Już od jakiegoś czasu tylko czekaliśmy na okazję by pójść do restauracji Señoritas aż w końcu nadszedł ten moment :) A należy nadmienić, że trafiliśmy do Señoritas bardzo głodni, bo trochę nam zajęło dotarcie na Moniuszki 1A.
Długo krążyliśmy w pobliżu Señoritas i zawsze coś nam uniemożliwiało zajrzenie tam na normalny obiad. To się gdzieś spieszyliśmy, to nie było chęci na meksykańskie jedzenie, to nie było pieniędzy. W końcu jednak nadszedł dzień kiedy nic nam nie przeszkadzało i mogliśmy spokojnie usiąść za jednym ze stolików i coś zamówić.
Jak zwykle (byliśmy w Señoritas wcześniej na 2 festiwalach) powitała nas przemiła pani kelnerka, która zaprosiła nas do stolika i wyrecytowała specjalności dnia. Po krótkim zastanowieniu zdecydowaliśmy się na Quesadillas z kurczakiem i kurczaka w sosie Mole Poblano.
Zacznijmy może od Quesadillas:
Podane z fasolką, która była dosyć pikantna, ryżem i z sałatką na środku. A co do samej głównej atrakcji to jednak straszny żal, bo moja myśl była taka, że sama umiałabym zrobić lepsze. Miało niezbyt wiele smaku i było nie za ciekawe.
Spróbowałem jednego i podziękowałem. Odczucie miałem podobne do Mai - potrafimy zrobić lepsze. W ogóle nie było czuć meksykańskiego ducha tej potrawy. Brak było pikantności i tej charakterystycznej świeżości, którą nadaje np. kolendra.
Bartek zamówił kurczaka w sosie mole poblano (podane było z tym samym ryżem, fasolką i sałatką). Mole poblano powinno być czekoladowo-pikantne. A tymczasem było wprawdzie czekoladowe, ale raczej nie pikantne a zapychające. Co gorsza Bartek znalazł w swoim kurczaku... kość. No niby normalne, że kurczak ma kości, ale nie wtedy kiedy płacisz porządne pieniądze za danie.
Wybór enchiladas podjąłem pod wpływem tego czekoladowo-pikantnego sosu. Byłem niezmiernie ciekaw jak będzie smakować i komponować z resztą składników. Niestety ani to nie było czekoladowe (no chyba, że uznamy gorzkawy posmak za czekoladowy) ani pikantne (ledwo wyczuwalna pikantność, gdzieś na końcu języka). Za to zdecydowanie było to danie zapychające, ryż i fasolka w tej roli sprawdziły się rewelacyjnie. Kurczak natomiast poprawny, przygotowany tak jak powinien. Gdyby tylko ta kość się w jednej enchiladzie... I dalej uważam tłumaczenie kucharza (przynajmniej tak powiedziała kelnerka), że no tak się zdarza bo kurczak jest przygotowywany w całości i nie czasem nie ma możliwości w 100% wszystko oddzielić od mięsa za co najmniej absurdalne.
Wybór enchiladas podjąłem pod wpływem tego czekoladowo-pikantnego sosu. Byłem niezmiernie ciekaw jak będzie smakować i komponować z resztą składników. Niestety ani to nie było czekoladowe (no chyba, że uznamy gorzkawy posmak za czekoladowy) ani pikantne (ledwo wyczuwalna pikantność, gdzieś na końcu języka). Za to zdecydowanie było to danie zapychające, ryż i fasolka w tej roli sprawdziły się rewelacyjnie. Kurczak natomiast poprawny, przygotowany tak jak powinien. Gdyby tylko ta kość się w jednej enchiladzie... I dalej uważam tłumaczenie kucharza (przynajmniej tak powiedziała kelnerka), że no tak się zdarza bo kurczak jest przygotowywany w całości i nie czasem nie ma możliwości w 100% wszystko oddzielić od mięsa za co najmniej absurdalne.
Niestety. Señoritas świetnie sprawdza się na festiwalach - ma genialne pomysły. Ale jeśli chodzi o stałe menu to nie mogę powiedzieć by mnie uwiodło. Co więcej w ogóle podane dania nie smakowały mi meksykańsko. Szkoda. Wiele sobie obiecywałam.
Miało być smacznie i ciekawie, wyszło miernie. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że na festiwalach ta restauracja ma naprawdę super smaczne pomysły. Natomiast regularne codzienne menu tak słabo wyszło. Szkoda.
Miało być smacznie i ciekawie, wyszło miernie. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że na festiwalach ta restauracja ma naprawdę super smaczne pomysły. Natomiast regularne codzienne menu tak słabo wyszło. Szkoda.
0 komentarze:
Prześlij komentarz