Nie tak dawno temu udało mi się psim swędem wygrać zaproszenie na 50 zł do lokalu Da Vella Per Amici (zdaje się, że najszybciej wiosłowałam ;)). No to poszliśmy. Było piątkowe popołudnie...
... a w lokalu pustki. Poza nami nie było nikogo, kelner stał przy barze i ewidentnie się nudził. Po chwili przyniósł nam kartę (bardzo krótką! hurra!), a po dwóch chwilach już był przy nas i czekał na zamówienie.
Gwoli ścisłości pierwszy na miejscu byłem ja. Wchodzę do środka – przy stolikach pusto, tylko przy jednym w pobliżu baru siedzi kilka osób z laptopami i rozłożonymi dokumentami, „Widocznie szefostwo lokalu” pomyślałem. Z racji tego, że mieliśmy rezerwację na stolik stoję więc grzecznie przy wejściu, by mimo pustych stolików, nie zająć sobie dowolnego skoro któryś z nich na pewno ma karteczkę „rezerwacja” i być może nazwisko i godzinę. Stoję, czekam, rozglądam się niepewnie i tak! W końcu ktoś z „menadżerskiego” stolika mnie zauważył, że tak stoję i podesłał do mnie kelnera. Wyłuszczam mu więc swoją sprawę, że rezerwacją i że na nazwisko i że w ogóle to na tę godzinę co już mamy. Pan kelner na mnie popatrzył, rozejrzał się po lokalu i mówi, że bym sobie gdzieś usiadł. Na moje pytanie przy którym konkretnie stoliku, no bo skoro rezerwacja była robiona to może jakiś jest właśnie „zarezerwowany” usłyszałem, że nie i mogę sobie usiąść przy którymkolwiek. Ok… Skoro tak, to usiadłem przy pierwszym lepszym stoliku i zacząłem czekać na Maję, w międzyczasie rozglądając się po restauracji.
Tym razem nie zamówiliśmy pizzy. Ja zamówiłam pierś kurczaka w sosie gorgonzola, gnocchi (żeby się powyzwierzęcać) i szpinak z pomidorami (27 zł), a Bartek tagliatelle z polędwiczką wieprzową, pomidor suszony, czarne oliwki i sos śmietanowy (28 zł). Na deser Pan nas przekonał do wzięcia Tiramisu (12 zł).
Na początek dostaliśmy poczekajkę w postaci pasty oliwkowej i ręcznie wypiekanych bułeczek. Miły gest i smaczna pasta, chociaż jadłam lepsze podobne pasty.
Pasta faktycznie była ok, zarówno smakowo, jaki pod kątem konsystencji (czasem w takich pastach zdarzają się jakieś grudki, których tutaj nie było). Szkoda tylko, że było jej o wiele więcej niż mogliśmy nałożyć na dwie maleńkie bułeczki (które chyba są robione na miejscu).
Bartka makaron wyglądał tak:
A mój kurczak tak:
Mój kurczak był dobrze przyrządzony i smaczny, Do gnocchi w zasadzie nie mogę się przyczepić, szpinak z pomidorem też smaczny i uwaga - nie rozciapciany. Sos gorgonzola wyrazisty, ale z drugiej strony jaki inny miałby być. Bartkowy makaron dobry, chociaż nieco bez wyrazu. Kucharz miał dobry pomysł by polędwiczkę pokroić i wymieszać z sosem - dzięki temu można w każdym widelcu jedzenia mieć kawałek mięsa. Polędwiczka mimo to nie była wysuszona, tak więc pozytywnie :)
Zamówione przeze mnie tagliatelle było faktycznie smaczne, dobrze przygotowana polędwiczka, makaron zrobiony trochę al'dente, całkiem sporo oliwek i suszonego pomidora. Natomiast największym mankamentem tego dania był sos, który był naprawdę niezły, ale było go... za mało! Niestety powodowało to efekt, że tagliatelle było takie... hmm... zapychające. Natomiast co do wybranego przez Maję dania to w zasadzie mógłbym jedynie powtórzyć to co już powyżej sama zamawiająca napisała. Kurczak soczysty, sos bardzo wyrazisty w smaku, super przygotowane gnocchi, smaczny dodatek warzywny.
Tiramisu:
Tiramisu było zdecydowanie najlepszym elementem kulinarnej wizyty w "DaVella per Amici". Posiadało prawidłową konsystencję kremu, co najważniejsze nie było za rzadkie . Do tego było super w smaku. Trochę jak dla mnie za dużo było posypki z kakao na wierzchu, ale to naprawdę maleńki minusik.
Myślę, że bardzo widoczne jest to, że wizyta w Da Vella per Amici nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Ot dobry lokal żeby zjeść danie włoskiej kuchni, ale nic poza tym. Można, ale nie trzeba.
0 komentarze:
Prześlij komentarz