Będąc nie tak dawno w Katowicach, musieliśmy zjeść śniadanie na mieście. Niestety nasz hotel (4* - kosztował tyle co hostel; dziękujemy Ci booking.com) oferował śniadania w cenie 45 zł za osobę, a to było niestety ponad nasze siły ;) Dlatego zaczęliśmy czegoś szukać na mieście. Nie było to łatwe, bo w niedzielę rano niewiele rzeczy jest otwarte. Ale ja już dzień wcześniej wiedziałam, że chcę iść do Lajkonika.
Niestety my jesteśmy biednymi podróżnikami i nie stać nas na tak wystawne śniadania... ;)
Chyba wszyscy znają tą firmę. Tak, to ta sama, która produkuje nasze ulubione paluszki. No i na południu Polski można spotkać ich firmowe piekarnio-cukiernie. Musieliśmy skosztować.
Ja osobiście przeżyłem mały szok jak zobaczyłem, że "Lajkonik" ma własne lokale (o ile dobrze pamiętam z ich ulotki mają ich łącznie cztery albo pięć).
Bardzo trudno było się zdecydować na cokolwiek, bo do wyboru są kanapki różnego autoramentu, zapiekanki, bułki słodkie... no cała masa rzeczy. W końcu zdecydowaliśmy się na jeden zestaw śniadaniowy z kanapką z grillowanymi warzywami i na zapiekankę z oliwkami i fetą.
No ja powiem szczerze, że popełniłam błąd, że wzięłam grillowane warzywa, bo ich po prostu nie lubię za bardzo. Kanapka była bardzo konkretna, ale dobrze, że miałam herbatę, bo była bardzo sucha. Moim zdaniem zapiekanka Bartka była bardzo smaczna. Aha! Obydwie te rzeczy oczywiście były podane na ciepło!
Nie ma to jak zapiekaneczka na śniadanie! :D Zwłaszcza taka dobra - porządne pieczywo, niezły ser i dużo przypraw. Dla mnie w sam raz :) Zresztą kanapka Mai też była spoko, choć dla mnie na śniadanie zdecydowanie za mała. Gdybym ją jednak brał na przegryzkę, byłaby super. :)
Generalnie polecam serdecznie lokale Lajkonika - zwłaszcza na śniadanie. Tylko przygotujcie się na życiowe dylematy pt. "Co by tu zjeść" :).