Ostatnio mam wrażenie, że p. Magda Gessler często gości w naszych łódzkich progach. Czy to dobrze czy to źle, to już może nie będę oceniać, bo chyba każdy moją opinię o pani Gessler zna. Nie tak dawno temu odwiedziła restaurację Montenegro o której pisaliśmy Wam już rok temu. Nie pozostało nam nic innego jak wypróbować co też się zmieniło w naszej ulubionej bałkańskiej restauracji.
Przyznam się od razu, że jak poszliśmy do „Montenegro” to ja nie zauważyłem żadnej zmiany w zakresie tej słynnej rewolucji. Zawsze w TV można zobaczyć jak lokale się zmieniają pod kątem oferowanej kuchni, wystroju lokalu i projektu menu. Natomiast tutaj zastaliśmy stare, dobre i lubiane przez nas „Montenegro” (pozostał nawet „książę” w środku ;) ), no może tylko z trochę chudszym menu. Ale to akurat jest zawsze przez nas odbierane na plus, gdyż im cieńsze menu i mniejsza liczba potraw, tym większa szansa, że nie są odmrażane, tylko robione od ręki i ze świeżych produktów. No i klient nie zastanawia się tak długo co by chciał wziąć, gdyż łatwiej podjąć konkretną decyzję wybierając z 5 dań głównych, a nie 35.
Już na pierwszy rzut oka widać, że postęp jest przede wszystkim w tym, że takie ĆEVAPČIĆI (które kosztują 24 zł) stanowią całościowe danie, bo posiadają i "zapychacz" w postaci lepinji i surówkę i pastę ajvar. Tak więc już nie tylko grillowane mięso, ale również dodatki. Po drugie ostatnim razem narzekałam na brak ajvara (ajvar to pasta warzywna na bazie słodkiej papryki). Podobno się nie sprzedawał. Teraz ajvar był, chociaż w mojej ocenie nie był aż tak dobry jak w Dubrowniku. W Dubrowniku jedliśmy pastę, która krzyczała warzywami. Tutaj nie było niczego takiego. Samo mięso było okej, chociaż można było je mocniej i ciekawiej doprawić. Hitowe były lepinje - naprawdę fajne chlebki o miłym smaku, ale nie wiem czy widzicie to na zdjęciu, bo nasze miały uroczego zakalca :) To co na pewno się w Montenegro nie zmieniło to wielkość porcji - nadal są ogromne i nie żałowaliśmy, że wzięliśmy jedną porcję na dwoje.
Zamówione ćevapčići oceniam w skali szkolnej na silną 4. Były nienajgorzej przyprawione i przygotowane ze smacznego mięsa. Niestety chyba trochę za długo były trzymane na ogniu, gdyż dla mnie były takie… suche. Na Bałkanach jedliśmy zdecydowanie bardziej wilgotne. Co do lepinje to mimo delikatnego zakalca to smakowały super i bardzo dobrze się je jadło z mięsnymi kiełbaskami. Natomiast ajvar był paprykowy, ale w zasadzie bez cienia smaku innych warzyw bądź przypraw. Na szczęście na talerzu była jeszcze świeżo posiekana cebula, która trochę polepszała jego smak i dodawała, razem z kapustą, element chrupkości.
W mojej ocenie po "Kuchennej Rewolucji" zmieniło się trochę na lepsze trochę na gorsze. Chyba kucharz stracił nieco odwagi, ale za to na talerzu jest więcej elementów. Nadal Was lubimy! :)
Nadal uważamy, że warto zajrzeć do „Montenegro”! ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz