Razu pewnego ostatnio kuchnia Lidla nie prezentowała dla mnie i mojej rodziny nic co nadawałoby się do przygotowania jako danie obiadowe. Raczej proponowane dania (były dwie wersje meksykańskiej tortilli, tak dla jasności) bardziej nadawały się na kolację niż posiłek w środku dnia. Zacząłem więc wertować wcześniejsze przepisy, których jeszcze nie szykowałem i po krótkiej debacie i głosowaniu wybór padł na kurczaka z curry i warzywami w sosie kokosowym.
Ja natomiast lubię zasady i skoro Lidl proponuje Mexico to jedziemy z Mexico, no ale dobra ;)
Gotowanie można podzielić na dwie fazy: uszykowanie mięsa i przygotowanie warzyw.
Przy fazie pierwszej, na samym początku niestety poległem (Maja również). Za chińskiego boga nie wiedzieliśmy jak podzielić kurczaka. Kompletnie nie mieliśmy pojęcia jak się za to zabrać. :P Na szczęście obok nas była moja mama i z miną w stylu "ehhh..." nam pomogła i oprawiła kuroka. Potem już poszło o wiele lepiej i po kilkunastu minutach kurczak leżał już w żaroodpornym naczyniu w piekarniku.
Chociaż jeszcze musiałam podzielić nogi na pałki i podudzia. Łamanie nóg to przeurocze przeżycie ;)
Druga faza, czyli zieleninka, nie sprawiła nam problemów. Jedynie marchewka uparcie nie miała zamiaru się ugotować i zmięknąć. W rezultacie trafiła na talerz w wersji "al dente". Nie był to jednak minus dania, mnie się całkiem miło ją nieci chrupało. :)
Niestety niedługo przed podaniem okazało się, że limonka się przypaliła przez co sos stał się goryczkowy. Szczęśliwie moja mama przybyła drugi raz na ratunek i doprawiła, pomieszała i jakoś udało się nieco zdusić gorzki posmak. Tak więc dla przyszłych gotujących: limonkę przed dodaniem albo sparzcie albo obierzcie ze skórki.
Ja się poddałam jak spróbowałam i okazało się, że sos jest po prostu gorzki. Może jestem czuła na ten smak, ale dla mnie był bardzo gorzki. Po magii mamy Bartka był jadalny, ale nadal dla mnie smakował jak klęska kulinarna jednak :P Myślę, że tutaj też miała wpływ patelnia. U Bartka niestety nie ma głębokiej patelni teflonowej i myślę, że ta limonka przypaliła się również ze względu na nieprzewidzianą przez autora przepisu patelnię :P Więc może dobrą radą będzie, by używać teflonowej patelni. (od razu, żeby nie było, że narzekam - u mnie z kolei jest nieprzepisowy piekarnik - bez termoobiegu ;))
Całość już na talerzu:
Gdyby nie przypalona limonka danie oceniłbym bardzo wysoko. Niestety posmak goryczki pozostał (a przez to i lekkiego niesmaku). Generalnie obiad wyszedł i specjalnie na niego narzekać nie można, ale raczej jako całości go nie powtórzę - prędzej samą warzywną część. :)
Będę paskudem i powiem, że mnie to danie jakoś zupełnie nie podpasowało. Robiliśmy już wiele lepszych dań z kurczaka i myślę, że nie ma co do tego wracać :)
Ja natomiast lubię zasady i skoro Lidl proponuje Mexico to jedziemy z Mexico, no ale dobra ;)
Gotowanie można podzielić na dwie fazy: uszykowanie mięsa i przygotowanie warzyw.
Przy fazie pierwszej, na samym początku niestety poległem (Maja również). Za chińskiego boga nie wiedzieliśmy jak podzielić kurczaka. Kompletnie nie mieliśmy pojęcia jak się za to zabrać. :P Na szczęście obok nas była moja mama i z miną w stylu "ehhh..." nam pomogła i oprawiła kuroka. Potem już poszło o wiele lepiej i po kilkunastu minutach kurczak leżał już w żaroodpornym naczyniu w piekarniku.
Chociaż jeszcze musiałam podzielić nogi na pałki i podudzia. Łamanie nóg to przeurocze przeżycie ;)
Druga faza, czyli zieleninka, nie sprawiła nam problemów. Jedynie marchewka uparcie nie miała zamiaru się ugotować i zmięknąć. W rezultacie trafiła na talerz w wersji "al dente". Nie był to jednak minus dania, mnie się całkiem miło ją nieci chrupało. :)
Niestety niedługo przed podaniem okazało się, że limonka się przypaliła przez co sos stał się goryczkowy. Szczęśliwie moja mama przybyła drugi raz na ratunek i doprawiła, pomieszała i jakoś udało się nieco zdusić gorzki posmak. Tak więc dla przyszłych gotujących: limonkę przed dodaniem albo sparzcie albo obierzcie ze skórki.
Ja się poddałam jak spróbowałam i okazało się, że sos jest po prostu gorzki. Może jestem czuła na ten smak, ale dla mnie był bardzo gorzki. Po magii mamy Bartka był jadalny, ale nadal dla mnie smakował jak klęska kulinarna jednak :P Myślę, że tutaj też miała wpływ patelnia. U Bartka niestety nie ma głębokiej patelni teflonowej i myślę, że ta limonka przypaliła się również ze względu na nieprzewidzianą przez autora przepisu patelnię :P Więc może dobrą radą będzie, by używać teflonowej patelni. (od razu, żeby nie było, że narzekam - u mnie z kolei jest nieprzepisowy piekarnik - bez termoobiegu ;))
Całość już na talerzu:
Gdyby nie przypalona limonka danie oceniłbym bardzo wysoko. Niestety posmak goryczki pozostał (a przez to i lekkiego niesmaku). Generalnie obiad wyszedł i specjalnie na niego narzekać nie można, ale raczej jako całości go nie powtórzę - prędzej samą warzywną część. :)
Będę paskudem i powiem, że mnie to danie jakoś zupełnie nie podpasowało. Robiliśmy już wiele lepszych dań z kurczaka i myślę, że nie ma co do tego wracać :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz