Dzisiaj natomiast udało nam się dotrzeć do następujących miejsc. :)
1. Restauracja u Kretschmera (ul. Kopernika 64) - Pampuchy / Jagoda / Sos Waniliowy / Miód, czyli tradycyjne danie ze szkolnej stołówki - kluski na parze. Pampuchy w dwóch odsłonach - gotowane i smażone, w tradycyjnym sosie waniliowym i delikatnym musie jagodowym.
[czas oczekiwania: ok. 16 minut]
Pampuchy? Wanilia? Jagody? Biegniemy! No... tylko, że raczej nie polecamy. Najlepszą częścią dania były same pampuchy, wyraźnie domowe. Ale ani jagody, ani wanilia nie powaliły, a smażony pampuch był dla mnie po prostu bez sensu. A widzicie tego maziaja brązowego? Zastygł i nic się nie dało z nim zrobić. To jakiś karmel jest, ale na naszym talerzu był nie do zeskrobania z talerza. Nie wiem czy warto aż tam jechać by tego spróbować.
Czytając opis dania kilka dni temu sądziliśmy, że to będzie jedno z fajniejszych dań tegorocznego Festiwalu. Niestety danie okazało się jednym wielkim nieporozumieniem. Sosy bez wyrazu, zastygły karmel, grzanka (właściwie po co ona do pampuchów?). Dobrze chociaż, że pampuchy nie były z torebki, tylko faktycznie zostały ugniecione na miejscu.
2. Restauracja Spektakl (ul. Piotrkowska 101) - Poranek Malucha, czyli serniczek z babcinego twarożku z roladką z kaszy jęczmiennej i aromatycznymi świeżymi truskawkami.
[czas oczekiwania: ok. 11 minut]
Do Spektaklu poszliśmy, bo Spektakl lubimy. Ale sam opis dania nas nie porwał, a i zdjęcie nie przyciągnęło. Ale słuchajcie... to była rewelacja. Jeden widelec wszystkich trzech komponentów i znów wiem czemu lubię Spektakl. To danie jest pełne smaku, wszystko jest doprawione i pyszne. Polecam!
Ja to nawet nie pamiętałem co "Spektakl" przygotował na Festiwal, więc praktycznie szedłem w ciemno. Pierwsze wrażenie po podaniu nie było najlepsze, jakoś to wyglądało tak... dziwnie. Jednak jak wiadomo wygląd to nie wszystko i zasadniczo całość była bardzo smaczna. Polecam w szczególności nałożenie sobie na widelec po trochu z każdego elementu, tak smakuje to danie najlepiej! ;)
3. Restauracja chińska Złoty Imbir (ul. Sienkiewicza 39) - Śliwkowe Czary-Mary Babci Fong, czyli wieprzowina z woka w sosie śliwkowym w duecie z ryżem smażonym z jajkiem i czarnym sezamem.
[czas oczekiwania: ok. 4 minut]
Złoty Imbir już od jakiegoś czasu wisi na naszej liście "do zajrzenia". Festiwalowe danie było w porządku. Porcja była mała, bo takie dania zwykle podaje się w dużych ilościach i podany talerz wyglądał dla mnie na nieco wybrakowany. Czy danie mnie powaliło? Hmm... Czy było dobre? Zdecydowanie tak. Polecam miłośnikom gatunku :)
Bardzo przyjemne danie. Wprawdzie zgadzam się z Mają, że głowy nam nie urwało (eh, tęsknimy za jedzeniem z Chin...), ale całość była smaczna. Naprawdę fajny słodko-trochę ostry smak. No i rewelacyjne wg mnie cebulki. :)
4. Senoritas Restaurant & Lounge (ul. Moniuszki 1A) - Chicken And Waffles, czyli wafelek wypełniony grillowanym kurczakiem w sosie BBQ oraz kremową sałatka coleslaw z jabłkiem, na puree ziemniaczanym z bekonem, kukurydzą i serem, zwieńczony słodkością arbuza.
[czas oczekiwania: ok. 6 minut]
To chyba danie z najbardziej odjechaną prezentacją. Bo czy jadł ktoś kurczaka w wafelku? My już tak :) A danie bardzo smaczne i ciekawe. Jedyne co bym zmieniła to wolałabym aby sos był bardziej gęsty i wyrazisty smakowo. Ale to moje czepialstwo tym razem. Warto zwrócić uwagę, że bardzo ciekawie danie nawiązuje do dzieciństwa, a możemy zdradzić, że cała restauracja przystrojona jest w dziecięcym stylu.
Podanie kurczaka w sosie BBQ to zdecydowanie jeden z bardziej szalonych pomysłów kulinarnych, jakie miałem okazję podziwiać. I co ciekawe, takie połączenie tworzy naprawdę fajny smak. Słonawy sos ze słodkim wafelkiem... Kto by pomyślał, że to może być dobre. :) Wprawdzie uważam, że danie z Festiwalu Ślimaków (notka tutaj) było smaczniejsze, ale to danie też polecam. Warto spróbować. :)
5. La Vende Bistro (ul. Piotrkowska 76) - Wakacje Na Wsi, czyli udko z kurczaka / boczek / placki ziemniaczane / buraczki / sos mięsny [danie],
oraz Wehikuł Czasu, czyli szyszka-ryż preparowany / krówka + blok czekoladowy - mleko w proszku / kakao / herbatniki / bakalie / masło + niespodzianka! - niepowtarzalny smak PRL-u, czyli napój w foliowym woreczku [deser].
[czas oczekiwania: ok. 14 minut (danie), ok. 1 minuty (deser)]
KOCHANI IDŹCIE DO LA VENDE, NIE ZAWIEDZIECIE SIĘ. Serio. Najpierw deser. Pyszny blok czekoladowy z wyraźnie wyczuwalnym mlekiem w proszku. Rewelacja. Napój w woreczku też super. Moim zdaniem jest to idealne oddanie "smaków dzieciństwa" mimo, że bloku czekoladowego w dzieciństwie nie jadłam (za młoda jestem). Jutro idziemy na dokładkę. Serio.
Danie główne wybrałam nie przez opis, ale przez świetną, restauracyjną prezentację dania, które mogłoby wystąpić na każdym stole. Ale słuchajcie... ten sos. Jak tylko Pani kelnerka postawiła przed nami danie, poczułam, że sos będzie hitem. Jak nic. I był. Całe danie było pyszne i świetnie oddawało hasło festiwalu.
Wielki plus dla Pani Manager, która nie dość, że pilnowała tego by wszyscy byli obsłużeni "w terminie" to jeszcze sama włączała się do obsługi. Tak powinno być!
Ja już praktycznie nie mam co tutaj do dodania. :) Jednak jeżeli opis Mai nie zachęcił Was wystarczająco to męskim zdecydowanym głosem mówię: naprawdę warto pójść do La Vende. Według mnie dania, które tam zjedliśmy były najlepsze dzisiejszego dnia. :)
6. Jaffa - hummus & the other stories (ul. Piotrkowska 67) - Sezamie - Otwórz Się!, czyli pomarańczowy mus sezamowy z pismaniye i drażami z tapioki + kompot różano rabarbarowy.
[czas oczekiwania: mniej niż minutę]
Ja powiem krótko. Mus był pycha, dropsy z tapioki były super. Naprawdę mogłabym ten deser jeść codziennie, bo jest tak przyjemny. Kompot również był smaczny, ale w ogóle nie wyczułam w nim róży. Szkoda, bo lubię :) Polecamy Jaffę!
Sympatyczny deser, przypominający mi konsystencją i smakiem budynie, które jadałem kiedy byłem mały (zresztą... jadam do dzisiaj!). Ciekawy dodatek w postaci tapioki, brawo za pomysł. Natomiast kompot nie w moim guście, ja lubię słodsze wersje niż ta podana w "Jaffie". Przy czym nie należy tego odbierać akurat w tym przypadku jako minus całego deseru. Ja po prostu lubię słodki kompot z rabarbaru i już. ;)
Jutro natomiast kolejna relacja z Festiwalowego szlaku, do zobaczenia! :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz