Ten rok był pełen wycieczek - najpierw niespodziewana podróż do USA, potem wspaniała wycieczka do Chin, a nie tak dawno (bo nieco ponad miesiąc temu) weekend w Paryżu. :) Jak podróżować, to podróżować na całego! :D W każdym bądź razie, nie poprzestaliśmy wyłącznie na zwiedzaniu paryskich zabytków i łazikowaniu po uroczych uliczkach. Musieliśmy (oczywiście dla dobra bloga i naszych Czytelników przede wszystkim), po prostu musieliśmy zajrzeć również do francuskich lokali i spróbować co tam na francuskich stołach króluje.
Oczywiście było to kluczowe z reporterskiego punktu widzenia :)
Nasze kulinarne zwiedzanie Paryża zaczęliśmy od... prawdziwych (a przynajmniej tak nas zapewniano) belgijskich frytek zakupionych w pobliżu Panteonu. :) Całe pół kilo frytek za niecałe 5 euro. :P Całkiem sympatyczna, smażona m.in. w gęsim tłuszczu, przekąska.
Nieco później wydało się, że nie są to DOKŁADNIE frytki belgijskie, bo nie są smażone tylko w gęsim tłuszczu, tylko m. in. w nim. W każdym razie frytury bardzo dobre i przeliczcie sobie jakie tanie. I świeżo robione. I z dobrym sosem.
Dopiero wieczorami, kiedy już padaliśmy ze zmęczenia i z nadmiaru widoków, mogliśmy sobie pozwolić na coś bardziej francuskiego - sery i bagietkę (i dodatkowo sardynki z puszki). cóż, nasi gospodarze ugościli nas tym z czego Francja słynie. :) Co prawda zabrakło wina, ale jakoś nikt z tego powodu ani nie narzekał ani nie płakał (myślę, że wtedy - po całym dniu biegania i zwiedzania po jednym kieliszku usnęlibyśmy w ubraniach tak jak siedzieliśmy)... Było smacznie i miło. :)
No Axel miał fantastyczny pomysł by załatwić jakieś jedzenie francuskie. Było pysznie i bardzo miło :) Tyle rodzajów koziego sera... uwielbiam :) Ogólnie kocham sery :)
I nawet raz trafił nam się słodki deser! :D
Makaroniki pistacjowe są super :) Polecam :)
Ale, ale! Żeby nie było, że jedliśmy tylko w Macach - uparliśmy się z Mają, że chcemy, koniecznie chcemy, pójść do jakiejś paryskiej knajpki (Glandines) na jakieś pyszne - najlepiej stricte francuskie, jedzenie. :)
Poniżej danie moje, które przedstawia sobą nie pamiętamy do końca co. Na pewno było to mięso w sosie Roquefort, ziemniaczki i sałatka. Ale co to było za mięso to ja nie wiem (kaczka? świnka? krówka? nie wiem już ;))
To była na pewno kaczka. :)
Asia natomiast miała pyszną nogę kaczki :) Zwróćmy uwagę na ciekawe podanie ziemniaków - jako takie grubsze chipsy (nie były dietetyczne, oj nie ;))
Generalnie sposób przygotowania ziemniaków był magiczny. Z jednej strony były niewiele grubsze od czipsów, z drugiej zaś pozostały miękkie jak normalne przysmażane. Fantastyczne.
A tak nas Paryż pożegnał kulinarnie - piwem i fasolką z puszki. ;)
Poniżej widzimy piwo blonde i blanche. Nie kupujcie blanche - jest dziwne i niedobre :P
Ok na zdjęciu nie wygląda super, ale było smaczne. Co zabawne w puszce były 2 rodzaje mięsa - coś a'la pulpet i mięso z kością! Widzieliście kiedyś w puszce mięso z kością? Ja też nie.
Ja tam większość tego mięsa z kością to zostawiłem. Niby starałem się jak najwięcej wydłubać, a mimo to spotkałem się ze zdziwieniem i "ale tam jeszcze wiele jest do zjedzenia!". Cóż, to coś pulpeto-podobne było lepsze. ;) A może mi się już nie chciało bawić z obieraniem tego kawałka z kością? Hm...
Wizyta była rewelacyjna i bardzo miło nam było miło. Mam nadzieję, że nie narozrabialiśmy za dużo :) Dziękujemy bardzo za gościnę i zwiedzanie z nami - trzeba to powtórzyć :)
Bardzo, bardzo dziękujemy za zaproszenie i opiekę! :) Było super, ciekawie i pysznie. ;)
Oczywiście było to kluczowe z reporterskiego punktu widzenia :)
Nasze kulinarne zwiedzanie Paryża zaczęliśmy od... prawdziwych (a przynajmniej tak nas zapewniano) belgijskich frytek zakupionych w pobliżu Panteonu. :) Całe pół kilo frytek za niecałe 5 euro. :P Całkiem sympatyczna, smażona m.in. w gęsim tłuszczu, przekąska.
Nieco później wydało się, że nie są to DOKŁADNIE frytki belgijskie, bo nie są smażone tylko w gęsim tłuszczu, tylko m. in. w nim. W każdym razie frytury bardzo dobre i przeliczcie sobie jakie tanie. I świeżo robione. I z dobrym sosem.
Później, co tu ukrywać, lepiej pod kątem "jakościowym" dań nie było - po prostu praktycznie nie mieliśmy czasu by zaglądać do paryskich kawiarenek i restauracyjek na jakieś porządne jedzenie. Dlatego też dzielnie wydawaliśmy nasze ciężko wymienione euro na jedzonko w McDonalds'ach. Oczywiście staraliśmy się, mimo wszystko, brać tylko to czego u nas się nie dostanie.
McDonald niestety się nie postarał i niczego superowego nam nie zaproponował. Nie to co chiński. :P
Dopiero wieczorami, kiedy już padaliśmy ze zmęczenia i z nadmiaru widoków, mogliśmy sobie pozwolić na coś bardziej francuskiego - sery i bagietkę (i dodatkowo sardynki z puszki). cóż, nasi gospodarze ugościli nas tym z czego Francja słynie. :) Co prawda zabrakło wina, ale jakoś nikt z tego powodu ani nie narzekał ani nie płakał (myślę, że wtedy - po całym dniu biegania i zwiedzania po jednym kieliszku usnęlibyśmy w ubraniach tak jak siedzieliśmy)... Było smacznie i miło. :)
No Axel miał fantastyczny pomysł by załatwić jakieś jedzenie francuskie. Było pysznie i bardzo miło :) Tyle rodzajów koziego sera... uwielbiam :) Ogólnie kocham sery :)
Makaroniki pistacjowe są super :) Polecam :)
Ale, ale! Żeby nie było, że jedliśmy tylko w Macach - uparliśmy się z Mają, że chcemy, koniecznie chcemy, pójść do jakiejś paryskiej knajpki (Glandines) na jakieś pyszne - najlepiej stricte francuskie, jedzenie. :)
Poniżej danie moje, które przedstawia sobą nie pamiętamy do końca co. Na pewno było to mięso w sosie Roquefort, ziemniaczki i sałatka. Ale co to było za mięso to ja nie wiem (kaczka? świnka? krówka? nie wiem już ;))
To była na pewno kaczka. :)
Poniżej hit, który zamówili Panowie - sałatka Cinq Diamonds (na takiej ulicy znajdował się lokal). W tej sałatce było wszystko. Ziemniaki, sałata, pyszne podroby, kozi ser, jajko sadzone. Było podane w ogromnej metalowej misce (trochę jak dla psa :P). Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości czy najedli się sałatką odpowiadam - prawie im uszami wyszło.
Zdecydowanie. Nawet ja, osoba która lubi solidnie pojeść ledwie zmieściłem całość. :) Było jednak pysznie. :)
Asia natomiast miała pyszną nogę kaczki :) Zwróćmy uwagę na ciekawe podanie ziemniaków - jako takie grubsze chipsy (nie były dietetyczne, oj nie ;))
Generalnie sposób przygotowania ziemniaków był magiczny. Z jednej strony były niewiele grubsze od czipsów, z drugiej zaś pozostały miękkie jak normalne przysmażane. Fantastyczne.
Teraz ciekawa rzecz. We Francji w restauracji zawsze dają chleb i wodę. Podobno nie mogą jej odmówić. Jest tylko jeden myk - woda, jeśli nie powie się inaczej, jest wodą z kranu (co z kolei nic nie szkodzi, bo podobno wszyscy tam piją kranówę). Do naszego obiadu Asia i Axel zamówili również Sangrię. Nie sądziłam, że wytrawne wino może być dobre, ale to było naprawdę super. Bez niego pewnie też nie zjedlibyśmy za dużo, bo mięsko jednak nie było dietetyczne :) Po całym obiedzie dosłownie doturlaliśmy się do domu ;)
Tia, chleb... Bagietki! :D
A tak nas Paryż pożegnał kulinarnie - piwem i fasolką z puszki. ;)
Poniżej widzimy piwo blonde i blanche. Nie kupujcie blanche - jest dziwne i niedobre :P
Ja tam większość tego mięsa z kością to zostawiłem. Niby starałem się jak najwięcej wydłubać, a mimo to spotkałem się ze zdziwieniem i "ale tam jeszcze wiele jest do zjedzenia!". Cóż, to coś pulpeto-podobne było lepsze. ;) A może mi się już nie chciało bawić z obieraniem tego kawałka z kością? Hm...
Wizyta była rewelacyjna i bardzo miło nam było miło. Mam nadzieję, że nie narozrabialiśmy za dużo :) Dziękujemy bardzo za gościnę i zwiedzanie z nami - trzeba to powtórzyć :)
Bardzo, bardzo dziękujemy za zaproszenie i opiekę! :) Było super, ciekawie i pysznie. ;)
uwielbiam makaroniki. :) na święta planuję upiec sama.
OdpowiedzUsuńPo obejrzeniu kilku programów kulinarnych nieco się boję zakalców, ale jeśli Ci wyjdą to uśmiecham się o przepis [Maja] :)
Usuń