Prawdą jest, że Bartek ma przepis na przepyszne spaghetti, którym to nie chce się w ogóle podzielić :) Więc tym razem to ja przygotowałam spaghetti wg przepisu spaghetti bolognese ze świeżym szpinakiem. Poniekąd ucieszyłam się z tego przepisu, bo uwielbiam szpinak i zawsze chętnie nauczę się go wykorzystywać :)
Mój ci on (przepis) i póki co nie będę się tą tajemną, rodzinną recepturą dzielił. ;)
Zacznę nieco od końca: potrzeba do tego dużo garnków. Już i tak ograniczyłam zmywanie o jeden, bo makaron ze szpinakiem zrobiłam w tym samym garnku w którym się gotował. Tyle było zmywania:
Pod spodem jest kilka czarnych ;) I niestety nie smakowały tak jak tamte. Cóż. Trzeba szukać dalej.
W przypadku "deseru" trudno mi cokolwiek napisać. Maja bardzo się starała aby z polskich składników i w naszych warunkach stworzyć coś co kupiliśmy na meksykańskiej ulicy. Grubaski były co prawda niezłe, ale to... no nie było to samo co w Meksyku. Myślę, że to kwestia znalezienia odpowiedniej śmietany.
Mój ci on (przepis) i póki co nie będę się tą tajemną, rodzinną recepturą dzielił. ;)
Zacznę nieco od końca: potrzeba do tego dużo garnków. Już i tak ograniczyłam zmywanie o jeden, bo makaron ze szpinakiem zrobiłam w tym samym garnku w którym się gotował. Tyle było zmywania:
A jaka była zabawa z miksowaniem warzyw. Otóż jeśli się nie ma porządnego blendera z pokrywką to lepiej tego nie próbować i ograniczyć się do zwykłej tarki z małymi oczkami. W ogóle nie wiem, ale dla mnie ta marchewka i seler niewiele dały, ale może ja się nie znam :) Należy uważać też z makaronem, żeby go zostawić w pierwszej fazie al dente. Aha i nie trzeba kupować tego sera w kawałku - chyba nawet tańszy jest tarty i jest go trochę więcej niż potrzeba do tego przepisu :) Poza tym wydaje mi się, że składników jak zawsze podano za dużo (zawsze z mamą mamy jeszcze dodatkowy obiad w tygodniu).
Też wydaje mi się, że seler i marchewka są tutaj elementami zbędnymi, gdyż nic a nic ich nie było czuć. Co do sera - według mnie lepiej jeśli się kupi bloczek i dopiero zetrze. Taki od razu starty wyglądał... dziwnie.
Tak wyglądało dzieło:
Moim zdaniem spaghetti wyszło bardzo smaczne i sycące, a pomysł z serem i szpinakiem być może wkupi się do mojej kuchni na stałe :) Uwaga! W przepisie jest dużo czosnku! (my lubimy, ale przecież nie wszyscy).
Spaghetti bardzo dobre. Szczerze się zdziwiłem, że szpinak w surowej postaci tak fajnie smakuje (jak dla mnie to sam makaron podgrzany na oliwie z czosnkiem i szpinakiem był ekstra).
Kiedyś dawno temu obiecałam, że zrobię gorditas de nata (dokładnie tutaj). I zrobiłam wg przepisu tego, który miał dokładnie odzwierciedlać te grubaski (gorditas to po hiszpańsku grubaski), które są sprzedawane na ulicach Meksyku - a przecież o to chodziło :) Zacznijmy od tego, że cały film jest po hiszpańsku, a jakby tego było mało, to pani nawija nie tylko najważniejszych rzeczach tylko przez pierwsze 2 minuty na przykład, o powodach stworzenia filmiku. Ja wprawdzie uczyłam się hiszpańskiego, ale moje zdolności chyba nie były wystarczające ;)
Co do samego przepisu - nie mamy w Polsce half cream. A już zwłaszcza media crema firmy nestle. Myślę, że to był jeden z problemów. Próbowałam zmieszać śmietanę 30% (też jest w przepisie) i jakąś odtłuszczoną śmietankę do kawy, ale ni cholery nie przypominało to konsystencją tej z filmiku. Poza tym masa powinna leżeć przez noc, albo co najmniej godzinę w lodówce (u mnie były to ze dwie godziny).
Grubaski to też "idealne" danie dla mnie. Testuje cierpliwość. Nie wolno robić tego na dużym ogniu, bo się szybko przypala i jest nie zrobione w środku. Trzeba powoli i CIERPLIWIE czekać aż uzyska ładny kolor.
Na koniec wyglądały tak:
Pod spodem jest kilka czarnych ;) I niestety nie smakowały tak jak tamte. Cóż. Trzeba szukać dalej.
W przypadku "deseru" trudno mi cokolwiek napisać. Maja bardzo się starała aby z polskich składników i w naszych warunkach stworzyć coś co kupiliśmy na meksykańskiej ulicy. Grubaski były co prawda niezłe, ale to... no nie było to samo co w Meksyku. Myślę, że to kwestia znalezienia odpowiedniej śmietany.
Po Waszym poprzednim wpisie o Gorditas de nata poszperałam trochę i znalazłam ten: http://chefmarysalas.blogspot.com/2010/01/ingredientes-taza-de-natas-taza-de.html później poszperałam jeszcze trochę i okazało się, że "nata" to często zbierany przez cały tydzień kożuch z mleka! :O i trza go tak pół na pół ze śmietaną.
OdpowiedzUsuńGratuluję potraw :) szpinak mnie zachęcił zdecydowanie do wypróbowania, a gorditas już wcześniej baardzo mi się spodobały i na pewno prędzej czy później się podejmę :)
Życzę kolejnych sukcesów :)
W Stanach sprzedają half cream, ale u nas nie ma tego (ogólnie tam przecież mają cream, sour cream... u nas inaczej, choć pewnie ja po prostu nie wiem czego użyć).
UsuńJak wypróbujesz gorditas to przynieś jednego - powiem czy to to samo co jedliśmy w Meksyku ;) Ja wiem, że jest mnóstwo przepisów, ale tutaj ona podkreśla, że "takie jak na meksykańskich ulicach" ;)