Wiecie, że lubimy podróżować? Jakiś czas temu byliśmy ponownie w Berlinie. Tym razem bardziej przygotowani do kulinarnych podróży, bo np. poczytaliśmy gdzie można zjeść tutaj. I tak trafiliśmy na przykład na cotygodniowy, czwartkowy, streetfood market na Markthaale Neun. Niestety grupa (4 osobowa ;)) była tak niezdecydowana, a niektórzy tak niezainteresowani (Bartek ;)), że musiałam skapitulować. Chociaż można było spróbować kuchni meksykańskiej, chińskiej, niemieckiej, tajskiej... no naprawdę różnorodnej. Polecam miłośnikom tłumów i rozgardiaszu :)
Jak się okazało my do miłośników tłumów i rozgardiaszu nie należymy, gdyż poza przejściem się po wszystkich stoiskach i spróbowaniu czegoś co dawali za darmo nie kupiliśmy nic do zjedzenia... :] I fakt, ja w tym przodowałem - nie podobało mi się to miejsce, to co tam dawali, a w szczególności to ile euro za to chcieli. Ale o dziwo, kiedy powiedziałem "dobra, przegłosowaliście mnie, co chcecie zjeść?" to zapadła cisza i w końcu wszyscy wyszliśmy. :P
Kiedy już skapitulowałam... wymyśliliśmy, że w takim razie pójdziemy na najlepsze hamburgery w Berlinie. Burgermeister to miejsce, które chyba zna większość berlińczyków. Położone jest pod wiaduktem S-Bahna, wspaniale zagospodarowując tą przestrzeń.
I jest w "budynku" dawnej toalety miejskiej. :P Ciekawy pomysł na zagospodarowanie takiego miejsca, prawda? ;)
A kolejka była nieziemska. Czekaliśmy najpierw do okienka z 15 minut, a później dostaliśmy numerek i czekaliśmy kolejne 10-15 minut. Do wyboru były różnego rodzaju hamburgery w cenie 10-15 euro (w zależności od stopnia wypasu). Hamburgery dostaje się w takich oto kartonowych pojemniczkach co jest świetnym pomysłem, bo dodatków jest tyle, że nie sposób byłoby inaczej je zjeść. A same hamburgery były pyszne. Naprawdę warto tam coś zjeść. A jeszcze dodam, że wewnątrz ogródka nie wolno robić zdjęć. Więc mogę wam opowiedzieć, że na każdym stole stoi rolka ręczników papierowych, a do każdego stołu przyczepiony jest otwieracz do piwa. Za siedziska robią obite gąbką rury albo skrzynki po piwie. Wszystko prosto i "wystarczająco". Bez zbytnich luksusów :)
Kolejka mówi sama za siebie. :) "Burgermeister" to bardzo popularny lokal, podający rewelacyjne jedzenie w przyzwoitej cenie. :) Same hamburgery rewelacyjne, bardzo dobre mięso i dodatki, super sos i bardzo smaczna bułka. I do tego zimne, dobre piwo... :D
Do hamburgerów zamówiliśmy cheese and chilli fries czyli frytki z serem i chilli. Ser był po prostu sosem z serka topionego, a chilli to mięso w sosie chilli ze świeżymi papryczkami. Po pierwszym kęsie ustaliłam, że chilli jest świeże i baaardzo ostre. Ale całe frytki były super. Co prawda należy dobrze przemyśleć ich zakup ponieważ po zjedzeniu swoich hamburgerów, nie byliśmy w stanie we czwórkę zjeść tych jednych frytek. Ale dla głodomorów polecam :)
To prawda, byliśmy tak najedzeni hamburgerami, że wzięliśmy prawie połowę frytek w drogę i niemalże musiałem je wciskać Mai, Gosi i Arturowi, aby wszystko zostało zjedzone. :)
Natomiast innego dnia Artur polecił nam indyjską restaurację Amrit. Od razu uprzedził, że jest to sieciówka (jest kilka takich restauracji w Berlinie), ale że jedzenie jest pycha i swobodnie dwiema porcjami najemy się w 4 osoby. Tak więc zamówiliśmy baraninę korma oraz kurczaka curry (chyba ;)). Do tego dostaliśmy michę ryżu i warzywka. Żebyście wiedzieli, że najedliśmy się jak bąki, a wszystko co jedliśmy było pyszne. Obsługa była miła, a wnętrze ciekawe (zobaczcie zdjęcia na stronie). Naprawdę polecam - jeśli lubicie indyjskie jedzenie. Nie próbowaliśmy ostrych rzeczy, bo białogłowe (ja i Gosia) nie jesteśmy mega fankami, ale założę się, że też jest pysznie. Aha - polecam też ciekawe soki. Ja piłam sok z liczi - super sprawa i smakowało naprawdę liczi.
Na dobrą sprawę nic więcej w tym temacie dodawać nie muszę, Maja tak wyczerpująco opisała naszą wizytę w restauracji "Amrit". :) Mogę tylko dodać, że naprawdę było tam wyjątkowo smacznie i obficie. I faktycznie dwie porcje wystarczyły dla czterech osób. :D
*Warto jeszcze dodać uwagę o pizzy (niestety nieokraszoną zdjęciem). Jeśli nie musicie - nie jedzcie w Berlinie pizzy. Ta, którą mieliśmy nieszczęście próbować, była nawet na polskie standardy paskudna. Smakowała jak rozmrożona. Dowiedzieliśmy się od Artura, że niestety, ale pizze w Niemczech nie są dobre i że tęskni za polskimi. Tak więc - nie polecamy.
Dwa razy mieliśmy w Berlinie kontakt z pizzą. Za pierwszym razem w styczniu gdy zamówiliśmy ją telefonicznie i drugi raz podczas ostatniego pobytu - tym razem kupiona bezpośrednio w pizzerii. I w jednym i w drugim przypadku było... gorzej niż źle. Ciasto takie sobie, sos okropny, dodatki - szkoda gadać. Zdecydowanie lepiej iść na Bratwusta na Alexander Platz. ;)
Tak więc tym razem nie sililiśmy się na kuchnię niemiecką. Być może, po prostu, nie jest ona tak popularna w Niemczech (a może też my nie zwracaliśmy uwagi). No nie wiem. Jeśli ktoś zna w Berlinie miejsce z dobrym niemieckim jedzeniem - niech da znać. Następnym razem się wybierzemy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz