Wczoraj przy ul. Wschodniej 37 miało miejsce uroczyste otwarcie nowego lokalu gastronomicznego na mapie Łodzi. Na parterze tamtejszej kamienicy otworzył się bowiem bar „zaParowani”, oferujący pierożki dim-sum, pierożki baozi oraz azjatyckie zupy, sałatki i desery.
Informację o otwarciu odkryliśmy w Internetach, a że jesteśmy koneserami - musieliśmy pójść. Przywitał nas miły widok odnowionej kamienicy i nowego lokalu z balonikami. W środku było sporo ludzi. Od 11 do 16 ten nowy lokal odwiedziło ponad 70 osób (było złożonych ponad 70 zamówień). Poniżej menu:
Rzadko mamy okazję odwiedzać lokale w dniu ich otwarcia, dlatego też skoro mieliśmy wczoraj akurat dzień wolny bez żadnych planów to skorzystaliśmy z takiej okazji i zawitaliśmy do „zaParowanych”. Z okazji otwarcia każdy odwiedzający lokal mógł poczęstować się deserem z nasion chia, mleczka kokosowego i kakao (i wiórków kokosowych).
Do tego zażyczyliśmy sobie chiński (okazał się tajski, no ale dobra) napój z nasionami bazylii o smaku granatu. Napój smakował ciekawie, w konsystencji trochę przypominał napoje z pulpą aloesową. Ale w składzie... woda... cukier... i aromat granatu. Smutno.
Do tego zażyczyliśmy sobie chiński (okazał się tajski, no ale dobra) napój z nasionami bazylii o smaku granatu. Napój smakował ciekawie, w konsystencji trochę przypominał napoje z pulpą aloesową. Ale w składzie... woda... cukier... i aromat granatu. Smutno.
Nasze zamówienie obejmowało:
Baozi - z kurczakiem hoisin oraz z wieprzowiną shao baoo o smaku BBQ (15 zł/6 sztk)
Dim sum - wieprzowina z krewetkami oraz wieprzowina, por i świeża kolendra (15 zł/10 sztuk)
Ja zacząłem nasz posiłek od pierożków baozi. Pierwsze wrażenie nawet ok, choć trochę dużo tego ciasta pampuchowego, a farszu jakoś tak mało. W trakcie jedzenia dochodzę do wniosku, że jednak nie wiem, czy wziąłem pierożka z kurczakiem, czy wieprzowiną... Drugi pierożek, wzięty z drugiego końca bambusowego kosza i odczucia identyczne – co gorsza wygląd i smak farszu chyba ten sam („jak te pierożki są tutaj ułożone, przecież to niemożliwe żebym wziął drugiego o tym samym smaku?!”). Trzecie podejście i ufff… chyba udało mi się jednak nie zjeść trzech o tym samym smaku (choć ręki nie dam sobie uciąć, bo farsz wg mnie wyglądał tak samo jak w przypadku dwóch poprzednich). Wnioski: za dużo ciasta, farsze, które wybraliśmy smakowo wypadają ok, ale niewiele się od siebie różnią. Po zjedzeniu swoich trzech baozi zabieram się za pierożki dim sum i tutaj jest już o wiele lepiej. Farsze wyraźnie różnią się od siebie smakiem, o wiele lepiej czuć poszczególne składniki. Jeżeli chodzi zaś o same doznania smakowe to również, podobnie jak w przypadku baozi nie mogę się tutaj specjalnie do czegoś doczepić, gdyż dim sumy były zwyczajnie dobre, bez żadnych fajerwerków i powiewu Azji. Poprawnie przygotowane, smakowo ok.
Tak, ja zaczęłam od pierożków dim sum i generalnie było spoko. Trochę nie mogłam trafić na początku które są które, ale potem odkryłam, że to zielone to pewnie będzie kolendra. Smakowo pierożki były ok. Zarówno wieprzowina z krewetką, jak i te drugie były bardzo ok. Wydaje mi się, że cena nie dramatyczna i fajnie, że można sklecić porcję "pół na pół". Zawsze dzięki temu można spróbować czegoś więcej :)
Co do baozi to jestem rozczarowana. Baozi okazały się maleńkie, miały stanowczo za dużo ciasta w stosunku do farszu i być może dlatego nie byliśmy w stanie nawet wyczuć co to za farsz. Smakowo było nie najgorzej, ale do ostatniego pierożka nie byłam pewna czy jem kurczaka czy wieprzowinę O.o.
Pochwalę ostry sos. Ładnie pachniał i był naprawdę pikantny (nie, nie wzbudzał łez - był pikantny).
Po zjedzeniu wszystkich pierożków zdecydowaliśmy jeszcze, że skusimy się na jakiś deser i ostateczne wybraliśmy bułeczki bao z sezonowymi owocami (2 sztuki za 9 zł). W kilka minut po zamówieniu mogliśmy już odebrać nasz deser. O ile o pierożkach mogę napisać, że były naprawdę ok, o tyle tutaj na usta ciśnie mi się od razu stwierdzenie „żenada”. Naprawdę nie wiem jak inaczej można określić to co dostaliśmy. Otrzymaliśmy bowiem dwa przekrojone pampuchy z kawałkami bananów i ananasa, orzechami ziemnymi i ordynarną polewą toffi jaką możemy kupić w dowolnym markecie. Ani to było ładne, ani dobre. Tragedia.
Tak, ja zaczęłam od pierożków dim sum i generalnie było spoko. Trochę nie mogłam trafić na początku które są które, ale potem odkryłam, że to zielone to pewnie będzie kolendra. Smakowo pierożki były ok. Zarówno wieprzowina z krewetką, jak i te drugie były bardzo ok. Wydaje mi się, że cena nie dramatyczna i fajnie, że można sklecić porcję "pół na pół". Zawsze dzięki temu można spróbować czegoś więcej :)
Co do baozi to jestem rozczarowana. Baozi okazały się maleńkie, miały stanowczo za dużo ciasta w stosunku do farszu i być może dlatego nie byliśmy w stanie nawet wyczuć co to za farsz. Smakowo było nie najgorzej, ale do ostatniego pierożka nie byłam pewna czy jem kurczaka czy wieprzowinę O.o.
Pochwalę ostry sos. Ładnie pachniał i był naprawdę pikantny (nie, nie wzbudzał łez - był pikantny).
Po zjedzeniu wszystkich pierożków zdecydowaliśmy jeszcze, że skusimy się na jakiś deser i ostateczne wybraliśmy bułeczki bao z sezonowymi owocami (2 sztuki za 9 zł). W kilka minut po zamówieniu mogliśmy już odebrać nasz deser. O ile o pierożkach mogę napisać, że były naprawdę ok, o tyle tutaj na usta ciśnie mi się od razu stwierdzenie „żenada”. Naprawdę nie wiem jak inaczej można określić to co dostaliśmy. Otrzymaliśmy bowiem dwa przekrojone pampuchy z kawałkami bananów i ananasa, orzechami ziemnymi i ordynarną polewą toffi jaką możemy kupić w dowolnym markecie. Ani to było ładne, ani dobre. Tragedia.
Ja zapytam wprost: czy jest sezon na banana i ananasa? Ale gdzie? W Polsce? A poza tym co to za żenada dawać taki deser kosztujący 9 zł za dwie bułeczki i to jeszcze z takim farszem? Nie postarali się Państwo mocno i już nasze wejściowe deserki były bardziej interesujące w smaku. Gdybym chciała zjeść coś takiego to kupiłabym pampucha, przekroiła i jeszcze zamiast polewy toffi bym sobie kajmaku wrąbała, to chociaż by się nie wylewał.
Cóż, trzeba być szczerym i napisać wprost, że wizyta w „zaParowanych” nas nie zachwyciła. Pierożki smakowały ok, ale bez szału. No niczym, absolutnie niczym się nie wyróżniały i nie zachwycały byśmy mogli powiedzieć „warto, super”. Były przyzwoite, dobre – ale nic więcej. Z kolei temat deseru pominę już milczeniem, wystarczająco dużo napisałem o tej żenadzie wcześniej.
Najbardziej mi smutno, że Państwo z zaParowanych nie są nowicjuszami. Mają lokal w Warszawie. Więc co to w ogóle jest. Moim zdaniem nowy lokal nie umywa się ani do tego co jedliśmy w Chinach, ani do tego co jedliśmy w Warszawie, ani we Wrocławiu, ani nawet do tego co ja jadłam w konkurencyjnej (a identycznej pod kątem biznesplanu) restauracji mieszczącej się przy ulicy Nawrot (o której na pewno jeszcze napiszemy).
P.S. Jest mi bardzo smutno, że lokal jest taki nijaki. Bardzo chciałam by ulica Wschodnia miała fajną restaurację do której zaglądaliby ludzie z Pietryny.
Najbardziej mi smutno, że Państwo z zaParowanych nie są nowicjuszami. Mają lokal w Warszawie. Więc co to w ogóle jest. Moim zdaniem nowy lokal nie umywa się ani do tego co jedliśmy w Chinach, ani do tego co jedliśmy w Warszawie, ani we Wrocławiu, ani nawet do tego co ja jadłam w konkurencyjnej (a identycznej pod kątem biznesplanu) restauracji mieszczącej się przy ulicy Nawrot (o której na pewno jeszcze napiszemy).
P.S. Jest mi bardzo smutno, że lokal jest taki nijaki. Bardzo chciałam by ulica Wschodnia miała fajną restaurację do której zaglądaliby ludzie z Pietryny.
0 komentarze:
Prześlij komentarz