To będzie chwilowo nasza ostatnia relacja z wizyty w Warszawie. Tym razem Parnik na Chmielnej. Trafiliśmy tam znów z polecenia Olgi. Parnik znajduje się w bezpośredniej okolicy Dworca Centralnego.
W pierwszej chwili, jak się nie wie gdzie szukać to trafienie do "Parnika" stanowi pewien problem, ale nie należy się poddawać ;)
Weszliśmy do lokalu i rzeczywiście wystrojem... nie ma co wspominać o wystroju. Już przy polecaniu Olga uprzedziła nas, że tu się je z plastików. No dobra. Zdzierżymy. Dopiero później uświadomiłam sobie, że w sumie to dobrze, że to tak wygląda - w Chinach jest dokładnie tak samo. Jadłodajnie mają dawać dobre jedzenie, a nie ładnie wyglądać. Oprócz tego... za stolnicą zobaczyliśmy panią Chinkę. A że była Chinką, a nie Wietnamką wiemy na pewno, bo Bartek zrozumiał część z tego co mówiła :)
Mam czasem głupie pomysły i jakiś czas temu zacząłem uczyć się języka chińskiego. Wprawdzie po tych kilku miesiącach nadal nie za wiele umiem, ale udało mi się wyłapać kilka słów i nawet jedno krótkie zdanie :D
Patrząc na menu postanowiłam, że trochę poszalejemy i tak zamówiliśmy:
W pierwszej chwili, jak się nie wie gdzie szukać to trafienie do "Parnika" stanowi pewien problem, ale nie należy się poddawać ;)
Weszliśmy do lokalu i rzeczywiście wystrojem... nie ma co wspominać o wystroju. Już przy polecaniu Olga uprzedziła nas, że tu się je z plastików. No dobra. Zdzierżymy. Dopiero później uświadomiłam sobie, że w sumie to dobrze, że to tak wygląda - w Chinach jest dokładnie tak samo. Jadłodajnie mają dawać dobre jedzenie, a nie ładnie wyglądać. Oprócz tego... za stolnicą zobaczyliśmy panią Chinkę. A że była Chinką, a nie Wietnamką wiemy na pewno, bo Bartek zrozumiał część z tego co mówiła :)
Mam czasem głupie pomysły i jakiś czas temu zacząłem uczyć się języka chińskiego. Wprawdzie po tych kilku miesiącach nadal nie za wiele umiem, ale udało mi się wyłapać kilka słów i nawet jedno krótkie zdanie :D
Patrząc na menu postanowiłam, że trochę poszalejemy i tak zamówiliśmy:
1. pikantny ogórek z czosnkiem (7 zł)
2. pierożki z wieprzowiną i grzybami shitake (14 zł)
3. pierożki z wieprzowiną i krewetkami (14 zł)
a do tego mix kulek ryżowych z różnymi nadzieniami: słodki sezam, orzeszki, czerwona fasola (8 zł).
I to było pyszne. Pikantny ogórek wyrazisty w smaku i bardzo odświeżający. Mogłabym zjeść jego wielką michę i musiałam się mocno powstrzymać by nie zjeść całego przed pierożkami. Bartkowa wieprzowina z shitake sympatyczna i smaczna. Mięsko mięciutkie i soczyste. Natomiast moja wieprzowina z krewetkami słodkawa i delikatna. W sam raz. A słodycze? :) Myślę, że mogą być jednak dla wielu osób dosyć rozczarowujące, bo porcja jest mała, a kulki wcale nie są bardzo słodkie. Na pewno warto spróbować, bo takie desery rzeczywiście je się w Chinach, ale trzeba być też przygotowanym, że te smaki są zupełnie inne od polskich. Dla mnie - są dosyć mdławe, ale takie właśnie powinny być.
Tak, tym razem w pełni zaszaleliśmy i wzięliśmy pełen zestaw od przystawki aż po deser (a co, jak się jest w stolicy to można! :P) ;) I każda z zamówionych pozycji była bardzo dobra. Przystawkowe ogórki były chrupiące i przyjemnie ostre (ale nie za bardzo, więc spokojnie). Pierożki z kolei miały bardzo smaczny farsz i dobrze było czuć nie tylko wieprzowinę, ale również dodatki w postaci grzybów shitake bądź krewetek. I naprawdę trudno byłoby mi powiedzieć, które z nich mi bardziej przypasowały, obydwie wersje był niezłe :) Natomiast deser był... specyficzny. Po pierwsze podanie ryżowych kulek w ciepłej wodzie było dal nas sporym zaskoczeniem, następnie trochę zabawy mieliśmy aby je wyłowić pałeczkami (są śliskie i miękkie). Za to jak już się udało je upolować to okazywało się, że smakowo są całkiem sympatyczne, ale takie na wskroś chińskie (o czym zresztą Maja powyżej już napisała) :)
Polecamy Parnik w całej rozciągłości :)
Tak, tym razem w pełni zaszaleliśmy i wzięliśmy pełen zestaw od przystawki aż po deser (a co, jak się jest w stolicy to można! :P) ;) I każda z zamówionych pozycji była bardzo dobra. Przystawkowe ogórki były chrupiące i przyjemnie ostre (ale nie za bardzo, więc spokojnie). Pierożki z kolei miały bardzo smaczny farsz i dobrze było czuć nie tylko wieprzowinę, ale również dodatki w postaci grzybów shitake bądź krewetek. I naprawdę trudno byłoby mi powiedzieć, które z nich mi bardziej przypasowały, obydwie wersje był niezłe :) Natomiast deser był... specyficzny. Po pierwsze podanie ryżowych kulek w ciepłej wodzie było dal nas sporym zaskoczeniem, następnie trochę zabawy mieliśmy aby je wyłowić pałeczkami (są śliskie i miękkie). Za to jak już się udało je upolować to okazywało się, że smakowo są całkiem sympatyczne, ale takie na wskroś chińskie (o czym zresztą Maja powyżej już napisała) :)
Polecamy Parnik w całej rozciągłości :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz