[Przepraszamy jeśli, któryś mieszkaniec Skierniewic poczuje się urażony dzisiejszą notką, do samych Skierniewic naprawdę nic nie mamy...]
W ramach naszych weekendowych wyjazdów w końcu przyszła pora na odwiedzenie miasta, które leży w połowie drogi między Łodzią, a Warszawą czyli Skierniewic. Zawsze kiedy jechałam do Warszawy, patrzyłam na piękny dworzec, rzeźbę Wokulskiego i zastanawiałam się jakie naprawdę są Skierniewice... Pierwsze otrzeźwienie spłynęło na mnie kiedy otworzyłam Trip Advisor i okazało się, że w Skierniewicach jest tak mało lokali, że oceniany jest nawet McDonalds. No no. Słabo. Jednym ze smutniejszych wrażeń był brak jakiegokolwiek lokalu gastronomicznego na rynku (!!!!), za to najbliższa kawiarnia mieściła się 10 metrów od rynku, w uliczce, z widokiem na blokowisko. Dramat.
Oj nieprawda, na rynku są dwa lokale o profilu gastronomicznym i to jeden obok drugiego - kawiarnia i grill bar :P ale są tak małe i tak dobrze ukryte pośród banków i sklepów, że tak na dobrą sprawę za pierwszym razem idąc przez rynek nawet ich nie zauważyliśmy...
Ale pokręciliśmy się po Skierniewicach, obejrzeliśmy zabytki i nadszedł czas na posiłek. Szliśmy już do pewnej restauracji, aż zobaczyliśmy, że do lokalu/jadłodajni "u Ziuty" ustawia się kolejka. Stara zasada mówi, że jeśli autochtoni gdzieś jedzą, to pewnie dobre. No to skorzystaliśmy.
Reguły tej trzymamy się zawsze na wyjazdach zagranicznych i skoro tam się w 95% sprawdzała to i w Skierniewicach powinna, prawda? I tak oto weszliśmy do "U Ziuty". Jest to niewielki lokalik znajdujący się przy ul. Kilińskiego 10, składający się dosłownie z jednego pomieszczenia z 3 (a może 4?) stolikami na dwie-trzy osoby i ladą dla osoby przyjmującej zamówienie. Zdecydowanie nie jest tam dużo miejsca, ale szczęście w sezonie letnim działa z tyłu budynku ogródek i tam można też spokojnie zjeść. Menu składa się łącznie z kilkunastu pozycji, więc nie trzeba się przedzierać przez setki potraw.
Po obejrzeniu tego jednostronicowego menu zdecydowaliśmy się na flaki, placek węgierski oraz kowala z pieczonymi ziemniakami i zestawem surówek.
Najpierw uwaga na czas oczekiwania. Kiedy my byliśmy cały lokal był pełen i nawet kilka osób kręciło się i na zewnątrz i czekało na wolny stolik. My zaszyliśmy się w związku z tym w ogródku i tam czekaliśmy na nasze jedzenie. I tak czekaliśmy i czekaliśmy i czekaliśmy. Po jakichś 15-20 minutach aż się zaczęliśmy zastanawiać, czy "U Ziuty" to nie przypadkiem bar gdzie stawia się jedzenie na ladzie i to zamawiający bierze je sobie sam do stolika. Dobra, szybka decyzja czekamy jeszcze 5 minut i jak nikt nie przyjdzie to pójdę po zupę. Na szczęście w końcu Pani kelnerka dotarła do nas i postawiła przede mną sporą miskę z flakami. Niestety zupa mimo bardzo zachęcającego wyglądu trochę mnie zawiodła. Przede wszystkim była bardzo delikatnie przyprawiona, a ja uwielbiam ostre i wyraziste flaki. Druga rzecz to mięso, niestety ale miałem wrażenie, że więcej w zupie mięsa mięsa niż flaków...
Drugie danie, które ja zamówiłem to placek węgierski. Aaah, drugie dania dostaliśmy jednocześnie jakieś 15 minut po zupie, więc bez tragedii ;) Wracając do samego placka to był on... spory. I mocno przysmażony, bo chrupał na brzegach, że aż miło :) Jednak to co rzucało się na pierwszy rzut oka (a raczej języka) przy spróbowaniu to to, że był on bardzo, ale to bardzo słony. Mam wątpliwości czy gdyby podano go bez dużej ilości sosu, sporych kawałków mięsa i śmietany, to byłby on w ogóle zjadliwy. Natomiast sam sos był delikatnie przyprawiony (na szczęście!), a mięso jakoś traciło swój właściwy smak przez smak sosu i placka, ale na pewno rozpadało się w ustach.
Niestety Bartka placek po węgiersku w mojej ocenie nie nadawał się do jedzenia. Był tak słony, że po jednym kawałku nie byłam w stanie zjeść nic więcej.
Moje danie wyglądało tak:
I co mogę powiedzieć... było zjadliwe, ale na kolana mnie nie rzuciło. Tak, dobrze widzicie - kotlet rozbity na cały talerz. Ale nawet niezły. Pieczarki nijakie, ser chyba nie pierwszej jakości... najlepsze z tego wszystkiego były pieczone ziemniaki (dobre, chrupiące, dopychałam je już jak nie miałam miejsca) i surówki (na odświeżenie). Ale na pocieszenie powiem, że na pewno tą porcją można się najeść.
Potwierdzam, ziemniaczki były najlepszą częścią tego dania, ale sam kotlet też nie był taki zły. I mnie akurat ser smakował :P
Oj słaboo... CZY KTOŚ ZNA LOKAL Z DOBRYM JEDZENIEM W SKIERNIEWICACH?
Mistrzostwo dałbym temu fachowcowi,który potrafi tak cięko rozbić schabowego i taka ilość panierki jakoś trzyma się tego listka-sztuka.Czas oczekiwania,coś strasznego i te kłamstwa obługi,ze dostawca już wyjechał.Chyba pracowników źle dobranych,ponieważ myślę,że właściciel nie pozwoliłby sobie na taką ignorancję.Nie polecam
OdpowiedzUsuńPyszne jedzenie mają właśnie w rynku w Grill Bar Open Cafe :) Pyyyszne grillowane jedzonko <3
OdpowiedzUsuń