Słyszeliście o Sznycelku? Ja słyszałam z wielu ust, że Sznycelek jest ekstra. Nie ma on strony internetowej, ma tylko bloga pełniącego rolę wizytówki. W każdym razie jest to niepozorny bar na rogu Narutowicza i Tramwajowej. Z zewnątrz nie wygląda zachęcająco, ale trzeba było spróbować.
Pierwsze wrażenie na wejściu - rany! Ile ludzi! Stanęliśmy w kolejce, a Bartek przytomnie ocenił, że miejsc siedzących za dużo nie zostało i może warto coś zająć. Miejsca zajęte były przez bardzo statystycznych mieszkańców oraz między innymi pracowników budowy. Wystrój... bar mleczny. Raczej nic pięknego. Kolejka poszła szybko i zamówiłam dewolaja dla Bartka (11,50 zł) i kotleta szwajcarskiego dla siebie (12,80 zł). Przy kasie napisana była karteczka, że na te dania trzeba czekać 20 minut. Cóż. Zaczekamy.
Prawda, o "Sznycelku" słyszało wielu, liczni też tam jadali. Mimo to lokal wg mnie jest mało znany i popularny - a szkoda, bo warto tam zajrzeć jeśli ma się ochotę zjeść coś dobrego i niedrogo. Co prawda lokalizacja oraz pierwsze wrażenie po wejściu nie należą do najlepszych, ale nie wolno się uprzedzać do lokalu po pierwszym kroku. :)
Nie czekaliśmy wcale 20 minut, a wywołano nasze dania. Porcje były spore, wyglądały jak domowy obiad i pachniały bardzo ładnie. Smakowały również bardzo porządnie, zwłaszcza jeśli zwrócimy uwagę na ceny.
W każdym bądź razie, mój de volaille wyglądał tak:
Natomiast kotlet szwajcarski Mai tak:
Zdjęcia nie oddają tego, ale porcje naprawdę był solidne. Do tego dołóżmy, że jedzenie było naprawdę dobre (przy takim przerobie ludzi jaki mają na pewno muszą mieć świeże produkty) i wniosek nasuwa się sam: najedliśmy się jak bąki.
Minusem miejsca jest położenie, bo niestety nijak nie jest mi nigdy po drodze, ale jeśli będę w pobliżu to na pewno tam jeszcze wpadnę. Podobno latem należy spróbować chłodnika. Zobaczymy :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz