wtorek, 28 sierpnia 2018

Odkąd dwa lata temu spędziliśmy urlop w Gruzji (pisaliśmy o tym tutaj, tutaj i tutaj), nie tylko sami coś tam sobie gruzińskiego szykujemy, ale także szukamy w Łodzi lokalu, który choć trochę odtwarzałby tamte niepowtarzalne smaki i aromaty. Jesteśmy dosyć wybredni i wymagający, więc jak na razie żadne z miejsc nas na zadowoliło.

Od razu powiem, że byliśmy w Lavashu, ale... no... chinkali nie miało kolendry (ani trochę), a adżarskie chaczapuri miało bardzo słaby ser i zupełnie nie takie ciasto, więc wyszliśmy mocno niezadowoleni.

Pojawiła się jednak nadzieja, że w końcu to będzie to, bowiem kilka dni temu przy ul Piotrkowskiej 10, po wielu tygodniach remontu i przygotowań, w końcu otworzyło się "Gruzińskie bistro". Wypatrywaliśmy tego otwarcia w zasadzie od kiedy tylko przyuważyłem na witrynie lokalu co się w nim będzie znajdować. I tak więc dzień po oficjalnym otwarciu przekroczyliśmy progi nowej restauracji.

Pierwsza rzecz, która nam się rzuciła w oczy po wejściu do "Gruzińskiego bistra" było to, że wystrój lokalu jest wprawdzie przyjemny dla gościa (żadnych szalonych kolorów, pstrokatych ozdóbek w ilości przekraczającej ogarnięcie etc.), jednak nijak on nie oddaje gruzińskich klimatów. A aż prosi się o powieszenie zdjęć z krajobrazami i ludźmi z Gruzji, pewnych charakterystycznych dla Gruzji elementów (np. słynne rogi do picia wina, czy choćby gruzińska flaga)...

No wystrój jest po prostu pomalowanym wystrojem wcześniejszego lokalu i rzeczywiście nie jest podobny zupełnie do niczego. Rzeczywiście brakuje czegokolwiek co powiedziałoby gościowi, że znajduje się w gruzińskim bistro. No i menu na pojedynczych kartkach z wykreślonymi pozycjami - to nie robi dobrego wrażenia, bo przy następnej wizycie planowałam zjeść lobiani.

Ja oczywiście zamówiłem moje ukochane khinkali (20 zł), Maja z kolei skusiła się na swoje ulubione adżarskie chaczapuri (15 zł). Podkreślę w tym miejscu, że rezerwacji oraz samego zamówienia na konkretną godzinę dokonywałem za pośrednictwem Facebook'a i mimo moich drobnych obaw (kiedyś się nacięliśmy przy takiej formie zamawiania) wszystko przebiegło bezproblemowo, szybko i sprawnie. W zasadzie po tym jak dotarliśmy do lokalu, to w ciągu 5 minut mieliśmy już dania na stole :)

Jak być może wiecie - to nasze dwie ulubione gruzińskie potrawy, których zjedliśmy TONY podczas pobytu w Gruzji. Ja już nawet nie mogłam patrzeć na chaczapuri. Dlatego te właśnie dania musiały zostać naszym papierkiem lakmusowym.

Jeśli chodzi o chinkali to przede wszystkim bardzo brakowało w nich tego charakterystycznego bulionu, w zasadzie na 6 sztuk tylko w dwóch było go tak trochę-trochę. W pozostałych był niestety sam farsz :( Wielka szkoda bo uwielbiam całą tą ceremonię i sposób w jaki należy chwytać i nadgryzać chinkali, a następnie wypijać prawie jeszcze gorący bulion ze środka. Natomiast jeżeli chodzi o farsz to był najzwyczajniej w świecie za słabo doprawiony. Zupełnie nie było czuć w nim tych wszystkich przypraw i smaków. Dobrze chociaż, że było sporo kolendry ;) Aha, i od razu dostałem chinkali posypane szczodrze pieprzem. Z kolei ciasto było dosyć cienkie i w zasadzie było takie samo jak to, które widzieliśmy w Gruzji.

Kiedy postawiono talerz na stole, pierwsze co poczułam to świeżo mielony pieprz. Rewelacja. Same khinkali były na gruzińskim poziomie - jadaliśmy takie w Gruzji, tylko chyba zawsze były mocniej doprawione i miały więcej kolendry w środku. Gdyby udało się te podrasować tak, by były bardziej wyraziste - na pewno miałyby naszą pełną okejkę :)



Chaczapuri było na pewno mniejsze niż to, które dostawaliśmy w restauracjach w Gruzji, ale i tak porcja jest wystarczająca dla jednej osoby by się nasycić. Oceniając zaś samo danie to oceniłbym je tak: ciasto - takie jak w Gruzji, ser - bardzo zbliżony do tego gruzińskiego, jednak o wiele mniej słone, jajko - już ścięte, ale nie na twardo. Czyli generalnie bardzo podobne do tego co jest w Gruzji, ale... nie było żadnego masła, a to jest nieodłączny element adżarskiego chaczapuri! :(((

Troszeczkę Bartek dramatyzuje :P Ciasto - perfekcyjne. Ser - delikatny, ale takie też jadaliśmy w Gruzji. Nie chcę tu uchodzić za jakiegoś znawcę, ale to chyba było sulguni :) Jajko było bardzo w porządku i rzeczywiście brakowało masełka. Ale smakowo to było coś oryginalnego - tak jak to pamiętam i proszę tego za bardzo nie zmieniać!



Na deser zamówiliśmy porcję ciasta (jedyny deser w menu). Ciasto było przyjemne, o konsystencji zakalca, ale przyjemnie słodkie - czekoladowo-karmelowe. Ach no i do popicia mieliśmy przyjemną lemoniadę - też słodka.

Ciasto o wdzięcznej nazwie "bajka" (ciasto biszkoptowe z kremem waniliowym i czekoladą) było bardzo przyjemne zarówno smakowo, jak i w wyglądzie. Warto je sobie zamówić na koniec wizyty, zwłaszcza że kosztuje raptem 7 zł :) A co do lemoniady, to mimo tego, że nie była zła to jednak liczę, że będzie można zamówić któregoś dnia prawdziwe napoje "Natakhtari" ;)


Podsumowując - bardzo dobre jedzenie, może odrobinę do podrasowania. Na pewno osoby, które je przygotowują pochodzą z Gruzji - to czuć :)

Na razie taka czwórka na szynach, ale liczymy na więcej ;)

niedziela, 10 czerwca 2018

1. Kunefe, czyli tradycyjny turecki deser stworzony z tureckiego ciasta o nazwie kadayif w kształcie porwanych nitek, nadziany serem z mleka koziego. Podawany na gorąco z orzechami włoskimi, pistacjami i turecką śmietanką kajmak (Mangal, ul. Piotrkowska 71)

Na ten turecki deser dane nam było czekać blisko pół godziny i o mało nie umarliśmy z głodu. Chrupiące ciasto, ciągnący się ser i pyszna śmietanka. Bardzo ciekawy, delikatny chociaż całkiem porządnie słodki deser.

Ten deser jest w mojej ocenie wart czekania nawet 45 minut, a może i wręcz godziny! ;) Rewelacyjne słodkie i chrupiące ciasto, wspaniały ser i do tego jeszcze gęsta śmietana oraz orzechy i pistacje... Gdybyśmy nie planowali dalszych potraw mógłbym zamówić jeszcze dwie kolejne porcje tego deseru <3



2. Ave Falave, czyli falafele z ciecierzycy serwowane z humusem avocado z sosem tahini i libańskimi piklami (Restauracja Hamra, ul. Piotrkowska 89/11)

Ostatnimi czasy wszędzie podaje się falafele. Tel Aviv, Fafalafa no i wszystkie bliskowschodnie restauracje. Postanowiliśmy sprawdzić jak ma się sprawa z libańską restauracją. Zacznijmy od tego, że prezentacja dania jest straszna i gdyby o to chodziło to byśmy nie przyszli. Natomiast falafele były mile przyprawione, a dodatki smaczne. No co tu powiedzieć - w porządku!

Falafle bardzo dobrze doprawione (chyba najmocniej z tych wszystkich, które do tej pory próbowaliśmy) i dosyć mocno usmażone, bo aż chrupała ich skórka. Do tego delikatny hummus, tradycyjna niczym niewyróżniająca się pita oraz kilka pikli. Było w miarę smacznie i sporo (mam wrażenie, że po tym daniu nie wyszłoby się głodnym).


3. Tuńczyk tataki na szparagach z miso, czyli kawałki tuńczyka tataki podane na szparagach przygotowanych, w tradycyjnej dla kuchni japońskiej, paście miso i maśle orzechowym. Całość dopełnia japoński sos sezamowy goma (House of Sushi, ul. Piotrkowska 89)

Dosyć długo czekaliśmy na to danie i widzieliśmy jak pieczołowicie przygotowują je kucharze. Nie można powiedzieć - jest prześliczne. Smakowo - słono słodkie. Czy mi smakowało? Niespecjalnie, ale sam pomysł mi się podobał.

To ja mam odmienne zdanie, bo mnie przygotowane przez "House of Sushi" danie bardzo przypadło do gustu i smaku. Tuńczyk był znakomity, wręcz rozpływał się w ustach, do tego prezentował się rewelacyjnie. Z kolei szparagi... mmm... chrupiące i delikatne. Dla mnie rewelacja.


4. Trzy kolory, czyli trzy mini ptysie z gorącą czekoladą E. Wedel: biały- z bitą śmietaną; czerwony z kremem z puree z czarnej porzeczki  na bazie serka mascarpone i czeko tubki karmelowej, brązowy z kremem z miazgą z orzechów laskowych na bazie serka mascarpone i czeko tubki czekoladowej. Deser Trzy Kolory podawany jest w zestawie z gorącą czekoladą E.Wedel (Pijalnia Czekolady E. Wedel, ul. Piotrkowska 69)

Wedlowska Pijalnia Czekolady przygotowała na tegoroczną edycję trzy ptysie oraz gorącą czekoladę. Niestety dla mnie ten deser był wyjątkowo przeciętny i niczym nie zaskakiwał. Owszem, same ptysie oraz czekolada były smaczne, ale żadnego efektu "wow" i szału tutaj nie doświadczyłem...

W tym miejscu się bardzo z Bartkiem zgadzam. Ptyś czekoladowy był bardzo smaczny, reszta była ok. Cały czas się zastanawiałam czy bita śmietana nie jest przypadkiem z puszki. Szkoda, bo w zeszłym roku deser u Wedla był przepyszny. Teraz... na pewno są ciekawsze.


5. Lato na mazurach, czyli lody na patyku z koziego mleka, mascarpone z miodem lipowym, jagodami i malinami w polewie z białej czekolady i posypką z bezy agrestowej i kwiatów jadalnych  oraz  mrożona herbata z melisy, rabarbaru i porzeczek (Wiosna, ul. Piotrkowska 138/140 - OFF Piotrkowska)

Proszę Państwa, oto deser z historią ;) zanim bowiem dostaliśmy naszą herbatę oraz lody to kelner najpierw podał nam kartkę-"list", stanowiący inspirację dla deseru. Całkiem fajna sprawa i od razu widać pewne dodatkowe zaangażowanie i pomysł w przygotowaniu deseru. Z kolei sam deser to esencjonalna i orzeźwiający wywar, w którym ja głównie czułem rabarbar i melisę, oraz pyszne lody, które się chciało jeść i jeść :)

Och, to jest mój ulubiony deser ze wszystkich. Najpierw beza, potem cudowne połączenie biała czekolada + lody z koziego sera + porzeczka. Mogłabym jeść i jeść. Już nie mówiąc o tym, że upały w ten weekend są idealne by takiego loda sobie sprezentować. Co do herbaty to miła i odświeżająca, ale lód to było mistrzostwo :) Aha i zwracam uwagę, że był fajnie podany - na talerzyku, ale na warstwie lodu.


6. Wytrawne gryczane racuchy po polsku, czyli gryczane racuchy z pieca, surówka z kalarepy i zielnego jabłka, twaróg słonecznikowy, syrop laurowy na cydrze (Porcja, ul. Roosevelta 7)

W pierwotnym planie chyba nie mieliśmy tutaj zaglądać "bo to w końcu racuchy, więc co to może być ciekawego". Jednak skoro już byliśmy obok na OFF-ie, to żal było nie zajrzeć i nie spróbować. I to był strzał w dziesiątkę, bowiem serwowane przez "Porcję" danie okazało się zaskakującą niespodzianką. Połączenie gryczanych racuchów, surówki, twarogu oraz syropu stworzyło nadzwyczajnie ciekawą smakowo mieszankę, oczywiście na plus ;)

Mieliśmy, mieliśmy, bo mnie zaintrygowały zdjęcia na stronie festiwalu :P Oprócz tego mam wielki sentyment do tego miejsca i wielką wiarę w ich inwencję twórczą. I tym razem tak było. To czego spróbowaliśmy nie było podobne do niczego, co wcześniej jedliśmy. Racuchy gryczane - no spoko, znajomy smak. Ale surówka była odjazdowa! Pikantna, odświeżająca, super. No i mnie smakował bardzo ten syrop laurowy na cydrze. Ogólnie bardzo fajne danie i jedno z tych, którym spokojnie można się najeść.


7. Dzisiaj jemy w domu, czyli pieczeń wieprzowa, przyrządzona w niskiej temperaturze z zapiekanym prażokiem, gzikiem z podwędzanym twarogiem solankowym, żel z żurku staropolskiego, świeży chrzan, szczaw zajęczy i świeży majeranek (Szyby Lustra, al. Piłsudskiego 14)

Bardzo zależało mi na tym by tu zjeść. Zapiekany prażok? Gzik z podwędzanym twarogiem solankowym? Żel z żurku? No musiałam spróbować. I muszę powiedzieć, że to było ekstra, Wieprzowina rozpływała się w ustach, gzik zdecydowany w smaku i odświeżający, żel fajnie grał rolę sosu, a prażoki... prażoków mogłabym zjeść WIADRO. Były pyszne! To danie jest moim faworytem w kategorii dań głównych.

To ja akurat nad prażokami tak się nie rozpływałem, za to pieczeń zdecydowanie mnie przekonuje by polecić to festiwalowe danie. Była bowiem delikatna, krucha i przede wszystkim nie była wyschnięta na wiór. Do tego niezłe prażoki i super gzik :)


8. Bucatini di zia vittoria, czyli makaron bucatini, regionalny ser stracciatella, regionalny sos paprykowy, pesto genueńskie (Ristorante Mare e Monti, ul. Wigury 13)

Makaron robiony na miejscu, sos paprykowy, ser i pesto. No czego chcieć więcej? W zasadzie niczego. W mojej ocenie danie było smaczne. Zwłaszcza sos paprykowy i pesto. Makaron według mnie był odrobinę za twardy (mimo, że wiem, że powinno się jeść makarony al dente), to jednak wydaje mi się, że z racji tego, że makaron był całkiem gruby - mógłby się jeszcze z pół minutki pogotować. W każdym razie - warto spróbować. Uwaga - na danie czeka się jakieś 15-20 minut.

Danie wyjątkowo poprawne, ale bez tego czegoś, czego można by oczekiwać po festiwalowych daniach. Makaron spoko (choć faktycznie nieco za twardy), pesto i sos bardzo dobre (choć mam wrażenie, że robię czasem podobne w domu). Więc jakoś tak niby spoko, ale jakoś czułem pewien niedosyt i lekki zawód.


9. Yuzu salmon, czyli siekany tatar z łososia z mango i kolendrą na futomakach ze szparagami i ogórkiem (Sendai Sushi, ul. Piotrkowska 209)

Przed Wami miejsce w którym spotkaliśmy się z najlepszą obsługą na całym festiwalu. Nie dość, że nie czekaliśmy długo na danie, to jeszcze byliśmy bardzo dobrze zaopiekowani przez kelnera, który ochoczo przyniósł nam dwa talerzyki i jeszcze zachęcał do głosowania. Wszystko to z gracją i galanterią. Naprawdę fajnie. Samo danie jest przyjemnym kawałkiem sushi. Naprawdę w porządku. Chociaż! jak na sushi jest całkiem duże i prawie przestało być prawdziwym sushi, bo było mi trudno zmieścić je na raz do ust.

Obsługa kelnerska to 5+, naprawdę czuliśmy się jakbyśmy byli dla kelnera tymi najważniejszymi gośćmi. Z kolei samo sushi dosyć ciekawe, nie widziałem aby na co dzień można było spróbować tatara z łososia. Było smacznie i całkiem sporo :)


10. "Warszawska zupa nic”, czyli śmietankowo-limonkowy deser w postaci zupy, zaserwowany z pałeczkami bezowo-cynamonowymi i lodami krówkowymi (Agrafka, ul. Piotrkowska 90)

Trochę się uparłam na to danie :) Przyjemna lemoniada cytrynowo-gruszkowa, do tego mikroskopijna dawka lodów, pałeczki bezowe i zupa. Wszystko poza lemoniadą słodkie i prawie ulepkowe, chociaż w zupie pływała limonka i nieco to przełamywała. Deser stanowczo dla wielbicieli słodkości. Oraz czekania. Wprawdzie cały lokal był zawalony jak stodoła po żniwach, ale na deser czekaliśmy ponad pół godziny.

W "Agrafce" czekaliśmy na nasze zamówienie chyba najdłużej ze wszystkich festiwalowych lokali. Po ok. 10 minutach dostaliśmy lemoniadę, po kolejnych 25-30 minutach dotarła do nas reszta deseru... Z drugiej jednak strony byliśmy już późnym wieczorem i mieli pełne obłożenie, więc może nie ma się czemu dziwić? W każdym razie sam deser taki wielowymiarowy, bo były bardzo słodkie lody i sos krówkowy, ale także delikatna śmietankowo-limonkowa "zupa". No i ta chrupka pałeczka bezowa. Smaczne połączenie i całość dosyć szybko zniknęła z talerza. Z kolei lemoniada bardzo orzeźwiająca i delikatna, w sam raz na taki upalny dzień i wieczór.

czwartek, 7 czerwca 2018

Festiwal Dobrego Smaku 2018 rozpoczęty! W tym roku tematem przewodnim są Kuchnie narodowe. Moim zdaniem to świetny temat na festiwal. Daje morze możliwości.

Na razie zaczęliśmy skromnie.

  1. Cornucopia – Sycylijski Rożek Obfitości, czyli rożek z kakaowo-cynamonowego ciasta nadziany włoskim serem ricotta z gorzką czekoladą, kandyzowanym cydrem i pomarańczą (Włoszczyzna - Ristorante italiano, ul. Piotrkowska 16)

    Zdjęcia nie będzie, bo niestety w środę desery skończyły się jeszcze na kilkadziesiąt minut przed zamknięciem restauracji. A szkoda, bo to był dzień kiedy deser był mi ŻYWOTNIE potrzebny. Na zainteresowanie kelnerki nie czekaliśmy długo (kilka minut), po kilku kolejnych - smutne wieści. Jeśli będzie czas - wrócimy.Opis deseru oferowanego we "Włoszczyźnie" (oraz jego zdjęcie na oficjalnym facebook'owym profilu festiwalu) zachęciły nas do jego spróbowania tak bardzo, że pomyśleliśmy, iż fajnie będzie nim zacząć tegoroczną edycję FDS. Niestety, nie mieliśmy w środę szczęścia i musieliśmy obejść się smakiem... :(

  2. Japa’n’ burger, czyli czarny burger (100% wołowiny) barwiony węglem drzewnym, kimchi, chipsy nori, wędzone tofu, pikle, czerwona cebula, bekon, sos japoński (Suharnia, ul. Pomorska 13)

    Re-we-la-cja. Przepyszny, pikantny burger. Z dobrym mięsem, piklem, porządną bułką i dosyć ostrym sosem, którego nie jest za dużo i myślę, że każdy będzie w stanie burgera zjeść (to ważne, bo nie jestem miłośniczką bardzo ostrego jedzenia). Dodatkowo nori robiło z mózgu wodę i powodowało, że cały czas miało się wrażenie, że je się sushi. Świetna propozycja. A jeszcze pan z obsługi mnie urzekł, bo kiedy zamówiłam jednego burgera zapytał czy będzie "na pół" i rzeczywiście podał przekrojonego na pół. Myślę, że to mega ważne i bardzo miłe. A i jeszcze dodam, że burger jest bardzo spoko, bo nie leje się z niego wszystko, w związku z czym mimo, że nie podano nam sztućców a jedynie serwetki (zdziwiło nas to) to nie polaliśmy się, a ręce były w zasadzie suche.Warto wspomnieć, że nie jest to też jakiś mały burger, którego ledwo się poczuje, bo można zjeść na dwa gryzy. Propozycja "Suharni" to w zasadzie pełnowymiarowa bułka z bardzo ciekawym, stylizowanym na sushi, wkładem. Super wołowina, bardzo wyraziste w smaku dodatki, ostry i fajny sos. Super propozycja i wykonanie!

  3. Bulion, czyli warzywny słodki, kwaśny i orzeźwiający koktajl. Wódka infuzowana zielem angielskim, liściem laurowym i pieprzem, kordiał na podpieczonej włoszczyźnie, sok z cytryny i oliwa z nacią pietruszki (Pop'n'Art, pl. Wolności 6)

    Przyznam, że nie do końca wiedziałem jaki drink oferowany jest w "Pop'n'Art", więc obserwując barmana szykującego dla nas mieszankę alkoholi nie miałem pojęcia co mnie czeka. I tak, pierwsze wrażenie to smak zbliżony do barszczu czerwonego, potem pojawiła się ostrość pieprzu i ziela angielskiego, a na końcu słodkie cytrynowe nuty. Bardzo dziwna i bardzo ciekawa  mieszanka smaków i ich przechodzenia z jednego w drugi i kolejny. Drink zdecydowanie wart spróbowania ;)

    Dla mnie to było ekstra. Na wierzchu pływały oka z oliwy, a przy pierwszym łyku czuć było smak jak barszczu, ale naprawdę było bardzo smacznie, bo zaraz potem przebijała orzeźwiająca cytryna. Naprawdę warto spróbować takiego mylącego drinka! I jeszcze wypić go w takich okolicznościach przyrody:

A w piątek jedziemy dalej :)

sobota, 17 lutego 2018

Walentynki w Obiednie tym razem miały miejsce 17.02. Wybraliśmy się do stosunkowo nowej restauracji serwującej zupy Pho - Pho Shop znajdującej się przy ulicy Tuwima 1. Zupa Pho to wietnamska zupa przygotowywana na bulionie wołowym i serwowana zwyczajowo na śniadanie. Wprawdzie nie jedliśmy oryginalnej Pho, ale musieliśmy spróbować jej polskiej wersji. Co więcej menu nas bardzo mocno zachęciło. Sami zobaczcie:



Na stolikach stoją poniższe doprawki: sos sojowy, sriracha, czosnek i pasta paprykowa.


Do picia zamówiliśmy lemoniadę wietnamską na bazie limonki i mleka (14 zł):


A jako danie główne Pho Bo z tatarem wołowym:



oraz Bao wegetariańskie:


Bao było oryginalnie moje, w zasadzie... mogłabym zjeść wszystkie rodzaje, bo każdy brzmiał cudownie. Ale chipsy z lotosa mnie przekonały. Wyglądało cudownie. Jak smakowało? Bez wyrazu. Chrupkie awokado było ciekawe, ale całości brakowało wspólnego mianownika. To wszystko było zlepkiem składników, a nie do końca tworzyło danie. Wszystkie składniki same w sobie ciekawe i smaczne, ale dominującego smaku tam nie było.

To ja przedstawię jednak lepszą opinię o bao, bo mnie nawet smakowało. Fajna, miękka bułeczka bao przypominająca nasze pampuchy wypełniona była przede wszystkim super salsą pomidorową. Pozostałych dodatków w zasadzie aż tak bardzo też czepiać się nie mogę, były wprawdzie dla mnie bardzo delikatne smakowo (brakowało jakiegoś dominującego smaku, czy choćby nuty), ale zarówno awokado, jak i czips z lotosu super chrupały. Niestety w ogóle nie czułem fasoli Edamame, bądź rzodkwi Daikon... :(

Co do zupy to była znów... bez wyrazu. Jakaś taka cienka, lekka (na lato jak znalazł), ale też wydawała mi się kompletnie niedoprawiona. I jeszcze gdyby pisał to Bartek to bym zrozumiała, ale... ona była niedoprawiona nawet jak na moje standardy. Dopiero kiedy władowaliśmy dokładnie wszystkie doprawki ze stołu - zaczęła być interesująca w smaku. 

Niestety, bulion był bardzo delikatny i w zasadzie czuć w nim było jedynie nikły smak wołowiny. Żadnych nut warzywnych, żadnego umami. Na szczęście na blacie przed nami było kilka rzeczy, którymi mogliśmy pho doprawić i po dodaniu odrobiny oliwy czosnkowej, pasty paprykowej, sosu sojowego i srirachi zupa pho nabrała wyrazu i od razu wyszły też ukryte do tej pory walory smakowe. Za to plusem do odnotowania jest tatar wołowy, który wybraliśmy, gdyż był naprawdę niezły.

W zasadzie nie wiem co o tym miejscu myśleć. Jeśli miałabym porównywać ramen z pho (na przykładzie tych podawanych w Łodzi) to byłby ramen, długo długo nic i dopiero pho. A szkoda, bo poczułam się cudownie czując zapach kolendry i szczypiorku. To taka dalekowschodnia klasyka. Niestety to wszystko.

"Pho Shop" to według mnie miejsce z potencjałem, ale jednak trzeba trochę ten kamyk oszlifować i doprawić, aby naprawdę było warto tam zajrzeć.

P.S. Bo zapomnieliśmy o tym napisać - najlepsza ze wszystkiego była lemoniada :D Mocno limonkowa, a mleczny syrop (?) ją łagodził. Naprawdę pycha :)

Lemoniada była mega, super orzeźwiający i zaskakujący smak :)

niedziela, 10 grudnia 2017

Już pisaliśmy Wam o zaParowanych i wspominaliśmy, że mamy dla Was dużo lepsze miejsce. Dlatego dzisiaj opowiemy Wam o Parowozie. Ta maleńka restauracja, znajdująca się przy ulicy Nawrot 15 podbiła nasze serca. Czym? O tym poniżej.

Od razu podkreślamy, że jest to naprawdę mały lokal, więc jeśli planowane jest rodzinne wyjście na obiad, to warto rozważyć opcję odebrania gotowych pierożków bądź dowozu do domu :)

Bardzo podoba mi się też wystrój, a przede wszystkim koteł do napiwków:



+ pojemnik na mydło w łazience :) Wszystko to dodaje takiego pozytywnego, chińskiego, trochę może odpustowego klimatu :)

Gwoli informacji, menu. Menu jest nie takie długie, ale od razu Wam powiemy, że można wziąć mix 12 pierożków za 19 zł (po jednym z każdego) tak by wszystkiego spróbować. Uwielbiamy tę opcję i do tej pory zawsze tak robiliśmy.

I jest to chyba najlepsza rzecz dla osób, którym ciężko się zdecydować czego tak właściwie chciałyby spróbować ;)


Na miejscu można również otrzymać azjatyckie napoje, tak jak ten z pieczonego kokosa. W składzie sporo cukru, ale sporo też kokosa, więc na plus :)


Poniżej możecie zobaczyć jak wygląda mix wszystkich rodzajów pierożków z sosem łagodnym (sojowym) oraz z sosem pikantnym, który jest naprawdę pikantny.

Oczywiście stopień oceny pikantności to kwestia własnych kubeczków smakowych, dla mnie stał się "naprawdę pikantny" dopiero jak wpadł mi do sosu cały pierożek i przez kilka dłuższych chwil nie mogłem go wyłowić... 



Uwielbiam te pierożki. Każdy jest zupełnie inny w smaku, każdy ciekawy i przypominający Chiny. Naprawdę byliśmy już kilka razy i wciąż wracamy. A wszystko jest tak dobre, że po wyjściu mamy całe poparzone usta, bo wszystko chce się jeść natychmiast.

Z racji tego, że bierzemy zawsze mix-y ciężko opisać każdego pierożka z osobna. Jednak w zasadzie każdy z nich jest bardzo dobry na swój własny sposób - słodki kurczak, wyrazista wieprzowina z krewetką, pyszny kurczak z kolendrą, bardzo specyficzne wakame. 



Ale pierożkami za którymi tęsknię idąc ulicą są pierożki deserowe, czyli czekoladowe z masłem orzechowym i sosem mango. Nawet teraz oblizuję ślinkę na myśl o tych pysznościach. Ważna sprawa. Nie polecam brania dużej porcji, bo można się nią mocno napchać.

Po zjedzeniu wcześniej 12 pierożków naprawdę ciężko wcisnąć jeszcze te 2,5 słodkiego pierożka... Ale zdecydowanie warto je zamówić, bo choć są strasznie zapychające, to są też rewelacyjne :)





Na pewno będziemy wracać i wpisujemy na listę ulubionych.

POLECAMY! :D

niedziela, 10 września 2017

Ostatnia już część naszej kulinarnej podróży po Gruzji. 

Trochę to trwało abyśmy mogli dojrzeć do napisania tego ostatniego gruzińskiego wspomnienia ;) Ostatnia notka zastała nas w słonecznym Batumi i od tego miejsca zaczniemy też dzisiejszą opowieść...

Od czasu naszego przyjazdu do Gruzji minęły już prawie dwa tygodnie. Mimo tego, że chaczapuri czy chinkali są tam przepyszne i tanie, to jednak mieliśmy chwile, gdy brakowało nam "naszych" smaków (mimo nawet klęski jeśli chodzi o pizze, o której pisaliśmy w poprzedniej notce). A Batumi jako miejsce wyjątkowo wypoczynkowo-turystyczne oferowało możliwość zjedzenia czegoś bardziej europejskiego. I tak, wędrując uliczkami natrafiliśmy na restaurację "Privet iz Batuma", gdzie nie tylko mieli w menu pizzę, ale także naleśniki, na które miała ochotę Maja.

Tak konkretnie to ja chodziłam po mieście i trułam Bartkowi, że chcę naleśnika. Naleśnika chcę. No naleśnika. Nie chcę chaczapuri. Chcę naleśnika. I tak pół dnia. No to poszliśmy na naleśnika ;)



I tu śmieszna historia :) Bo zamiast dużej pizzy przynieśli małą, a zamiast naleśników z lodami, przynieśli takie z bananami. I pytam się kelnera, czy widzi Bartka i czy on mu wygląda na kogoś komu wystarczy mała pizza. "No, nie, ale mogę przynieść drugą". "Dobrze, proszę nie zapomnieć o lodach". Niestety wtedy policzono nam źle rachunek, ale już było nam tak gorąco i wszystko jedno, że poszliśmy sobie. Samo jedzenie było w porządku. Jeśli będziecie mieli dość Khinkali - spoko :)

Poniżej w celach dokumentacyjnych Piazza w Batumi :)


Bardzo często w ostatnim czasie korzystamy z TripAdvisora. I tam polecają knajpę Tavaduri gdzie można zjeść podobno najlepsze gruzińskie jedzenie. Nie pozostało nam nic innego niż spróbować. Kiedy dotarliśmy, było PEŁNO ludzi. Zupełnym przypadkiem znaleźliśmy ostatni stolik na dworze. Poinformowano nas również, że będziemy musieli zaczekać około 40 minut. Czego się nie robi dla dobrego khinkali...

Ale również do zestawu obowiązkowego należy chaczapuri, które było przepyszne. Roztapiające się masełko, ser i jajko i oczywiście pyszne ciasto. Ponownie poczułam, że to chaczapuri nie bez kozery nazywane jest adżarskim.




Khinkali jak widzicie były ogromne, ale już nie widzicie, że były przepyszne. Dodatkowo chciałabym powiedzieć, że mimo tego, że czekaliśmy rzeczywiście 40 minut, a kelner w międzyczasie zapomniał co zamawialiśmy, widać było, że wszyscy uwijają się jak w ukropie. I jedzenie naprawdę było wyborne.

Dla tych khinkali byłbym gotów czekać i 3 godziny ;) To były najlepsze khinkali jakie mogliśmy zjeść w trakcie naszej podróży po całej Gruzji. Były ogromne, pełne pysznego bulionu i mięsnego farszu, świetnie doprawione i za śmieszne pieniądze. Jeżeli będziecie w Batumi koniecznie skierujcie tam swoje kroki :)

Będąc w Gruzji nie mogliśmy sobie także odpuścić wizyty w lokalnym McDonaldzie. Pierwszą i w zasadzie jedyną okazję na posiłek w tej sieci mieliśmy w Zugdidi, gdzie trafiliśmy na jeden dzień podróżując z Batumi do Mestii.

A w Zugdidi spotkały nas... w zasadzie to nuggetsy. Takie tam kotleciki z kurczaka.




Potem nasz podróżniczy szlak zaprowadził nas do Mestii, leżącej w Swanetii w górach Wysokiego Kaukazu. Podróż tam to była duża przygoda i potem szok temperaturowy, gdyż w Batumi mieliśmy pełne słońce i ponad 30 stopni, a tam (dwa dni później) przywitała nas deszczowa pogoda i temperatura w okolicach 12 stopni... Przy takiej pogodzie nie było nawet co zwiedzać, zwłaszcza po kilku godzinach podróży marszrutkami. Postanowiliśmy, że najpierw musimy się rozgrzać przy jakimś jedzeniu. I tak trafiliśmy do restauracji "Old House", znajdującej się przy głównej drodze przez miasteczko (nie mylić z innym "Old House Cafe"!!).

Pod żadnym pozorem nie idźcie do "Old House" przy głównej ulicy w Mestii. To było najgorsze co mogło się wydarzyć. Pani, która niby nas obsługiwała (w lokalu byliśmy tylko we dwoje) nie dość, że nas ignorowała to jeszcze dosyć ostentacyjnie (naprawdę obrzydliwie) siorbała zakatarzonym nosem. No ale dobra. Zamawiamy. Bartek zamówił khinkali (zdjęcie się nie zachowało), a ja najpierw poprosiłam o kubdari. Nie ma. Czegoś jeszcze nie ma? Nie, wszystko poza tym jest. No to poprosiłam o coś innego. Też nie było. No to poprosiłam panią by wskazała co jest. Pokazała na parę potraw, wybrałam lobio:



Lobio to zupa z czerwonej fasoli. Dostaliśmy niezbyt ciepłe jedzenie, długo musieliśmy czekać, a dookoła krążyli ludzie kłócąc się i nie wiem co jeszcze. Okropna to była wizyta, a jedzenie było bez smaku. Nawet nie byłam w stanie skończyć. Poszliśmy szukać czegoś innego, bo głód nadal zaglądał mi w oczy.

Najgorsze khinkali jakie jedliśmy w Gruzji, zdecydowanie nie polecamy!

Z kolei w "Old House Cafe", które jest położone obok udostępnionej do zwiedzania wieży obronnej, zaserwowano nam bardzo dobry obiad, składający się z typowym lokalnych potraw.




Sprawdziliśmy, że Swanetia słynie z chvishtari (placki kukurydziane, które poprosiliśmy w wersji z prosem) oraz z kubdari, które są plackami nadziewanymi mięsem baranim. Kubdari momentalnie trafiło na listę moich ulubionych gruzińskich dań. Wyraziste w smaku i z wyraźnie wyczuwalną solą swanecką. Nadal pamiętam ten smak. Ponadto Pani, która nas obsługiwała była tak niesamowicie gościnna, że natychmiast wprosiliśmy się na śniadanie i jeszcze ubłagaliśmy ją, by podała je wcześniej. Było cudownie.

Czuć było, że to solidne kalorycznie jedzenie z dużą ilością mięsa, przypraw i tłuszczu. W sam raz dla mieszkańców wysokogórskiej Swanetii :)

Tak natomiast wygląda prawdziwe gruzińskie wypiekanie tamtejszego pieczywa :D Udało nam się namówić piekarza w Mestii by pozwolił nam wejść na zaplecze jego piekarni byśmy mogli zobaczyć jak to wygląda :)


Niestety Mestia była naszym ostatnim punktem podróży i po dwóch dniach tam spędzonych musieliśmy wracać do Kutaisi, bo za dwa dni mieliśmy samolot do Polski... Nie odmówiliśmy sobie pożegnalnego obiadu składającego się... tutaj szok i niedowierzanie... z khinakali i adżarskiego chaczapuri! :D



W celach kronikarskich wspomnę, że na chaczapuri wróciliśmy do naszej ulubionej knajpy w Kutaisi czyli Baraqa, a khinkali zjedliśmy nieopodal, w miejscu, które na tripadvisorze było wychwalane z powodu najlepszych khinkali. Jedno co wiem, to to, że khinkali były bardzo tanie :) Ale i tak lepsze były w Barace :)

Aż szkoda było zamawiać te pyszności, mając gdzieś na końcu głowy myśli, że to już ostatnie khinkali i chaczapuri w trakcie tego urlopu...

I tak kończymy opowieści o gruzińskich przygodach kulinarnych. Zakochaliśmy się w tych smakach, dlatego wyglądajcie notki bonusowej z rewelacyjnym przepisem na khinkali  (tak, tak, już umiemy zrobić :)).

środa, 6 września 2017

Leniwe, wakacyjne i ciepłe weekendy takie są, że nie zawsze ma się ochotę i/lub motywację do zrobienia czegokolwiek. Najchętniej to człowiek by się ulokował w jakimś parku i siedział na trawie czytając książki i nie przejmując się niczym, a już tym bardziej takimi sprawami jak gotowanie obiadu. My raz też mieliśmy takie sobotnie popołudnie gdzie absolutnie nie mieliśmy weny do szykowania obiadu. Dodatkowo byliśmy po prawie 6-kilometrowym biegu, który odbył się w parku 3 Maja, więc tym bardziej nam się nie chciało stać w kuchni nad garnkami. I tak zrodził się pomysł aby zajrzeć do niedawno otwartej na Radiostacji knajpki o nazwie "Radiowa Bistro".

Knajpka znajduje się w pobliżu Radiostacji i jest chyba jedynym lokalem w tamtej okolicy. Musieliśmy spróbować co ma do zaoferowania.

Tak lokal wygląda wewnątrz. Jest całkiem sympatycznie, sporo stolików, całkiem miłe wnętrze (no może krzesełka mogłyby być inne...). :)

Oraz mogłaby być jakaś wentylacja ;) Musieliśmy robić przeciąg by wzbudzić jakiś ruch powietrza :)



Rzut oka na menu ;)


W końcu, po długiej dyskusji i dokładnym studiowaniu powyższego menu wybraliśmy makaron putenesca (pomidory, anchois, kapary, pepperoncino, oliwki) oraz burgera "kozi ser" (wołowina, pieczony burak, rucola, konfitura z czerwonej cebuli). Całość kosztowała nas 46 złotych. Do burgera musieliśmy podać jaki chcemy sos. Wybraliśmy czosnek pieczony + jogurt migdałowy.



Zacznę od mojego burgera. Zdecydowanie był bardzo... nierówny jeśli chodzi o wykonanie. Miał naprawdę fajne dodatki w postaci super smacznego sosu bbq, chrupiącego buraka, fajnej w smaku konfitury z czerwonej cebuli, wyrazistego koziego sera i dobrze opieczonej bułki. Ale niestety mięso było zdecydowanie niedoprawione, nie wyczuwało się absolutnie niczego poza smakiem samego mięsa, żadnej soli, pieprzu, czegokolwiek. Do tego, mimo wyraźnego poproszenia o średnie wysmażenie (i co należy podkreślić zostałem o to zapytany przy składaniu zamówienia, nie była to moja inicjatywa by wskazywać poziom wysmażenia), dostałem mocno wysmażone mięso. Jeśli zaś chodzi o ziemniaki i sos do nich to były ok - dobrze usmażone, chrupkie na brzegach, sos pasujący smakowo do nich.

Popieram zdanie Bartka. Mięso było totalnie nijakie. Za mocno wysmażone oraz to całkiem bez smaku i wyrazu. Pozostałe dodatki były bardzo smaczne. Burak z kozim serem pasował idealnie i to na pewno na duży plus. Ziemniaki... no jak to ziemniaki. Z sosem smaczne. Czyli smakowo poza mięsem było naprawdę nieźle.

Jeżeli zaś chodzi o makaron to dałbym mu 3+. O ile sama porcja była całkiem spora to niestety zabrakło w niej smaku. Niestety dominował smak pomidorowy, praktycznie nie było można wyczuć anchois (zresztą były ich ze 4-5 kawałeczków na całe danie). Podobnie z kaparami i pepperoncino, które były w tym daniu, ale poczuć je można było wyłącznie przy szczęśliwym natrafieniu na nie. Spodziewaliśmy się, że całość będzie dzięki tym składnikom będzie nie zwykłym spaghetti neapolitano, ale czymś bardziej wyrazistym w smaku. Niestety było ich za mało aby tak się stało. Pochwalić natomiast należy za makaron, który na 99% był robiony na miejscu i nie był kupny.

Makaron był rzeczywiście z pewnością robiony na miejscu. Czy smakował mi aż tak bardzo to nie wiem. To co wiem, to to, że sos był... pomidorowy i to w zasadzie wszystko co mogę o nim powiedzieć. A nie! Jeszcze to, że smutne jest kiedy stwierdzam, że z całego sosu najlepsze są oliwki. W sosie nie były wyczuwalne ani anchois ani kapary ani nic poza pomidorami. Naprawdę szkoda.

Bistro "Radiowa" to miejsce z potencjałem, mają całkiem fajne dania i stosunkowo niewygórowane ceny, gdyby jeszcze te smaki były bardziej wyraziste...

No według mnie ceny są... no... nieporywające. Radiowa ma naprawdę niezły pomysł na siebie. A kucharz ma dobry pomysł na smaki. Tylko poprosiłabym to wszystko doprawić :)

poniedziałek, 4 września 2017

Łódzki Księży Młyn to dosyć specyficzne miejsce w naszym mieście jeśli chodzi o lokale gastronomiczne. Z jednej strony mamy tam kompleks dawnego imperium fabrycznego Scheiblera z loftami i pałacem, parki, Filmówkę i kilka innych miejsc, które powinny przyciągać tłumy łodzian, turystów i generalnie odwiedzających – a tym samym tworzyć klimat pod otwieranie nowych gastronomii. Z drugiej zaś strony na całym tym obszarze mamy raptem kilka restauracji na krzyż i jakoś nie zapowiada się aby nagle w najbliższym czasie wybuchł jakiś boom na nowe miejscówki. 

I to wielka szkoda, bo coraz więcej ludzi odwiedza to wyjątkowe miejsce i chce coś zjeść. I nie do końca muszą być zainteresowani jedzeniem serwowanym przez dwie inne restauracje na Księżym Młynie. 

Nie można jednak też powiedzieć, że nic absolutnie się w tym zakresie też na Księży Młynie nie dzieje. Dobrym tego przykładem jest „Fatamorgana”, która otworzyła się w połowie kwietnia w jednym z budynków wchodzących w skład imperium łódzkiego „króla bawełny”. Całość restauracji to w zasadzie jedno duże pomieszczenie z kilkoma stolikami. Generalnie jest elegancko i ze smakiem, ale nie na tyle by czuć się zmuszonym do zmiany ubioru na galowy i pod krawatem ;) Trochę mi tylko szkoda, że tak mało widać tej pofabrycznej cegły…



Kilka słów jeszcze odnośnie menu. Jest ono bardzo krótkie i sprowadza się w zasadzie do 8 potraw. Kiedy my byliśmy w „Fatamorganie” obowiązywało to widoczne poniżej, ale wiemy, że obecnie jest już zupełnie inne.



No dobra, zajęliśmy już nasze miejsca, mamy menu przed nosami i pomyśleliśmy, że raz na jakiś czas możemy sobie pozwolić i zdecydowaliśmy się, jak rzadko my, na pełny zestaw przyjemności kulinarnych, czyli przystawki + danie główne + deser.

Na pierwszy rzut otrzymaliśmy amuse-bouche w postaci wątróbki z musem jabłkowym.



Był to bardzo sympatyczny i smaczny początek naszego obiadu. Bardzo dobrze przysmażone kawałki wątróbki z delikatnym jabłkowym musem doskonale do siebie pasowały i rozbudziły nasze kubki smakowe.

Po pierwsze była to bardzo miła niespodzianka, bo jednak niewiele restauracji w Łodzi proponuje amuse-bouche. Po drugie wątróbka rozpływała się w ustach, a mus jabłkowy dodawał kwaskowatości co idealnie ze sobą współgrało. Po takim wstępie musi być dobrze!

Następnie przystawka, czyli jajko, szparagi, wędzony twaróg i łosoś (w cenie 25 zł).



Połączenie łososia z jajkiem 63 (tj. przygotowane metodą sous vide), wędzonym twargogiem i szparagami w pierwszej chwili wydało mi się co najmniej ekstrawaganckie i jakieś takie nie bardzo. Nie komponowało mi się to po prostu smakowo w mojej głowie i z dużym zaciekawieniem czekałem aż Maja przekaże mi moją połowę przystawki. I... przeżyłem bardzo pozytywne smakowo zaskoczenie! Delikatny, świetnie podsmażony łosoś doskonale komponował się z równie delikatnymi szparagami, wyrazistym serem wędzonym i jajkiem sous vide. Wszystko tutaj grało ze sobą i  przyjemnością brałem kolejne kęsy.

Dobra no... nie jestem wielką fanką jajka przygotowanego w ten sposób. Jest wprawdzie bardzo delikatne, ale jednak dosyć glutowate i nie dla ludzi, którzy nie lubią np. płynnej jajecznicy. To co dla mnie było hitowe to połączenie smakowe, a zwłaszcza dodanie wędzonego twarogu. Dodawał on niesamowitej wyrazistości daniu i bardzo mi tu pasował.

Po przystawce przyszła kolej na dania główne. Kompletując nasze zamówienie doszliśmy do wniosku, że aż tak bardzo głodni nie jesteśmy i skoro bierzemy przystawki i deser to wystarczy nam jedna potrawa dla dwojga. Wybraliśmy antrykot wołowy, demi glace, kukurydza, ziemniaki duchesse (45 zł).





Tutaj napiszę krótko: mięso dobrze doprawione, kruche i delikatne w smaku, ale jednak bez fajerwerków. Ziemniaki księżnej, w szczególności jeśli się je nabrało z kukurydzą: rewelacja, fajnie zapieczone na zewnątrz, miękkie w środku z wyraźną nutą gałki muszkatołowej. Do tego ciemny, gęsty i wyrazisty sos demi glace... Reasumując, było to fajne, choć trochę nierówne.

Niestety antrykot nie był w 100% usmażony tak jak prosiłam, bo był raczej medium, a nie medium rare. No przynajmniej nie był surowy :P Nie zachwycił mnie. Ziemniaki z kukurydzą były naprawdę bardzo dobre, aż się chciało je jeść. Ale to co było prawdziwym złotem na talerzu to sos demi-glace. Mogłabym go wypić całe wiadro. Wyrazisty, słony, doprawiony. No spokojnie dzbanuszek sosu mogłam wypić.

Na deser zaś poprosiliśmy o ptysie z masłem orzechowym, twarogiem i śmietaną (15 zł).




I tu z mojej strony jednak rozczarowanie. Ptysie były niespecjalne. Kwaskowatość twarogu i gorzkiej czekolady zabiły absolutnie masło orzechowe, które było niemal niewyczuwalne. W zasadzie połknęliśmy po ptysiu i już, bo nie było się czym delektować.

To prawda, ptysie wyglądały wprawdzie bardzo zachęcająco, ale niestety nie były tak smaczne jak wyglądały. Zdecydowanie kwaskowe i bez smaku masła orzechowego. Szkoda, bo zapowiadały się naprawdę smakowicie.

"Fatamorgana" na Księżym Młynie to niewątpliwie jedno z ciekawszych miejsc na łódzkiej mapie kulinarnej i warto tam zajrzeć, przy okazji zwiedzania tego jakże urokliwego kawałka Łodzi :)

Zgadzam się, że warto odwiedzić, choć trzeba wziąć pod uwagę dosyć wysokie ceny. Za 3 daniowy obiad zapłaciliśmy 85 zł (dla jednej osoby) i nie ma w cenie napojów. Zwracam również uwagę, że porcje nie są duże. Głodny mężczyzna z pewnością się nie naje nawet 3 daniami. Warto potraktować tę restaurację jak "prawiedegustacyjną", bo połączenia smaków i techniki są rodem z restauracji najwyższego sortu (ale jak widzicie z naszej oceny - jednak nie wszystko jest idealne).

