"Gordon Ramsay to...", "Gordon Ramsay tamto..." słyszałem na długo przed wylotem do USA. W końcu Maja wielką miłośniczką owego kucharza (i jego programu) jest i nie pozwalała mi o tym zapomnieć. Oczywiście w kraju Wuja Sama też mi nie dała. ;)
I jego dwóch programów, bo zaczęłam oglądać, poza Hell's Kitchen, Masterchef. No w każdym razie bardzo chciałam iść do jego restauracji skoro już będziemy w mieście, w którym jest.
W trakcie naszych krótkich amerykańskich zimowskich, dzięki uprzejmości i chęci majowej rodziny, mieliśmy okazję spędzić dwie noce w słynnym i rozświetlonym niezliczoną ilością żarówek i automatów Las Vegas. Maja nie mogła odpuścić takiej okazji i wybraliśmy się nieco po północy do jednej z trzech ramsay'owych restauracji w Vegas - z racji naszych skromnych funduszy wybór padł na "Gordon Ramsay BurGR". (z Gordon Ramsay Steak mamy tylko zapałki :P)
U wejścia do lokalu przywitały nas dwie skąpo ubrane "kelnerki", po krótkiej rozmowie zostaliśmy odprowadzeni przez jedną z nich do naszego stolika, na którym leżała tak ułożona zastawa:
Chciałam tu zwrócić uwagę na ciekawe ułożenie w którym w otworze w menu leżą sztućce. Wg mnie to ciekawe rozwiązanie problemu rozwijających się serwetek - uwaga! materiałowych.
Dalej było już tylko lepiej, ale o tym - gdyż to było jej wyjście i marzenie, opowie Maja... ;)
Bartek mnie wrabia tutaj, bo sam nie ma weny :) No, ale rzeczywiście to było moje marzenie. Muszę powiedzieć, że byłam nastawiona mocno oceniająco. Ostatecznie kuchenne rewolucje zostały zapoczątkowane przez GR i można by uważać, że WSZYSTKO będzie idealnie.
Ale od początku. Pani przyszła i przyjęła zamówienie. Ale to nie takie proste, bo jakie mają być nasze hamburgery? Rare? Medium? Medium well? Well done? Zdecydowałam wtedy za nas, że chcemy medium well. W sumie nie chciałam ryzykować innych opcji :) (kto nie zna angielskiego: rare -> krwisty, medium -> średnio krwisty, medium well ->średnio wysmażony, well done -> wysmażony). Zamówiliśmy również coś do picia. Otrzymaliśmy nasze napoje i czekamy. Czekamy. CZEKAMY. Oglądamy sobie różnie pracującą kuchnię (traf chciał, że siedzieliśmy zaraz obok otwartej kuchni) i mnie osobiście trochę szlag trafia, bo mija 20 minut a naszego zamówienia nie ma. Mniej więcej 3 minuty przed otrzymaniem burgerów pani do nas przyszła i zapewniała, że już idą.
Bartek zamówił hamburgera amerykańskiego: (z sałatą, cebulą, serem, pomidorem i ogórkiem?)
(bardzo chciałam, żeby zamówił jakiegoś bardziej niecodziennego, ale nic do niego nie przemawiało).
A ja zamówiłam hamburgera z niebieskim serem i rukolą (dobrze, że również napój, bo niebieski ser jest bardzo słony):
Co można powiedzieć. Hamburgery były bardzo dobre. Pewnie nawet warte swojej ceny (mięsko było bardzo dobre i moim zdaniem czuć było, że z porządnego wołu). Ciężko dodać coś poza tym... burger to burger :)
Ciekawa sytuacja miała miejsce pod koniec, kiedy skończyło mi się picie i Pani kelnerka od razu przyniosła mi nową szklankę. Miałam stracha, że każe mi płacić za drugi napój (ostatecznie co ja wiem o światowych restauracjach). Ale na szczęście tak się nie stało, dolewki były darmowe :)
Niestety Pani nie używała firmowego długopisu to nie mogłam jej podprowadzić :P. Mam natomiast Ramsayowe patyczki do burgerów. Jestem ukontentowana i czekam aż będzie mnie stać na którąś z wykwintniejszych restauracji GR.
0 komentarze:
Prześlij komentarz