Pierwszy dzień tegorocznej edycji Festiwalu Dobrego Smaku. Mimo małego zasobu czasowego zdecydowaliśmy z Mają, że już dzisiaj zaczniemy naszą wędrówkę kulinarną po restauracjach i kawiarniach, które biorą udział w imprezie. Udało się nam zajrzeć do dwóch restauracji tj. "House os Sushi" i "Irish Pub".
Wielkiego minusa ma natomiast Breadnia, która postanowiła serwować danie festiwalowe od piątku. Naprawdę?! Festiwal trwa od czwartku!
1. House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) - małże świętego Jakuba smażone na palonym maśle z plackiem marchwiowo-imbirowym i pianą z buraka
[czas oczekiwania: około 15 minut]
"House of Sushi" przygotował bardzo ciekawe danie, gdyż przegrzebki nie są u nas popularnym składnikiem. Zostały przygotowane poprawnie (ani nie za mocno usmażone, ani nie niedosmażone), jadło się je z przyjemnością. Niestety reszta trochę odstawała. Danie było generalnie... słone. Mimo przeróżnych dodatków to ten smak dominował.
Ja nie odczułam smaku poza słonością (przy czym nie mówię, że było przesolone). W sumie poza samymi małżami najlepszy był ten zielony liść, który był usmażony. Osobiście nie powaliło mnie to danie, ale jeśli ktoś chciałby spróbować przegrzebków (ang. scallops) to polecam. Ale uwaga dla odwiedzających - w czwartek po południu House of Sushi było oblężone (trzeba było czekać na stolik). Zwracam też uwagę na rozmiar porcji - to jest raczej przystawka. Porcja w Irish Pubie jest w zasadzie wystarczająca na nieduży obiad.
2. Irish Pub (ul. Piotrkowska 77) - kiszka ziemniaczana podana na marmoladzie z pomarańczy z sałatką ze świeżego szpinaku, kalarepy i chrzanu, skropiona syropem z pędów brzozy
[czas oczekiwania: około 15 minut]
O drugim daniu niestety nic nie mogę powiedzieć, gdyż się go... nie doczekałem. :( Niestety miałem ograniczony czas i po 10 minutach oczekiwania musiałem niestety opuścić lokal i zostawić Maję samą. Po zdjęciu jednak wydaje się całkiem ok. :)
Och jak mylące jest to zdjęcie! Sama kiszka - spoko. Całkiem smaczna. Natomiast: trochę przypalenia daje goryczkę, która sama w sobie nie jest zła. Ale jeśli dodamy do tego gorzką konfiturę z pomarańczy to już robi się gorzko. A do tego chrzan + chili czyli ostrość i wszystko polane syropem z pędów brzozy (kolejna gorycz). Ja dania nie polecam. Wygląda ładnie, ale w smaku jak dla mnie było beznadziejne. Natomiast bardzo chciałam pochwalić obsługę, która mimo festiwalu dba o klienta i traktuje go jak gościa, a nie "jak hołotę co zleciała się na festiwal".
A już jutro kolejny odcinek naszych wędrówek. Postaramy się je opisać nieco wcześniej ;)
Zastanawiam się nad polecaniem dań lub ich odradzaniem. Twoja relacja z Irish Pubu podpowiada mi, że doznania smakowe są wielce subiektywne. Byłam, danie otrzymałam sprawnie, smakowało mi tak bardzo, że następnego dnia nie dość, że poszłam na powtórkę to jeszcze wzięłam ze sobą faceta - on też był w zachwycie nad smakami kiszki! :)
OdpowiedzUsuńOpinie są z gruntu subiektywne (taki jest też ten blog). Bardzo się cieszę, że Wam smakowało :) Na pewno każde danie festiwalowe znalazło sobie amatorów, ale to konkretne nie znalazło amatorki we mnie. Natomiast obsługa w Irish Pubie na bardzo wysokim poziomie :)
UsuńCo do obsługi, mamy identyczną opinię. Pan kelner zmysłem, którego życzę wszystkim w tym zawodzie, podchodził dokładnie w momencie gdy go potrzebowaliśmy, nie narzucał się uprzejmością, wiedział co podaje na stół.. no i ta spódniczka w kratę ;)
UsuńMnie urzekło to, że zastawili stół jak dla normalnych gości, gdzie w House of Sushi już nie mieli czasu poświęcić uwagi każdemu klientowi. Spódniczki w kratę też są super :)
Usuńten "zielony liść' to jarmuż, którego się nie smaży tylko wysusza w piekarniku
OdpowiedzUsuńDobrze jest dowiedzieć się czegoś nowego - przedtem jarmużu nigdy nie próbowałam :)
Usuń