Etykiety

restauracja (115) Łódź (108) kurczak (45) gotowanie (37) frytki (34) zamknięte (34) pizza (31) sos (22) hamburger (19) makaron (17) Festiwal Dobrego Smaku (15) pizzeria (15) sałatka (15) FDS (14) ser (14) Okrasa (13) Pascal (11) Poznań (11) burger (11) ciasto (11) pieczone ziemniaki (11) boczek (10) naleśniki (10) piwo (10) ryż (10) surówka (9) szpinak (9) łosoś (9) McDonald (8) cukinia (8) fastfood (8) kawa (8) Warszawa (7) kebab (7) kukurydza (7) sałata (7) schab (7) szynka (7) warzywa (7) zapiekanka (7) śniadanie (7) Paryż (6) ananas (6) chiny (6) czosnek (6) kaczka (6) lemoniada (6) obiad (6) oliwki (6) pierogi (6) polędwiczka (6) wino (6) wołowina (6) ziemniaki (6) śmietana (6) Camembert (5) Gejsza Sushi (5) House of Sushi (5) bakłażan (5) bar (5) cola (5) cukiernia (5) cytryna (5) gorgonzola (5) krewetki (5) kuchnia amerykańska (5) lody (5) naleśnik (5) pierożki (5) pomidor (5) spaghetti (5) stek (5) tarta (5) wieprzowina (5) Babkarnia (4) Katowice (4) Off Piotrkowska (4) Senoritas (4) USA (4) babeczki (4) baklawa (4) banan (4) bistro (4) cebula (4) chaczapuri (4) czekolada (4) festiwal (4) grill (4) herbata (4) imbir (4) kanapka (4) khinkali (4) kokos (4) kompot (4) lunch (4) marchewka (4) orzechy (4) papryka (4) pasta (4) pesto (4) pierogarnia (4) pita (4) puree (4) risotto (4) ser kozi (4) ser pleśniowy (4) sernik (4) tortilla (4) 2016 (3) Francja (3) Gruzja (3) Kielce (3) La Strada (3) Lidl (3) Lili (3) Manufaktura (3) Mebloteka Yellow (3) Pozytyvka (3) Spektakl (3) Wrocław (3) Zbożowa (3) arbuz (3) ayran (3) baranina (3) bataty (3) burek (3) cevapcici (3) chałwa (3) curry (3) fasola (3) gruszka (3) gęś (3) hot-dog (3) hummus (3) indyk (3) jajko (3) kiełbasa (3) kuchnia włoska (3) lotos (3) miód (3) nachos (3) naleśnikarnia (3) owoce morza (3) pistacje (3) placki ziemniaczane (3) placuszki (3) pomidorki (3) por (3) przystawka (3) ptyś (3) pączek (3) quesadillas (3) rewizyta (3) salami (3) streetfood (3) truskawki (3) twaróg (3) warsztaty (3) wegetariańskie (3) zapiekarnia (3) zupa (3) żurawina (3) 2018 (2) Affogato (2) Albania (2) All Star Klubokawiarnia (2) American Bull (2) Awangarda (2) Before Food Market (2) Berlin (2) Breadnia (2) Brzeg (2) Bułgarska (2) Chude Ciacho (2) DalekoBlisko (2) Foto Cafe 102 (2) Galicja (2) Gorditas de nata (2) Jaffa (2) Kraków (2) Lavash (2) Mare e Monti (2) Montenegro (2) Poddębice (2) Restauracja Polska (2) Sendai Sushi (2) Spółdzielnia (2) Sushi Zielony Chrzan (2) Szkoła Gotowania (2) Szwalnia Smaków (2) Szyby Lustra (2) Tubajka (2) Turcja (2) Uniejów (2) Włoszczyzna (2) Zieliński i Syn (2) Złoty Imbir (2) antrykot (2) baozi (2) bar mleczny (2) boczniak (2) bolognese (2) bułki (2) carbonara (2) cheeseburger (2) chleb (2) chłodnik (2) ciastko (2) ciecierzyca (2) coleslaw (2) creme brulee (2) cukier (2) cynamon (2) drink (2) dubaj (2) falafel (2) flaki (2) galaretka (2) golonka (2) grzyby (2) guacamole (2) gzik (2) jabłko (2) jagnięcina (2) jajko sadzone (2) kalmary (2) kapusta (2) kapusta zasmażana (2) karkówka (2) karmel (2) kasza bulgur (2) kasza jaglana (2) kiełbaski (2) kluski (2) konfitura z cebuli (2) kopytka (2) kotlet (2) kozi ser (2) krab (2) kryształowa (2) królik (2) kurki (2) lasagna (2) limonka (2) maliny (2) mamałyga (2) mango (2) marynata (2) masło orzechowe (2) małże (2) melon (2) musaka (2) nuggetsy (2) ogórek kiszony (2) oliwa (2) oliwka (2) orzeszki (2) owoce (2) papryczki (2) papryka faszerowana (2) parówka (2) pierogi na słodko (2) pierogi wytrawne (2) placek (2) placek po węgiersku (2) polędwiczki (2) pomarańcza (2) przegrzebki (2) przekąska (2) przyprawy (2) pstrąg (2) rozmaryn (2) rukola (2) samolot (2) seler (2) sezam (2) soczewica (2) sos BBQ (2) sos czosnkowy (2) sos pieprzowy (2) sushi (2) szczypiorek (2) słony karmel (2) tagliatelle (2) tatar (2) tuńczyk (2) tymianek (2) wątróbka (2) zupa rybna (2) śliwka (2) żeberka (2) 2017 (1) 5ty Smak (1) Agrafka (1) Ala Turka (1) Ali Baba (1) Amarant (1) Ambrozja (1) Amelia (1) Amorino (1) Atelier Amaro (1) Bangkok lody tajskie (1) Bar-a-boo (1) Bavaria czy Tyrol (1) Belgian Fries (1) Berthillon (1) Big Betty (1) Bistro Radiowa (1) Bistro Williamsburg (1) BurGr (1) Burger Love (1) Bułgaria (1) Byk Burger (1) Cafe Antykwariat (1) Cafe Bar Poczekalnia (1) Cesky Film (1) Chorwacja (1) Chytra baba z Radomia (1) Columbus Coffee (1) Corn dog (1) Cukiernia Sowa (1) Cukiernia Wasiakowie (1) Czarna Owca (1) Czarnogóra (1) Da Grasso (1) DaAntonio (1) DaVella per Amici (1) Deli (1) Delicatessen (1) Deseo Tapas Bar (1) Dolce salato (1) Dolny Rynek (1) Dom Pielgrzyma (1) El Toro (1) Empatia (1) Fabryka Krawatów Bistro (1) Fabryka babeczek (1) Fatamorgana (1) Filharmonia Smaku (1) Food Market (1) Foodie (1) Four Color (1) Funnel cake fries (1) Godjo (1) GoodFood (1) Gordon Ramsay (1) Gorąca Kiełbasiarnia (1) Gruzińskie bistro (1) Hamra (1) Hand'n'roll (1) Heisser Wolf (1) In centro (1) Insekt (1) Internet (1) Irish Pub (1) Istambuł & Tajmahal (1) Italica (1) Jerry's Burger (1) Już wróciłem (1) KFC (1) Kalisz (1) Kamari (1) Karuzela Cafe (1) Klub 97 (1) Kluska Polska (1) Kombinat (1) Krochmal (1) Krowarzywa (1) Kuchnia Polska (1) L'Elephant d'Argent (1) La Vende Bistro (1) Lajkonik (1) Las Vegas (1) Le Grand Phenicien (1) Le Souk (1) Leniwy weekend (1) Lodziarnia Kolorowa (1) Lokal (1) Lukullus (1) Luncheria (1) MEG MU (1) Macedonia (1) Magia Karmelu (1) Malinowa (1) Manana (1) Mangal (1) Marcello (1) Mañana Tex-Mex Bar (1) Mała Litera (1) Meksyk (1) Metis (1) Mexican (1) Mięso & Bułka Habas (1) Montag (1) Motywy (1) Na Górze (1) Nekko Sushi (1) Niebostan (1) Niemcy (1) North Fish (1) O'maki Paris (1) Olimpijska (1) Otwarte drzwi (1) Pacyfik (1) Palce Lizać (1) Paleta Bieli (1) Pani Cupcake (1) Papuvege (1) Parnik na Chmielnej (1) Parowóz (1) Pho Shop (1) Pierogarnia Cynamon (1) Pijalnia Czekolady (1) Pijalnia Czekolady E. Wedel (1) Piotrków Trybunalski (1) Piwnica łódzka (1) PizzaPortal (1) Poczdam (1) Polakowski (1) Pop'n'Art (1) Porcja (1) Przedwojenna (1) Ratuszowa (1) Restauracja Przerwa (1) Restauracja Reymont (1) Restauracja u Kretschmera (1) Restauracja św. Józefa (1) Retka (1) Retkinia (1) Revelo (1) Rumunia (1) Scenografia (1) Senija (1) Ser Lanselot (1) Servantka (1) Sezon (1) Señoritas (1) Shahrazad (1) Si Senor (1) Si Señor (1) Sieradz (1) Skierniewice (1) Sklep z goframi (1) Skład Wina & Chleba (1) Sofa (1) Sofa cafe & lunch (1) Spała (1) Stretch Island Fruit Strips (1) Susharnia (1) Suzette (1) Sułtan Grill (1) Sylvio Italiano (1) Syria (1) Szadek (1) Szklarnia (1) Sznycelek (1) Słodka Pracownia Cukiernia Artystyczna (1) Tasty Kebab (1) TelePizza (1) Teremok (1) The Dorsz (1) Titi (1) Tivioli (1) ToDoJutra (1) Toskania (1) Tradycyjna Pączkarnia Słowik (1) Tulipan (1) U Ziuty (1) Uniejowski Festiwal Smaku (1) VINDA (1) Vapiano (1) Veranda (1) Vita (1) Walter's Coffee Roastery (1) Wendy's (1) Western Chicken (1) Wiosna (1) Włochy (1) Zapieckanka (1) Zapiekarnia & Plackarnia (1) Zaraz Wracam (1) Zielona (1) Zjadliwości (1) Zosia (1) Złote Jabłko (1) Złoty Osioł (1) ajvar (1) amuse-bouche (1) anchois (1) angus (1) ato ramen (1) awokado (1) baba ghanoush (1) badrijani (1) bajgla (1) banany (1) bao (1) barbata (1) basmusa (1) bazylia (1) bekon (1) białe wino (1) bita śmietana (1) blanszowane warzywa (1) bliny (1) borówki (1) brokuły (1) brownie (1) brukselka (1) budka (1) bulion (1) bulion z kaczki (1) buraki (1) burrito (1) cajun (1) cebula grillowana (1) chaczapuri adżarskie (1) chashushuli (1) cheddar (1) chikhirtma (1) chili con carne (1) chilli (1) chinkali (1) chipotle (1) chipsy (1) chińczyk (1) chińskie (1) chleb ze smalcem (1) churros (1) chvishtari (1) ciasteczka (1) ciasto drożdżowe (1) ciasto francuskie (1) ciasto królów (1) ciasto marchewkowe (1) ciorba (1) club sandwich (1) creme caramel (1) croissant (1) cukierki (1) currywurst (1) cydr (1) cykoria (1) czarna porzeczka (1) czarnuszka (1) czeburek (1) czereśnie (1) czerwona cebula (1) czerwona fasola (1) czerwony pieprz (1) daktyle (1) de volaille (1) demi glace (1) deser z kremem (1) dim sum (1) dip (1) dorsz (1) dressing (1) dym (1) dynia (1) dziczyzna (1) enchiladas (1) espresso (1) farsz (1) fasolka (1) faszerowanie (1) filet (1) film (1) fisker (1) focaccia (1) foul (1) frutti di mare (1) frytki z batatów (1) fusion (1) galettes des rois (1) gnocchi (1) gofry (1) gotuj i chudnij (1) gołąbek (1) gołębie (1) goździki (1) gramofon (1) granola (1) grillowane warzywa (1) grillowany kurczak (1) grissini (1) groch (1) groupon (1) grzanki z serem (1) grzybki (1) guciołki (1) gulasz (1) gęsina (1) hamsi (1) hawajska (1) hinduskie chlebki (1) hinkali (1) ikea (1) ikra (1) imperial (1) jabłko w cieście (1) jagody (1) jajko 63 (1) jajko confit (1) jajko poszetowe (1) jajko przepiórcze (1) jalapeno (1) jasne (1) jałowiec (1) jogurt (1) kakao (1) kalarepa (1) kanapka klubowa (1) kangur (1) kapary (1) kapusta pekińska (1) karczek (1) karpatka (1) kasza (1) kasza gryczana (1) kasza manna (1) kaszanka (1) kawiarnia (1) kałamarnice (1) kebap (1) kharcho (1) khoubz (1) kiełki (1) kinder bueno (1) kindziuk (1) kino (1) kiszona kapusta (1) kiwi (1) klopsiki (1) knedle (1) kofta (1) koktajl (1) kolendra (1) korniszon (1) kotlet szwajcarski (1) kotlet z ciecierzycy (1) kotlety selerowe (1) kowal (1) krem (1) krem budyniowy (1) krem czekoladowo-orzechowy (1) krem z buraczków (1) krem z buraków (1) krem z pomidorów (1) książka (1) kubdari (1) kuchnia afrykańska (1) kuchnia bałkańska (1) kuchnia brytyjska (1) kuchnia chińska (1) kuchnia czeska (1) kuchnia hiszpańska (1) kuchnia marokańska (1) kuchnia meksykańska (1) kuchnia molekularna (1) kuchnia rosyjska (1) kuchnia tajska (1) kuchnia wietnamska (1) kuchnia łódzka (1) kulki ryżowe (1) kurczak teryaki (1) kurczak w bekonie (1) kuskus (1) kwas chlebowy (1) kwestia smaku (1) kwiaty cukinii (1) larwy (1) latte (1) leberkase (1) lepinje (1) liść laurowy (1) lobio (1) lody pistacjowe (1) lody tajskie (1) lody waniliowe (1) lodziarnia (1) lokum (1) lukier (1) lumaconi (1) majonez (1) mak (1) makaron czekoladowy (1) makaron naleśnikowy (1) makaroniki (1) maki (1) makrela (1) masa kajmakowa (1) mascarpone (1) masło kminkowe (1) maślaki (1) mezze (1) miecznik (1) migdał (1) migdały (1) mintaj (1) miruna (1) mięso (1) morela (1) moro (1) mortadela (1) mrożona kawa (1) mrówki (1) mucha (1) murzynek (1) musztarda (1) mydło (1) myway (1) mózg (1) mątwy (1) naan (1) nadugi (1) naleśnik czekoladowy (1) ocet (1) ogórek (1) ogórek małosolny (1) ojukhari (1) okra (1) olej (1) oranżada (1) orecchioni (1) oscypek (1) otwarcie (1) ozorki (1) ośmiornica (1) ośmiorniczki (1) pan.puh (1) pancake (1) panna cotta (1) papa-lolo (1) pappardelle (1) pascha (1) pasta oliwkowa (1) pastet (1) pastrami (1) patisony (1) pałeczki (1) pekin (1) pepperoncino (1) pestki dyni (1) pesto bazyliowe (1) philly cheese steak (1) pieczarki (1) pieczywo (1) piekarnia (1) pielmieni (1) pierogi drożdżowe (1) pierogi polskie (1) pierogi ruskie (1) pierogi szwabskie (1) pierogi z jagodami (1) pierogi z kurkami (1) pierogi z serem (1) pikantny ogórek (1) pingyao (1) pkhali (1) placki z batatów (1) placki z cukinii (1) plackolandia (1) platany (1) plendze (1) pljeskavica (1) poliki wołowe (1) polędwica wieprzowa (1) pomidory (1) pop tarts (1) prażona cebula (1) precle (1) prosecco (1) ptyś karmelowy (1) puszka (1) putenesca (1) pączkarnia (1) pęczak (1) płatki kukurydziane (1) quiche (1) raki (1) ramen (1) regionalne (1) restrauracja (1) ristorante (1) robaki (1) rodzynki (1) rogal (1) rogal świętomarciński (1) rostbef (1) roszponka (1) rosół (1) ryb (1) ryba (1) ryby (1) rzodkiewka (1) róża (1) safari (1) sardele (1) sardynka (1) schitzel (1) ser lazur (1) ser pecorino (1) sernik Grand Marnier (1) shake (1) shitake (1) sieja (1) siela (1) siesta (1) skrzydełko (1) smażone mięso (1) smażony ser (1) snickers (1) sok (1) sok pomidorowy (1) solanka (1) solianka (1) sos aioli (1) sos beszamelowy (1) sos borowikowy (1) sos chrzanowy (1) sos kurkowy (1) sos miodowo-musztardowy (1) sos mole poblano (1) sos musztardowy (1) sos pomidorowy (1) sos śmietanowo-ziołowy (1) spezi (1) spiralki (1) stir fry (1) suflet dyniowy (1) suflet pistacjowy (1) suszony pomidor (1) suszony łosoś (1) szarlotka (1) szerbet (1) szparagi (1) szprycer (1) szybko (1) szynka parmeńska (1) słodko (1) słonecznik (1) tacos (1) tagliatelle z kurczakiem (1) tagliatelle z polędwiczką wieprzową (1) tahini (1) taishan (1) tempura (1) tiramisu (1) tolma (1) torcik czekoladowy (1) tragedia (1) tsingtao (1) tulumba (1) twarożek waniliowy (1) tłuszcz (1) udko (1) vege (1) walka (1) wege (1) wiener (1) winegret (1) wiśnie (1) woda mineralna (1) wrap (1) wspólny stół (1) wywar (1) wódka (1) wędlina (1) wędzone tofu (1) węgorz (1) yanjing beer (1) zaParowani (1) zapiexy (1) ziele angielskie (1) ziemniaki duchesse (1) zimno (1) zioła prowansalskie (1) zupa cebulowa (1) zupa krem (1) zupa pho (1) zupa węgierska (1) zupa z cieciorki (1) zupka chińska (1) złoto (1) ćevapčići (1) Łowicka (1) Łowicz (1) Łódzkie Burgery (1) łopatka (1) śledź (1) ślimak (1) śliwki (1) św. Marcin (1) świerszcze (1) żurek (1)