ma sensu. A my o 11 mieliśmy zwiedzanie, więc nie mogliśmy czekać. Już nie mówiąc o tym, że nasze burczące brzuchy nie pozwoliłyby nam na czekanie.
Jest to niewielki lokalik na dosłownie kilka stolików, w którym do godziny 12:00 można za całe 8,90 zł zjeść arabskie śniadanie. Za taką cenę otrzymujemy dwa placki pity, półmisek hummusu oraz 5 kulek falafela. Do tego jeszcze kawa bądź herbata wedle gustu.
Niby wydaje się mało (zwłaszcza patrząc na Bartka i jego możliwości ;)), ale okazało się, że nie byliśmy w stanie przejeść. Wszystko było dobre. Ja zajadałam się zwłaszcza hummusem, ale falafle i pita też były smaczne. Na pewno jest to dobra opcja dla osób, którym znudziła się jajecznica i które nie mają ochoty robić sobie śniadania w domu. Polecamy!
Wszystko co otrzymaliśmy trzeba ocenić jako bardzo dobre – świetny hummus, smaczny falafel i pita. Warto też podkreślić, że oferowane w „Ali Babie” arabskie śniadanie było dla nas absolutnie wystarczające i spokojnie wytrzymaliśmy do pory obiadowej, a wręcz do późno obiadowej.
Jedyny minus to falafel smażony na fryturze ;/ ale potwierdzam śniadanko dobre :)
OdpowiedzUsuń