Cukiernie „Lukullus” to sieć lokali założona w 1946 r. przez cukiernika i mistrza czekolady Jana Dynowskiego. Obecnie w Warszawie, po upływie już ponad 60 lat od otwarcia pierwszego lokalu, istnieje 7 cukierni „Lukullusa”. My, jako rodowici łodzianie, oczywiście nie mieliśmy o tym pojęcia, bo do Warszawy generalnie nie zaglądamy. Wybierając się jednak teraz na kilkudniowy pobyt do stolicy przyjaciółka Mai podesłała jej całą listę miejsc kulinarnych wartych odwiedzenia. Jednym z punktów „must go” były właśnie cukiernie „Lukullus”.
Nasz pierwszy kontakt z tą siecią cukierni miał miejsce w lokaliku przy ul. Mokotowskiej 52A. Niestety znajdujący się tam lokal „Lukullusa” jest maleńki i mieści się w nim jeden stolik i dwa krzesełka dla klientów. A my akurat mieliśmy tego pecha, że dosłownie na 2-3 minuty przed nami do lokalu weszła inna klientka i zajęła ten jedyny stolik… Mogliśmy więc tylko popatrzeć na piękne ciasta i babeczki i ze smutkiem w oczach opuścić cukiernię.
Ja wyglądałam mniej więcej tak:
A to dlatego, że wchodząc zobaczyliśmy jak piękne ciastka są na witrynie i nie mogłam, po prostu nie mogłam znieść tego, że ktoś nam zajął stolik.
Na szczęście dzień później udało nam się jednak znaleźć kilka wolnych miejsc w lokalu „Lukullusa” przy ul. Chmielnej 32.
To może zacznijmy od ptysia karmelowego, który wydaje się być mniej skomplikowany. Otóż na stronie cukierni czytamy: delikatne ciasto ptysiowe z kruszonką z masła i cukru trzcinowego, cremeux karmelowe z wanilią Bourbon z Madagaskaru i kwiatem soli z Camargue. Ja mogę dodać, że na wierzchu mieliśmy do czynienia z idealnie temperowaną czekoladą. Samo ciasto ptysiowe było bardzo dobrej konsystencji, a krem karmelowy był przepyszny i nie za słodki. A teraz deser na którego widok się zakochałam i bardzo chciałam spróbować czyli sernik Grand Marnier: kruche maślane ciasteczko ze świeżą skórką z pomarańczy, aksamitny twaróg z wanilią, domowej roboty kandyzowaną skórką pomarańczową, kajmak ze świeżym sokiem z pomarańczy i oryginalnym francuskim likierem Grand Marnier. Mistrzostwo świata. Przy pierwszym kęsie zastanawiałam się co myślę o tym pomarańczowym smaku. Przy drugim wiedziałam, że pomarańcza idealnie przełamuje kremowość sera i słodycz kajmaku. Wszystko było idealnej konsystencji. To było tak pyszne, że prawie zabrałam 3 na wynos.
Zarówno mój ptyś karmelowy (9,90 zł), jak i sernik Grand Marnier (9,90 zł) wybrany przez Maję były rewelacyjne i mimo początkowego niezadowolenia z powodu ceny, to musiałem przyznać, że były one jej warte. Zdecydowanie polecamy! :)
Ceny są warszawskie, to prawda. Ale te desery są wyśmienite, a ich jakość jest najwyższa. Koniecznie się wybierzcie, jeśli macie ochotę na jakiś wyrafinowany deser.
Nasz pierwszy kontakt z tą siecią cukierni miał miejsce w lokaliku przy ul. Mokotowskiej 52A. Niestety znajdujący się tam lokal „Lukullusa” jest maleńki i mieści się w nim jeden stolik i dwa krzesełka dla klientów. A my akurat mieliśmy tego pecha, że dosłownie na 2-3 minuty przed nami do lokalu weszła inna klientka i zajęła ten jedyny stolik… Mogliśmy więc tylko popatrzeć na piękne ciasta i babeczki i ze smutkiem w oczach opuścić cukiernię.
Ja wyglądałam mniej więcej tak:
https://www.youtube.com/watch?v=eUbjsL1rsmA |
A to dlatego, że wchodząc zobaczyliśmy jak piękne ciastka są na witrynie i nie mogłam, po prostu nie mogłam znieść tego, że ktoś nam zajął stolik.
Na szczęście dzień później udało nam się jednak znaleźć kilka wolnych miejsc w lokalu „Lukullusa” przy ul. Chmielnej 32.
To może zacznijmy od ptysia karmelowego, który wydaje się być mniej skomplikowany. Otóż na stronie cukierni czytamy: delikatne ciasto ptysiowe z kruszonką z masła i cukru trzcinowego, cremeux karmelowe z wanilią Bourbon z Madagaskaru i kwiatem soli z Camargue. Ja mogę dodać, że na wierzchu mieliśmy do czynienia z idealnie temperowaną czekoladą. Samo ciasto ptysiowe było bardzo dobrej konsystencji, a krem karmelowy był przepyszny i nie za słodki. A teraz deser na którego widok się zakochałam i bardzo chciałam spróbować czyli sernik Grand Marnier: kruche maślane ciasteczko ze świeżą skórką z pomarańczy, aksamitny twaróg z wanilią, domowej roboty kandyzowaną skórką pomarańczową, kajmak ze świeżym sokiem z pomarańczy i oryginalnym francuskim likierem Grand Marnier. Mistrzostwo świata. Przy pierwszym kęsie zastanawiałam się co myślę o tym pomarańczowym smaku. Przy drugim wiedziałam, że pomarańcza idealnie przełamuje kremowość sera i słodycz kajmaku. Wszystko było idealnej konsystencji. To było tak pyszne, że prawie zabrałam 3 na wynos.
Zarówno mój ptyś karmelowy (9,90 zł), jak i sernik Grand Marnier (9,90 zł) wybrany przez Maję były rewelacyjne i mimo początkowego niezadowolenia z powodu ceny, to musiałem przyznać, że były one jej warte. Zdecydowanie polecamy! :)
Ceny są warszawskie, to prawda. Ale te desery są wyśmienite, a ich jakość jest najwyższa. Koniecznie się wybierzcie, jeśli macie ochotę na jakiś wyrafinowany deser.
0 komentarze:
Prześlij komentarz