Jak pewnie zauważyliście jesteśmy klientami późno-lunchowymi. Niestety część restauracji mocno trzyma się konwencji lunchu i kończy je o 15:00, dlatego jest kompletnie nieosiągalna dla pracowników administracji państwowej (patrz: Bartek). Jednak restauracja Piotrkowska 97 proponuje lunch typu "jesz ile chcesz" do godziny 17:00 za (chyba) 16,99 zł i im później tym drożej (na stronie są stare informacje). Ponieważ taka oferta dla wygłodniałego po pracy mężczyzny jest maksymalnie kusząca - skorzystaliśmy :)
Niestety, jak jedna osoba z duetu pracuje do 15:30 (a czasem i do późniejszej godziny) to nie mamy generalnie szans na stołowanie się we wcześniejszych godzinach. :( Rozumiem jednak, że lunch to lunch - a nie obiad, i lunchowe menu jest oferowane we wcześniejszych godzinach. Staramy się jednak jak tylko możemy aby odnaleźć kolejne lokale, które serwują je do nieco późniejszych godzin.
Jakimś magicznym sposobem Maja wypatrzyła na Piotrkowskiej iż tzw. "Zielińscy" oferują lunch aż do godziny 17:00. I to, co ciekawe, jest to forma szwedzkiego stołu.
Łodzianie klub 97 będą kojarzyć po oszklonym ogródku, który stał się już praktycznie symbolem Piotrkowskiej. W środku... ja się zgubiłam chyba dwa razy ;) Sala, na której podawany jest lunch, wygląda jak poniżej. Lunch podawany jest w formie szwedzkiego stołu. W cenie jest pierwsze danie, drugie danie, deser i napój.
Lokal jest bardzo ładny, zdecydowanie nadaje się na przeróżne rodzinne imprezy bądź biznesowe rozmowy przy jakimś jedzeniu. Sama część "lunchowa" znajduje się nieco z boku - są tam wystawione (jak zresztą widać) duże podgrzewacze do jedzenia, w każdym po cztery pojemniki na dania. Można wybrać co się lubi albo popróbować wszystkiego po trochu. :)
Na pierwsze wzięliśmy sobie zgodnie chłodniki. Było już wtedy gorąco i inna zupa nie wchodziła w rachubę. Był bardzo fajny i taki klasyczny. Ogórek, koperek, rzodkiewka - yum! :)
Z racji tego, że ciepło było na dworze na pierwsze danie mogliśmy wziąć tylko chłodnik. Może nie wygląda bardzo imponująco, ale był naprawdę niezły. :)
Ja wzięłam: knedle z truskawkami, filet z kurczaka z żurawiną i lasagne. Filet moim zdaniem był średnio wart zachodu, ale reszta - bardzo dobra. Można zauważyć, że postanowiłam nie brać ziemniaczków i kaszy, coby więcej dań spróbować. Do picia był kompot truskawkowo - rabarbarowy :)
Ja już nie pamiętam co dokładnie wziąłem, gdyż próbowałem po trochu wszystkiego. Na szczęście zachowało się zdjęcie i z tego co widzę na moim talerzu znalazła się lasagna, filet z kurczaka z żurawiną, kasza (pęczak), faszerowana papryka (co ciekawe wierzch to kawałek pieczarki) oraz jakieś kluski. :) Według mnie najlepsza była lasagna, potem filet. Najgorsza faszerowana papryko-pieczarka.
Na deser był murzynek. Wzięliśmy zdaje się jednego na pół, bo po uczcie nie mieliśmy już więcej siły. Murzynek wyglądał niepozornie, ale był pyszny! Przede wszystkim był wilgotny i krył w sobie malinowe nadzienie. Plus! :)
Mimo tego, że objedliśmy się jak szaleni skusiliśmy się na kawałek ciasta. I tak jak Maja pisze, murzynek był pyszny. Słodkie, fajne ciasto z dużą ilością cukru pudru i malinami. Mniam! :)
Myślę, że możemy polecić Klub 97 na lunch. Po prostu - chcecie się najeść (lub nawet nażreć do rozpuku) przyzwoitego jedzenia w przyzwoitej cenie - polecamy. Jeśli się odchudzacie - to chyba nie. :P
Tak, śmiało możemy polecić "Zielińskich". Jedzenie bardzo dobre, cena jeszcze lepsza. :) No i spokojnie można zdążyć tam na lunch po godzinach pracy. ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz