Jak już zdążyliście się zorientować po ostatniej notce - byliśmy we Wrocławiu. No i któregoś dnia chcieliśmy zjeść burgera. Ale skąd mamy wiedzieć gdzie we Wrocławiu są dobre burgery? Poszliśmy po rozum do głowy i sprawdziliśmy w Internecie. A tam, jak wół, ranking. Wybraliśmy najbardziej nam po drodze leżący Burger Love.
Czy tak bardzo po drodze...? Na pewno w trakcie spacerowania po Wrocławiu minęliśmy "Burger Love", ale pierwsze podejście do zjedzenia wrocławskiego burgera miało miejsce w zupełnie innym miejscu. Tam jednak były problemy z wolnym stolikiem (bardzo mały lokal,a ludzi tłum) oraz płatnością kartą (tzn. można było tylko zapłacić gotówką). Po krótkiej naradzie wojennej zdecydowaliśmy się poszukać jakiejś innej restauracji i tak, podpierając się w/w rankingiem, trafiliśmy do "Burger Love".
Było gorąco i byliśmy głodni. Wchodzimy do restauracji i otrzymujemy informację... że musimy czekać 45 minut. Ja wiem. Był weekend majowy, pełno ludzi. Ale naprawdę to co się działo to było pandemonium. Kelnerki biegały, myliły zamówienia, kłóciły się z kucharzem, zapominały o frytkach. No koszmar.
Uroki długiego weekendu majowego...
Ale w końcu... doczekaliśmy się! Już nie wiem ile to trwało, ale przeczytaliśmy 1,5 numeru Cosmopolitan. Ja zamówiłam burgera Irish Cheddar czyli wołowina, pomidorowy relish, cheddar, sałata, majonez, pomidor i pikle. Brzmiało wspaniale. Oto mój zestaw:
Zacznijmy od tego, że zamawiałam średnio wysmażony. Dostałam mocno wysmażony. Ale nie no, spoko. Dało się zjeść. Na uwagę zasługuje natomiast to:
Czy te frytki nie wyglądają smutno? Były smutne i nasiąknięte tłuszczem. A niedobrze od nich było mi jeszcze przez 2 dni. No super.
Ja natomiast zamówiłem burgera o wdzięcznej nazwie "No Name". W skład bułki wchodziła wołowina, sałata, peperonata z chorizo, cheddar, sos BBQ oraz czerwona cebula. Do tego frytki oraz coleslaw. Całość kosztowała 29 złotych.
Niestety, burger nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Patrząc na menu i ciekawie dobrane składniki liczyłem, że dostanę rewelacyjną bułkę, o której będę mógł spokojnie napisać "była rewelacyjna". Natomiast to co otrzymałem, no cóż... Mięso było zdecydowanie za długo smażone, ale i tak wolę to niż np. spaloną bułkę (jak mieliśmy w jednej łódzkiej burgerowni). Tutaj na szczęście bułka była ok. Co do frytek to do tego co napisała Maja dodam jeszcze, że były tak zrobione, że niemiłosiernie się lepiły jedna do drugiej, tak więc chcąc wyciągnąć jedną wysuwało się pół kubeczka. Coleslaw smaczny, nie miałem zastrzeżeń.
Niestety, burger nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Patrząc na menu i ciekawie dobrane składniki liczyłem, że dostanę rewelacyjną bułkę, o której będę mógł spokojnie napisać "była rewelacyjna". Natomiast to co otrzymałem, no cóż... Mięso było zdecydowanie za długo smażone, ale i tak wolę to niż np. spaloną bułkę (jak mieliśmy w jednej łódzkiej burgerowni). Tutaj na szczęście bułka była ok. Co do frytek to do tego co napisała Maja dodam jeszcze, że były tak zrobione, że niemiłosiernie się lepiły jedna do drugiej, tak więc chcąc wyciągnąć jedną wysuwało się pół kubeczka. Coleslaw smaczny, nie miałem zastrzeżeń.
No niestety. Z Burger Love wyszliśmy najedzeni, ale bez szczególnych pozytywnych wrażeń. Wolę naszego łódzkiego Jerry'ego.
Na pewno byliśmy bardzo zawiedzeni, gdyż spodziewaliśmy się czegoś o wiele lepszego. Miało być smacznie i fajnie, a okazało się, że ekipę "Burger Love" przerósł długi majowy weekend. Może przy następnej wizycie będzie lepiej...
0 komentarze:
Prześlij komentarz