Dzisiejsza notka to trochę album ze zdjęciami i luźnymi uwagami dotyczącymi zdjęć.
Tak, zdecydowanie tak - gdybyśmy chcieli napisać cokolwiek więcej i opisać choć trochę bardziej każde zdjęcie to niniejszy post można by spokojnie podzielić na trzy. Ehh... Chińskie jedzonko - tęsknię...
Pierwszy zakupiony samodzielnie obiad. Tutaj była to pierwsza część czyli taki rosół z podobno liśćmi szpinaku. Ważna rzecz - napój czyli mleko migdałowe. Smakowało strasznie dziwnie, ale migdałami :)
Mnie smakowało paskudnie. ;)
Tak prezentowały się najpopularniejsze przekąski w Chinach czyli przyprawione kawałki mięsa (kurczak lub wieprzowina) na patyku.
Bardzo proste danie, nadało się w sam raz na szybką przekąskę w trakcie spacerowania po parku otaczającym Stary Letni Pałac.
A mleko kokosowe można pić prosto z orzecha :) Dla mnie bomba! :) Smak nie był słodki, tylko taki... orzeźwiający.
Tym fajniejsze, że wytargowane. ;) Natomiast sam "napój" genialny - idealny na parny i gorący klimat północnych Chin.
Nasiona lotosu, skubie się trochę jak słonecznik. Odkryliśmy, że najlepiej przegryźć na pół i wyjąć zielone (pęd?) ze środka, bo gorzki.
Przy czym trzeba się przyznać, że odkryliśmy to dopiero po 4-5 nasionku. ;)
Chiński McWrap z placuszkiem ryżowym i kaczką. O dziwo w Chinach jest i McDonalds i Pizza Hut i KFC, który z tych trzech jest zdecydowanie najpopularniejszy.
Oczywiście do każdej z tych sieciówek zajrzeliśmy i coś tam kupiliśmy. :)
Pierwsza nasza prawdziwa pieczona kaczka. Podawana praktycznie w całości tylko rozdrobniona. Do kupienia również główki kaczek, kacze łapki i inne :)
Cała kaczka za 45 zł - u nas chyba nie do zakupienia w restauracji. Może nie była to oryginalna kaczka po pekińsku (mimo, że w menu tak się nazywała), ale warta była spróbowania. :)
Oszukane chińskie bułki (buns), ale całkiem smaczne :) W ogóle nie pikantne, z grzybkami i jajkiem :P
Ciekawy deser lodowy. To czarne to barwiona galaretka z trawy cytrynowej. Wygląda ekstra, smakuje... jak większość chińskich słodyczy - dziwnie.
Może i dziwnie, ale znośnie. :) Albowiem większość chińskich słodyczy była praktycznie niejadalna. :/
Zamiast kupować na ulicy lody (jak słowo daję, że chciałam zapamiętać jak się nazywają) można kupić kawałek melona :)
Kolejna orzeźwiająca przekąska na upalny i parny chiński dzień! :) Czasem również dostępna w wersji arbuzowej. ;)
Skreśliłam to na górze, bo Lu Xin powiedziała mi jakie to były lody. Nazywały się Lao Bing Bang (老冰棒), a wyglądały tak:
Smakowały jak cukierki "ice" i nie były sprzedawane z lodówki tylko głęboko zamrożone z kartonów. Zresztą to popularna metoda chińska. Na przykład sprzedaż wody na ulicach również odbywa się w tych warunkach z tym, że można dostać wodę luksusową czyli taką, która cały czas jest jeszcze trochę zamarznięta. Dzięki temu dłużej zimna :)
Albo stary jogurt chiński (wytwarzany wg starej receptury), specjalność Pekinu. Dla mnie był bardzo smaczny :)
"20-letni" jogurt. ;) Niezły, ale bez szału.
Albo takie paskudne nie wiadomo co. Co zabawne. O ile w Polsce zapyta się kogokolwiek "co to jest" pytając o street food, zawsze jest jakaś odpowiedź. Pytaliśmy się znajomych Chinek co to może być i niestety nie otrzymaliśmy odpowiedzi ;)
W momencie zakupu ja powoli już mdlałem z głody i od upału i mimo tego, że było średnio paskudne to wszamałem całe...
Arbuzy można kupić na każdej wysokości. Ale żeby zjeść arbuza na szczycie góry, ktoś musi go tam wnieść... -.-
A tu chińskie chipsy. Chińczycy uwielbiają chipsy o smakach pomidorowych. Nie są kompletnie obrzydliwe, na pewno lepsze niż w USA.
Jak dla mnie tylko jeden smak chińskich czipsów był jadalny i na pewno nie był to pomidorowy. ;)
Miniaturowe bananki :)
Za to ich cena już taka minimalna nie była... :P
To była naprawdę ciekawa przekąska: kulka z tłuczonych ziemniaków z boczkiem, smażona na głębokim tłuszczu, polana majonezem i posypana "trocinami" z bekonu. Było bardzo smaczne!
W odróżnieniu od tego paskudztwa. Dwa kawałki bułki a w środku paskudna wędlina chińska. Wędliny chińskie są słodkawe i w niczym nie przypominają europejskich czy nawet amerykańskich.
Taka uliczna chińska wersja hotdoga? hamburgera? Paskudne.
Sprzedaż kukurydzy w kolbach prosto z wózka.
Powyżej ciasteczka z Pingyao. Na pierwszym zdjęciu Pani, która dzielnie je wyrabiała. Dalej ciasteczko z czarnym sezamem w środku i drugie ciasteczko smakujące jak nasze andruty. Więc spoko ;)
Pani właśnie dzielnie wyrabiała... ciasto na kolejne ciastka. Które nawet (zwłaszcza to drugie) były całkiem zjadliwe.
Maleńkie śliweczki :) (I moje okulary z którymi się żegnamy, bo zostały zgubione :()
Śliwka wielkości pięści to naprawdę dziwo. Musielimy je kupić! :D
Maluteńkie czereśnie (za 100 juanów (50 zł) za kilogram!).
Przyznaję się - to ja nie odpuściłem tym czereśniom. Pysznym i wielkim czereśniom...
Strasznie dziwne przekąski w Pingyao. Na wierzchu niedobry, dziwny naleśnik a w środku słodkawe mięso. Nie ma co!
Przysmak i tradycyjne "danie" Pingyao! Nie polecamy! :P
Kawałki banana w cieście w gorącym karmelu. Obok woda, która służy do tego, by kawałek maczać jeśli karmel za mocno się ciągnie. Pycha!
I uwaga, uwaga - jest to danie obiadowe. ;)
W Chinach można kupić cukier w takiej postaci.
Pozwolę sobie dodać, że sól w tej postaci też jest do kupienia. Po prostu podchodzi się do stoiska i odłupuje potrzebny kawałek...
Można kupić też napoje, które mają w sobie galaretki w smaku owocu, udające miąższ (napoje do gryzienia :P)
Ponowna wizyta w McDonaldzie i podwójny hamburger. O dziwo to biały był bardzo ostry :)
Przekąski ze sklepu na dole. Bardzo ważna rada! Jeżeli wkładają przekąski do marynaty o 16, nie kupujcie ich o 23. Po 7 godzinach... są praktycznie niejadalne z powodu swojej ostrości :)
Widoczne na dwóch pierwszych zdjęciach grzybki (!) jak dla mnie wyglądały równie fantastycznie co smakowały. :) I faktycznie trzeba uważać na podniebienie...
P.S. Bartek się upomniał żeby pokazać gdzie go zabrałam na deser :) Właśnie rozmawiał żywo przez telefon kiedy przyuważyłam miejsce z tym panem u wejścia:
Więc po rozmowie telefonicznej Bartek wyglądał tak:
0 komentarze:
Prześlij komentarz