Przy okazji jeden z ostatnich notek wspomnieliśmy, że chcieliśmy zajrzeć do „Papuvege” przy ul. Sienkiewicza 15. Wtedy nam się wprawdzie nie udało bo mieli akurat zamknięte i ostatecznie skończyliśmy w innym lokalu, ale przy drugim podejściu już mieliśmy więcej szczęścia i „Papuvege” było otwarte i gotowe do przyjęcia naszego zamówienia ;) No może „gotowe” to nie do końca prawda, bo jak weszliśmy do ich lokaliku to utknęliśmy wśród wcześniejszych klientów, którzy albo jedli, albo odbierali zamówienie albo starali się je złożyć.
„Papuvege” to bardzo niewielkie powierzchniowo miejsce i mieści się tam maksymalnie 6-8 osób. Być może wciśnie się na siłę 10, ale wtedy to już nikt nie będzie mógł się ruszyć ;) Na szczęście po chwili ktoś wyszedł i udało nam się dotrzeć do lady. Po szybkim obejrzeniu rozpisanego na jednej ze ścian menu zdecydowaliśmy się na burgery: włoski (kotlet z ciecierzycy i szpinaku, grillowana cukinia, cebula, oliwki, pomidor, rukola, sałata i sos włoski za 16 zł) oraz „meksykański” (kotlet z czerwonej fasoli i kukurydzy, jalapeno, cebula, pomidor, sałata, nachosy oraz sos serowy za 16 zł).
Burger meksykański był dla mnie i nawet udało się go zamówić na "nieostro" :) Do tego zamówiliśmy sok z mieszanych owoców. Niestety okazało się, że gruszki są w samochodzie jeszcze nie wyciśnięte, więc albo się upieramy, albo dostaniemy od firmy ciasto czyli tartę z daktyli, masła orzechowego, tofu, kakao, kawy, nerkowców i kokosa.
Czekaliśmy dosyć długo, bo kolejka przed nami była bardzo duża. W końcu otrzymaliśmy nasz pakunek. Wszystko pachniało przepięknie.
W zasadzie nie mam o co się przyczepić jeśli chodzi o nasze burgery, bo obydwa (mimo tego, że były bez mięska) były bardzo smaczne. Porządne bułki, świeże warzywa, dobrze przygotowane kotlety z fasoli bądź ciecierzycy, esencjonalne i wyraziste sosy. No i na dodatek same burgery są ogromne!
Bartek widzę podszedł do tematu skromnie. Ja powiem wprost, że byłam oczarowana jakością tych burgerów. Nie dość, że były pyszne, to jeszcze bardzo duże i sycące. Nie były suche (tak jak w jednej z poprzednich notek), sosy były wyraziste w smaku - zwłaszcza mój serowy super :) I rzeczywiście nie mogłam zmieścić całego burgera, jeśli chciałam zjeść deser :P To były pierwsze wegeburgery, które smakowały mi porównywalnie z mięsnymi wersjami, a część na pewno przebiły. Rewelacja i polecam.
Bartek widzę podszedł do tematu skromnie. Ja powiem wprost, że byłam oczarowana jakością tych burgerów. Nie dość, że były pyszne, to jeszcze bardzo duże i sycące. Nie były suche (tak jak w jednej z poprzednich notek), sosy były wyraziste w smaku - zwłaszcza mój serowy super :) I rzeczywiście nie mogłam zmieścić całego burgera, jeśli chciałam zjeść deser :P To były pierwsze wegeburgery, które smakowały mi porównywalnie z mięsnymi wersjami, a część na pewno przebiły. Rewelacja i polecam.
Powyżej nasza tarta. Wiem co myślicie. Wygląda okropnie, bo jest zgnieciona. Ano czasem tak jest jak się bierze żarełko na wynos (w Papuvege było tak mało miejsca, że szkoda by było jeszcze je zajmować konsumpcją :)). Ale to było najlepsze wegeciasto jakie jadłam. Bogate w smaku, wcale nie mało słodkie z idealnie kruchym spodem tarty. Rozpływałam się i Bartek może potwierdzić, że nie mogłam wyjść z zachwytu.
Dobra, na mnie jako absolutnym mięsożercy, który generalnie nie wyobraża sobie burgera bez dobrze wysmażonego kawałka wołowiny, „Papuvege” zrobiło naprawdę bardzo pozytywne i smaczne wrażenie. Było dużo, w przyzwoitej cenie, szybko przygotowane (jak na ilość ludzi) i do tego smacznie. Myślę, że jeszcze kiedyś skusimy się na wizytę w tym lokalu ;)
Jak do tej pory to jest dla mnie jedyne miejsce z bezmięsnymi burgerami warte czasu i pieniędzy. Wrócimy NA PEWNO.
0 komentarze:
Prześlij komentarz