W dniu dzisiejszym rozpoczęła się w Łodzi X edycja "Festiwalu Dobrego Smaku". W szranki stanęły aż 34 lokale - 25 restauracji i 9 kawiarni. Tegoroczny temat przewodni: Kulinarnie nakręceni (czyli dania mają w jakiś sposób łączyć się z Łodzią i filmami). Oczywiście nie mogliśmy ominąć takiej okazji - w końcu tyle dań i tyle miejsc za taką cenę (danie: 10 zł, deser: 7 zł) nie co weekend można spróbować!
Dzisiaj udało nam się odwiedzić 6 lokali, oto one...
1. La Strada (ul. Piotrkowska 25); danie: La dolce Vita
Pierwszy lokal, pierwsze nadzieje na pyszne danie i pierwszy zawód. La Strada dla swych festiwalowych gości przygotowała danie La Dolce Vita czyli pieczoną terrinę z wątróbki podawana z polentą i kiełkami brokułów.
2. Kamari (ul. Piotrkowska 15); danie: Łódzka Gwiazda Udaje Greka
Po zaspokojeniu pierwszych oznak głodu zajrzeliśmy do "Kamari". Grecka restauracja ugościła nas roladką drobiową z podwójnym farszem: z suszonych pomidorków w oliwie i z szpinaku. Do tego różowe (!) ziemniaczki i sałatką z bardzo dobrym vinegrette.
3. Deseo Tapas Bar (ul. Piotrkowska 60); danie: Karmelowy przypływ
Nasz pierwszy kontakt z "Deseo Tapas Bar" (ja pamiętam jak w tym samym miejscu z cztery lata temu była rosyjska herbaciarnia) i pierwsze sprzeczne opinie o daniu - ale o tym za chwilkę. ;) "Deseo" w ramach festiwalu przygotowało karmelizowanego łososia z dodatkiem ziemniaczano-chrzanowego puree (całość w ostrym sosie) i buraczkami. Niewątpliwie smak łososia przyrządzonego na słodko i polanego ostrym sosem jest całkiem nowym doświadczeniem - według mnie pozytywnym. Jednak nie na tyle aby zachwycić. Danie warte spróbowania na pewno.
Zachęceni Kamari powędrowaliśmy do Deseo Tapas Bar, które ugościło nas pieczonym łososiem z ziemniaczanym purée i sałatką z buraka. Pan na miejscu wyjaśnił nam, że łosoś jest karmelizowany z chilli.
4. Servantka (ul. Piotrkowska 55); danie: Pielmieni syberysjkie
Po wyjściu z "Deseo Tapas Bar" przeszliśmy przez ulicę Piotrkowską i skierowaliśmy swoje kroki do bramy naprzeciwko, gdzie w głębi ukrywa się bardzo stylowa restauracja "Servantka". Jest to lokal serwujący dania kuchni rosyjskiej, ukraińskiej i polskiej - na pewno zajrzymy do niego kiedyś na obiad. :) (a konkretnie na lunch, bo na obiad tam nas nie stać :P) Dzisiaj zaś mieliśmy okazję spróbować syberyjskich pielmieni (pierwszy minus ode mnie za nazwę - nie wiem jak ona łączy się z filmową Łodzią... Niby strona www festiwalu twierdzi, że nawiązują do jakiejś rosyjskiej komedii z 2005 r., ale jakoś tak...). Niestety przyszło nam czekać na nie najdłużej ze wszystkich dotychczasowych dań, ponad 10 minut (drugi minus). Jeszcze bym rozumiał gdyby je lepili zaraz po zamówienia, ale wrzucenie gotowych klusek na wrzątek i ugotowanie ich nie zajmuje tyle czasu - to już przygotowanie łososia w "Deseo" zajęło mniej czasu... Na szczęście pielmieni okazały się pyszne! I porcja była na tyle duża, że gdyby jeść ją normalnie na obiad to dla wielu osób byłaby wystarczająca (dają 6 sztuk). Super danie! :)
Myślę, że dlatego tak długo, bo klucz wiolinowy rysowali :) Znaczy troszkę dekoracja była od czapy, bo nie wiem co mają ziarna granatu do pielmieni syberyjskich, ale ok. Danie naprawdę bardzo pozytywne!
5. Pozytyvka (ul. Piotrkowska 72); danie: Lasagne Garfielda
Uff... Mimo tego, że już brzuszki coraz bardziej pełne lecimy dalej smakować, próbować i poznawać. Kolejny punkt programu: lubiana i znana "Pozytyvka". A tam... lasagna! Zanim dotarliśmy do lokalu miałem pewne obawy, że nie będzie wolnego stolika, ale jakimś cudem jeszcze kilka było wolnych (20 minut później nie było już w ogóle wolnych miejsc). Na potrawę trochę nam przyszło poczekać, ale tu jestem w stanie to zrozumieć, gdyż dużo klientów mieli i trochę pracy. W każdym bądź razie podana po kilkunastu minutach lasagna okazała się niezła. Była bardzo pomidorowa i jak dla mnie bardzo bez wyrazu - nie była ani słodka, ani ostra, ani słona. Mimo to była niezła. Choć ja lubię akurat wyrazistsze smaki. :)
Bartek już dawno mnie straszył, ze trudno o dobrą lasagne, ale okazało się, że ta mu smakowała. Muszę powiedzieć, że bardzo doceniam tego świeżego pomidora, którego nawet widać na zdjęciu i świeży pomidorowy sos. Ponadto (chyba) zsiadłe mleko na wierzchu. Wszystko było bardzo świeże i bardzo smaczne. Dla mnie jeden z faworytów!
6. House of Sushi (ul. Piotrkowska 89); danie: Błękitna Laguna
Ostatnie dzisiejsze danie zaserwowała nam restauracja "House of Sushi". Skusiliśmy się ostatkiem sił na okonia nilowego z egzotyczną sałatką. W mojej ocenie najlepsze dzisiaj danie jakie jadłem. Ryba super przygotowana i dodatkowo do niej miks owoców (na pewno liczi, daktyle, chyba mango i melon) i podsmażone orzechy nerkowca. Pyszne!
No trzeba powiedzieć, że to danie zrobiło na nas duże wrażenie. Czyż ta ryba nie jest dobrych rozmiarów w końcu? ;) W każdym razie rzeczywiście była pyszna i sałatka podana do niej też była świetna :) Na pewno trzeba spróbować.
Dzisiejsze wojaże zakończyliśmy deserową wizytą w "Babkarni", gdzie jeszcze czekały na nas babeczki "Truskawkowa" i "Mojito". Pyszotki obydwie!
Bo trzeba wspomnieć, że chcieliśmy wstąpić jeszcze na deser do Owoców i Warzyw i do Kawalerki... ale niestety moim zdaniem desery nie brzmiały (i nie wyglądały) powalająco.
Bartkowy ranking restauracji:
1. House of Sushi
2. Kamari
3. Servantka
Majowy ranking restauracji... jest mocno niestały. Ja chyba jednak zostanę przy wynikach sprzed House of Sushi czyli:
1. Kamari
2. Pozytyvka
3. Servantka
Nie wiem gdzie w tym zestawieniu umieścić ten subtelny smak ryby... gdzieś pomiędzy 1 i 2 miejscem :)
Jutro kolejny dzień wrażeń! :)
Dzisiaj udało nam się odwiedzić 6 lokali, oto one...
1. La Strada (ul. Piotrkowska 25); danie: La dolce Vita
Pierwszy lokal, pierwsze nadzieje na pyszne danie i pierwszy zawód. La Strada dla swych festiwalowych gości przygotowała danie La Dolce Vita czyli pieczoną terrinę z wątróbki podawana z polentą i kiełkami brokułów.
Dla mnie smakowało to jak pasztet na polencie czyli... nic cie-ka-we-go. Dobre było z winegretem i ładnie wyglądało, ale na pewno nie urzekało. No i minus za to, że danie na zimno - chociaż może plus, bo w La Stradzie byliśmy z 15 minut ;)
2. Kamari (ul. Piotrkowska 15); danie: Łódzka Gwiazda Udaje Greka
Po zaspokojeniu pierwszych oznak głodu zajrzeliśmy do "Kamari". Grecka restauracja ugościła nas roladką drobiową z podwójnym farszem: z suszonych pomidorków w oliwie i z szpinaku. Do tego różowe (!) ziemniaczki i sałatką z bardzo dobrym vinegrette.
No i proszę Państwa to był hit! Wyglądało super, winegret pachniał bardzo zachęcająco. Najpierw spróbowałam sałatki - ekstra. Później spróbowałam purre (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że ziemniaczanego), a na koniec rozkroiłam kurczaka na pół. Moim zdaniem pycha - kurczak świeżutki i mięciutki, wszystko gorące i uwaga! chrupiący kolorowy pieprz posypany z wierzchu :) Różowe ziemniaczki dokładały całemu daniu pewnego efektu WOW! Tak więc momentalnie danie stało się faworytem.
3. Deseo Tapas Bar (ul. Piotrkowska 60); danie: Karmelowy przypływ
Nasz pierwszy kontakt z "Deseo Tapas Bar" (ja pamiętam jak w tym samym miejscu z cztery lata temu była rosyjska herbaciarnia) i pierwsze sprzeczne opinie o daniu - ale o tym za chwilkę. ;) "Deseo" w ramach festiwalu przygotowało karmelizowanego łososia z dodatkiem ziemniaczano-chrzanowego puree (całość w ostrym sosie) i buraczkami. Niewątpliwie smak łososia przyrządzonego na słodko i polanego ostrym sosem jest całkiem nowym doświadczeniem - według mnie pozytywnym. Jednak nie na tyle aby zachwycić. Danie warte spróbowania na pewno.
Zachęceni Kamari powędrowaliśmy do Deseo Tapas Bar, które ugościło nas pieczonym łososiem z ziemniaczanym purée i sałatką z buraka. Pan na miejscu wyjaśnił nam, że łosoś jest karmelizowany z chilli.
Widzicie to takie po wierzchu, udające łososia? Tylko tyle łososia znalazło się na naszym talerzu. Byłam ZDEGUSTOWANA. Purre bez szału, sałatka też. Łosoś słodko ostry - moim zdaniem nieciekawie łączyło się słodkie z ostrym, w sensie... no nie łączyło się, nie tworzyło całości. No i jeszcze po zjedzeniu pan podkreślił, że w purre był chrzan... ja nie poczułam ;) Dania Deseo nie polecam.
4. Servantka (ul. Piotrkowska 55); danie: Pielmieni syberysjkie
Po wyjściu z "Deseo Tapas Bar" przeszliśmy przez ulicę Piotrkowską i skierowaliśmy swoje kroki do bramy naprzeciwko, gdzie w głębi ukrywa się bardzo stylowa restauracja "Servantka". Jest to lokal serwujący dania kuchni rosyjskiej, ukraińskiej i polskiej - na pewno zajrzymy do niego kiedyś na obiad. :) (a konkretnie na lunch, bo na obiad tam nas nie stać :P) Dzisiaj zaś mieliśmy okazję spróbować syberyjskich pielmieni (pierwszy minus ode mnie za nazwę - nie wiem jak ona łączy się z filmową Łodzią... Niby strona www festiwalu twierdzi, że nawiązują do jakiejś rosyjskiej komedii z 2005 r., ale jakoś tak...). Niestety przyszło nam czekać na nie najdłużej ze wszystkich dotychczasowych dań, ponad 10 minut (drugi minus). Jeszcze bym rozumiał gdyby je lepili zaraz po zamówienia, ale wrzucenie gotowych klusek na wrzątek i ugotowanie ich nie zajmuje tyle czasu - to już przygotowanie łososia w "Deseo" zajęło mniej czasu... Na szczęście pielmieni okazały się pyszne! I porcja była na tyle duża, że gdyby jeść ją normalnie na obiad to dla wielu osób byłaby wystarczająca (dają 6 sztuk). Super danie! :)
Myślę, że dlatego tak długo, bo klucz wiolinowy rysowali :) Znaczy troszkę dekoracja była od czapy, bo nie wiem co mają ziarna granatu do pielmieni syberyjskich, ale ok. Danie naprawdę bardzo pozytywne!
5. Pozytyvka (ul. Piotrkowska 72); danie: Lasagne Garfielda
Uff... Mimo tego, że już brzuszki coraz bardziej pełne lecimy dalej smakować, próbować i poznawać. Kolejny punkt programu: lubiana i znana "Pozytyvka". A tam... lasagna! Zanim dotarliśmy do lokalu miałem pewne obawy, że nie będzie wolnego stolika, ale jakimś cudem jeszcze kilka było wolnych (20 minut później nie było już w ogóle wolnych miejsc). Na potrawę trochę nam przyszło poczekać, ale tu jestem w stanie to zrozumieć, gdyż dużo klientów mieli i trochę pracy. W każdym bądź razie podana po kilkunastu minutach lasagna okazała się niezła. Była bardzo pomidorowa i jak dla mnie bardzo bez wyrazu - nie była ani słodka, ani ostra, ani słona. Mimo to była niezła. Choć ja lubię akurat wyrazistsze smaki. :)
Bartek już dawno mnie straszył, ze trudno o dobrą lasagne, ale okazało się, że ta mu smakowała. Muszę powiedzieć, że bardzo doceniam tego świeżego pomidora, którego nawet widać na zdjęciu i świeży pomidorowy sos. Ponadto (chyba) zsiadłe mleko na wierzchu. Wszystko było bardzo świeże i bardzo smaczne. Dla mnie jeden z faworytów!
6. House of Sushi (ul. Piotrkowska 89); danie: Błękitna Laguna
Ostatnie dzisiejsze danie zaserwowała nam restauracja "House of Sushi". Skusiliśmy się ostatkiem sił na okonia nilowego z egzotyczną sałatką. W mojej ocenie najlepsze dzisiaj danie jakie jadłem. Ryba super przygotowana i dodatkowo do niej miks owoców (na pewno liczi, daktyle, chyba mango i melon) i podsmażone orzechy nerkowca. Pyszne!
No trzeba powiedzieć, że to danie zrobiło na nas duże wrażenie. Czyż ta ryba nie jest dobrych rozmiarów w końcu? ;) W każdym razie rzeczywiście była pyszna i sałatka podana do niej też była świetna :) Na pewno trzeba spróbować.
Dzisiejsze wojaże zakończyliśmy deserową wizytą w "Babkarni", gdzie jeszcze czekały na nas babeczki "Truskawkowa" i "Mojito". Pyszotki obydwie!
Bo trzeba wspomnieć, że chcieliśmy wstąpić jeszcze na deser do Owoców i Warzyw i do Kawalerki... ale niestety moim zdaniem desery nie brzmiały (i nie wyglądały) powalająco.
Bartkowy ranking restauracji:
1. House of Sushi
2. Kamari
3. Servantka
Majowy ranking restauracji... jest mocno niestały. Ja chyba jednak zostanę przy wynikach sprzed House of Sushi czyli:
1. Kamari
2. Pozytyvka
3. Servantka
Nie wiem gdzie w tym zestawieniu umieścić ten subtelny smak ryby... gdzieś pomiędzy 1 i 2 miejscem :)
Jutro kolejny dzień wrażeń! :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz