Żeby tradycji walentynkowej stało się zadość, musieliśmy w tym roku trochę poświętować Walentynki. W zeszłym roku było wytwornie, ale w tym roku to już naprawdę :) Od dawna planowaliśmy odwiedzić najlepszą restaurację w Łodzi według czytelników Expressu Ilustrowanego z 2014 roku czyli Mare e Monti. Niestety jest to restauracja dosyć droga i nie nadaje się na codzienny obiad. Ale świąteczny to co innego.
To prawda, do "Mare e Monti" zbieraliśmy się dosyć długo. Niestety restauracja znajduje się dosyć daleko od naszych codziennych i niecodziennych szlaków i tylko wypatrywaliśmy dobrej okazji aby tam dotrzeć. A jaka okazja, jak nie Walentynki, może być lepsza (no dobra, rocznica, ale to dopiero w lipcu :P)? ;) Tak więc jakieś dwa tygodnie przed 14 lutym zadzwoniłem, bez problemu zarezerwowałem i w końcu poszliśmy.
Menu walentynkowe wyglądało tak:
A wystrój stolika tak:
Nasza miłość do przegrzebków pokierowała nas natychmiast w kierunku pierwszej pozycji z zestawu walentynkowego (28 zł):
Był to tatar z przegrzebków. I w sumie nie był zły. Moim zdaniem brakowało kwasu w tym daniu, dla mnie było słodkawo mdłe, bo mango nie dało rady przeciąć smaku przegrzebka. Szkoda. I tu od razu powiem, że często moje opinie są spowodowane wysokimi oczekiwaniami. Z jednej strony z powodu ceny, a z drugiej strony z powodu takiego sukcesu jak wygranie wspomnianego plebiscytu. Więc dla mnie początek był to słaby.
Ja zdecydowanie lepiej niż Maja przyjąłem tatara z przegrzebków, bo według mnie było to niezłe danie. Interesujące połączenie posiekanych przegrzebków i manga, do tego pesto. Interesujące i całkiem smacznie. Choć w porównaniu do smażonego przegrzebka to nie ma o czym mówić... ;)
Dalej ja zdecydowałam się na drugą pozycję z menu walentynkowego czyli na makaron czekoladowy z 4 serami i gorgonzolą (nie ma na tablicy, 37 zł). Generalnie spoko, chociaż jak zobaczyłam porcję to trochę... hm. Porcje półdegustacyjne.
Bartek zamówił za to Spaghetti Alla Carbonara Rivisitata czyli spaghetti z jajkiem confit, serem Pecorino Romano D.O.P. i dojrzewającym wieprzowym policzkiem (26 zł).
Obydwa makarony były moim zdaniem smaczne, choć carbonara chyba była za długo trzymana na patelni i była niemal chrupka. No może się nie znam ;) Powtórzę, bo wiem, że czepialska jestem. Było smacznie.
Obydwa makarony smaczne, choć wybrane przeze mnie, dzięki dojrzewającym wieprzowym policzkom, było zdecydowanie bardziej wyraziste i przez to mnie bardziej smakowało. Jednak Mai czekoladowy makaron z serami również był smaczny. Szkoda tylko, że porcje takie małe.
A na koniec desery. Bartek miał panna cottę (17 zł):
Moim zdaniem sama panna cotta była bez smaku (gdzieś jak się człowiek dobrze wsmakował to było czuć smak śmietany). Cały smak dania to śmietana. No i minus za płatki czekoladowe, kupne, obecne zarówno na tym talerzu jak i na moim makaronie czekoladowym. Państwa nie stać na starcie gorzkiej czekolady? No cóż.
Niestety ta panna cotta nijak się miała do tej, którą jadłem w Bari we Włoszech. Sorry, ta była poprawna, tamta była rewelacyjna.
Ale poniżej hit. Ja zdecydowałam się na suflet dyniowy (oferta walentynkowa, 23 zł). Zacznijmy od przypomnienia jak wygląda suflet:
Źródło: www.mojewypieki.com/post/suflet-czekoladowy
Albo możemy zobaczyć zdjęcia w notce o naszych włoskich podbojach tutaj. To co ukazało się naszym oczom zakrawa na dowcip:
No mnie to bardziej niedopieczoną magdalenkę przypomina:
Źródło: www.souslecedre.fr/biscuits.html
Żenada jak mało co. Ja wiem dlaczego to nie wyrosło jak powinno - ciasto było za ciężkie. Było smaczne, ale to nijak nie nazwałabym sufletem. No po prostu nie. Granita była o smaku nieokreślonym, piana z prosecco była niewyczuwalna, no i jeżyny. Nie no bomba. Maluteńką gwiazdeczkę bym w tym miejscu dopisała: cukier, z którego było zrobione moje serduszko, był anyżowy i wiedząc jak bardzo dla wielu osób ohydny jest anyż - nie ukrywałabym tego, że w tej potrawie można go znaleźć.
Ja na sufletach nie znam się w ogóle, więc wypowiem się tylko co do smaku. Sam suflet ok, czuć było wyraźnie dynię. Natomiast ta granita była taka... dziwna. Zupełnie nie mój smak i kompletnie nie pasował mi też do samego sufletu.
Trochę się wyzwierzęciłam. Przyznaję. Poczułam się kompletnie rozczarowana tym obiadem, bo obiecywałam sobie wiele. Zwłaszcza, że pan kelner również nie dał rady. Pusty talerz po przystawce stał na stole jakieś 20 minut. Ogólna ocena? No słabo.
Niestety ja też spodziewałem się czego lepszego, zwłaszcza, że to ja namawiałem nas na wizytę w "Mare e Monti" po przeczytaniu w "Expressie", że wygrali plebiscyt w 2014 r. na najlepszą restaurację. Było poprawnie i smacznie, ale... zdecydowanie za mało aby powiedzieć "super". Szkoda.
P.S. Dobrze, że potem poszliśmy na super film :) Polecamy DEADPOOL'a :D
DEADPOOL <3 :D
0 komentarze:
Prześlij komentarz