Stolica Dolnego Śląska nie tylko zaskakuje pod kątem ilości zabytków, skwerów i intrygujących zakątków. Jest to również miasto pełne przeróżnych, czasem bardzo zaskakujących lokali gastronomicznych. Jednym z takich miejsc jest niewątpliwie bar "pan.puh" znajdujący się przy Placu Uniwersyteckim 15. Niestety, mimo tak charakterystycznego adresu na początku mieliśmy problem ze znalezieniem knajpki. Chodziliśmy, rozglądaliśmy się i... nic! W końcu, idąc powoli i uważnie się rozglądając wypatrzyliśmy właściwą witrynę (za pierwszym razem przeszliśmy obok...) i zajrzeliśmy do środka.
Fakt faktem, że wiedzieliśmy o tym miejscu dzięki zdjęciom na Facebooku mojej koleżanki Oli, która jak się okazało, we Wrocławiu mieszka. Jak już wielokrotnie mówiłam - uwielbiam mączne produkty i widząc zdjęcia tak pięknie wykonanych klusek wiedziałam, że musimy tam zajrzeć.
Skusiliśmy się na dużą zupę chińską z krewetkami, baby corn i makaronem (12 zł) oraz dwa duże zestawy baozi (każdy po 12 zł). Ja wybrałem Banh Bao z wieprzowiną oraz sosem kolendrowo-miętowym, a Maja Banh Bao z indykiem i bambusem i sosem... miałam pamiętać jakim. Zdaje się, że był to sos z mango i tamaryndem i chilli.
Zupę otrzymaliśmy praktycznie od razu, podaną w plastikowym talerzyku. Była aromatyczna, gorąca i smaczna. I najważniejsze dla Mai, nie wypalała przełyku. ;) Zdecydowanie zupa była warta swojej ceny. Choć, mając doświadczenie z prawdziwymi chińskimi zupami... ;)
Oj Bartka pamięć zawodzi. Zupa niestety wypalała przełyk i zadowoliłam się pochlipaniem makaronu, trochę kukurydzki i parę krewetek :) Ale dla ludzi o normalnej czułości - zupa byłaby bardzo dobra :) Dodajmy też, co widać na zdjęciu, że miseczka nie była z obleśnego cieniutkiego plastiku, tylko z takie porządniejszego :)
Na bułeczki też nie musieliśmy czekać. Można powiedzieć, że tak naprawdę to one czekały na nas, gdyż zanim dokończyliśmy zupę mieliśmy już sygnał od kucharza, że baozi są gotowe do podania. Tak więc jak tylko skończyliśmy zupę otrzymaliśmy dwa bambusowe koszyki (rewelacyjny pomysł) z parującymi bułeczkami.
No pomysł rewelacyjny, bo tak to się robi to oryginalnie ;). Dodam w tym miejscu, że Państwo obsługujący są przemili i pomocni. Sam lokal jest maleńki (mieści się tam kilka na raz jedzących osób), ale bardzo funkcjonalnie urządzony. Urzekły mnie zwłaszcza... ładowarki do telefonów leżące na stołach. O jak bardzo mi się to wtedy przydało!
Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że pięć bułeczek to pestka i człowiek wyjdzie z "pan.puha" nienajedzony. Nic bardziej mylnego! Puchate baozi mają ok. 8 cm średnicy i jakieś 5 cm wysokości, więc nie są to maleństwa. No i trudno z tego powodu je się je pałeczkami. ;) Smakowo bardzo dobre, jedyne do czego mógłbym się przyczepić i na co narzekać to to, że ciasto było trochę za grube. Zdecydowanie fajniejsze byłoby to wszystko gdyby było więcej farszu. Mimo to, całość (zwłaszcza po zamoczeniu w sosie) była naprawdę smaczna.
Niestety nie wróciłam by się zapytać dlaczego moje bułki były różowe ;) Ale słuchajcie... dobór sosów do bułek był rewelacyjny. Bartka baozi było pikantne więc sos kolendrowo-miętowy świetnie to odświeżał i łagodził. Z kolei moja bułka była delikatniejsza, a sos dodawał jej nowego smaku. Muszę powiedzieć, że zamieniliśmy się sosami na krótko. Po prostu w odwrotnej konfiguracji to nie miało sensu. I ja się jednak z Bartkiem nie zgodzę ;) To są bułeczki baozi, a nie pierogi. Jakby były pierogi to byłoby cieńsze ciasto ;) A co do stopnia najedzenia... po wszystkim turlaliśmy się po ulicach Wrocławia niczym chińskie bułeczki.
Podsumowując, "pan.puh" to zdecydowanie jedno z ciekawszych kulinarnych miejsc na mapie Wrocławia i każdemu kto będzie kręcił się w okolicach Placu Uniwersyteckiego polecamy tam zajrzeć. :)
TAK TAK TAK! Po stokroć TAK! Znów poczułam chińskie smaki i wrócilibyśmy tam dzień później... gdyby było otwarte. +100 punktów za oryginalność wśród wszechobecnych burgerowni. Naprawdę jeśli/gdy będziemy we Wrocławiu, na pewno wrócimy! Już ja tego dopilnuję! :)
TAK TAK TAK! Po stokroć TAK! Znów poczułam chińskie smaki i wrócilibyśmy tam dzień później... gdyby było otwarte. +100 punktów za oryginalność wśród wszechobecnych burgerowni. Naprawdę jeśli/gdy będziemy we Wrocławiu, na pewno wrócimy! Już ja tego dopilnuję! :)
Dobrze wiedzieć, że we Wrocławiu można znaleźć coś tak ciekawego :)
OdpowiedzUsuńO tak! Zjadłabym taka bułeczkę! Jestem wielka fanka.
OdpowiedzUsuń