Wyjątkowo w tym roku na wakacje wybraliśmy się we wrześniu, a nie jak do tej pory w lipcu-sierpniu. Zdecydowaliśmy się na ten miesiąc, gdyż zaplanowaliśmy sobie (jak to my) bardzo ambitną trasę: Stambuł-Edirne-Sofia-Wielkie Tyrnowo-Tulcza-Bran-Braszów-Bukareszt. Gdybyśmy chcieli zrealizować ten pomysł w samym środku wakacji z pewnością umarlibyśmy gdzieś z plecakami na plecach z powodu upału. Wrzesień zaś był idealnym miesiącem. :)
A poza tym nie oszukujmy się - wszystko jest o połowę tańsze we wrześniu :) Szczęśliwie w naszych miejscach pracy powitano nawet z ulgą, że nie chcemy jechać na urlop razem ze wszystkimi.
W dzisiejszej notce postaramy się pokazać (i krótko opisać najciekawsze rzeczy), które mogliśmy popróbować w dawnej stolicy Imperium Osmańskiego - w Stambule...
Na pierwszy rzut słodkości, w Turcji znane pod nazwą "lokum", w Polsce opisane jako "rachatłukum" (w związku z tym, że ta nazwa jest okropna pozostaniemy przy nazywaniu ich lokumami ;) ). Zgodnie z definicją, jest to tradycyjny smakołyk, zwykle o owocowym smaku i konsystencji galaretki. Bardzo fajna rzecz do podjadania np. przy tureckiej herbacie, którą widzicie poniżej.
RACHATŁUKUM?! E tam, lokumy i tyle. Konsystencja jest galaretki ale nie galaretki, obtoczona jest w czymś słodkawym ale nie jest to ani mąka ani cukier puder (stawiam na tapiokę). Smaków lokumów jest bez liku, a i jest pełno odmian, bo mogą być z orzechami, pistacjami i nie wiem z czym jeszcze. Chciałabym również dodać, że receptura lokumów jest pilnie strzeżona i nie jest umieszczona w żadnych książkach kucharski - jest to deser stworzony dla sułtana i nikt go nie będzie robił samodzielnie, tylko odpowiednio przeszkoleni cukiernicy. A jeszcze chwila o herbacie. Herbata turecka cechuje się tym, że jest przyrządzana w samowarze, z esencji. Porządna turecka herbata ma głęboki kolor (jak na zdjęciu) i jest absolutnie przejrzysta. I nie wiem na czym to polega, ale mimo 35 stopni upału - gorąca herbata orzeźwiała i smakowała cudownie.
Poniżej zaś obiady, które mieliśmy okazję zjeść w maleńkiej restauracji znajdującej się obok naszego hostelu. "Lavrak", bo tak się nazywała, był prowadzony przez starszego, przemiłego Turka, który rewelacyjnie nas dwukrotnie ugościł. Jednego dnia jedliśmy u niego danie mięsne, przypominające cevapcici, czyli rodzaj siekanego mięsa - bardzo popularne danie na Bałkanach. Drugiego dnia skusiliśmy się na ryby (tur. hamsi), smażone na głębokim oleju. Pycha!
Co ciekawe, lokal ten rządził się tradycyjnymi prawami. Ryba z dzisiaj się skończyła? Przyjdźcie jutro. Dzisiaj mogę Wam dać mięso. I nie, że sobie wybraliśmy z menu. Musieliśmy spokojnie zaczekać na to co pan nam zrobił + pogodzić się z ceną :) Ale jedzenie było bardzo smaczne i najedliśmy się porządnie. A ceny w porównaniu z centrum... tak gdzieś o połowę niższe.
Poniżej zdjęcia pochodzące z targu. Na targach można kupić mnóstwo przypraw, warzyw, ryb, słodyczy, herbat. I wszystko wygląda pięknie i wspaniale. Najlepiej by było kupić wszystko.
A takie piękne, świeże ryby sprzedają na targach w Stambule (wyraźnie widoczne ostro czerwone skrzela):
Poniżej ciekawostka. Oglądając serial "Wspaniałe stulecie" można zauważyć, że oni co chwila popijają szerbet. I co to jest ten szerbet? Powinien być to syrop-wyciąg z owoców albo z kwiatów. Na zdjęciu (w lodówce) są: makowe, różane, anyżowo-cynamonowe i cytrynowe. Szerbet smakował intensywnie i orzeźwiająco. Szkoda, że sprzedają w szklanych butelkach - przywiozłabym sobie do Polski :)
Planując jeszcze w Polsce co chcemy zobaczyć w Stambule, wypatrzyłem gdzieś informację, że w azjatyckiej części miasta znajduje się lokal, który był inspirowany serialem "Breaking Bad". Jako fani serialu po prostu musieliśmy popłynąć na śniadanie do "Walter's Coffee Roastery".
Zacznijmy od tego, że mimo sławy lokalu, obsługa mówiła BARDZO słabo po angielsku. Ledwie byliśmy w stanie się dogadać - nie zrozumieli nawet, że chcemy jedną Ice Tea a nie dwie i że chcemy bekon do jednej z porcji śniadania. Wystrój... moim zdaniem nieco przereklamowany. Można było jeszcze mocniej zaakcentować związek z serialem. Ale plusem było śniadanie, które było bardzo smaczne i dostatnie choć drogie i do tego przepyszne i orzeźwiające Ice Tea. O kawie, którą zamówiliśmy na koniec, nie mówmy. To była jedna z obrzydliwszych kaw w moim życiu.
Na szczęście kolejna kawa, którą wypiliśmy w azjatyckim Stambule była już o wiele lepsza. W jednej z uliczek przysiedliśmy sobie przy stoliku i zamówiliśmy prawdziwą, czarną, turecką kawę. Taką, którą gotuje się na żarzących się węglach w specjalnym pojemniczku, a nie jakąś z ekspresu! Była mocna, gęsta i... taka turecka, klimatyczna. :)
Mimo tego, że klasyczna PLUJKA to była pyszna. Wcale nie kwaśna i umiarkowanie gorzka. Polecam spróbować!
Będąc w Stambule raz nawet zatęskniliśmy za bardziej "zwyczajnym" jedzeniem i wybraliśmy się na pizzę... :D
Nie ma co pisać - Domino's pizza ;) Pizza nie za dobra, ale brak siły nie pozwolił nam szukać dalej. Co ciekawe - pizza z salami miała wyraźnie tureckie przyprawy, a miała być nowojorska ;)
Nasze śniadania, jedno bardziej europejskie, drugie już zdecydowanie bardziej tureckie czyli z miejscową formą burków (które tak polubiłem w zeszłym roku w Chorwacji). :D
Oczywiście burki + herbatka (już nie taka wspaniała ;)). Aha! i to po prawej to nie burek tylko "ciasto wodne", które w konsystencji przypominało makaron zapiekany z serem. Moja rada na wyjazdy - 3 razy się zastanówcie nad braniem śniadania w hotelu. W tym przypadku śniadanie w hotelu: 10 euro. To europejskie, dosłownie drzwi w drzwi z hotelem - 10 lirów czyli mniej więcej 5 euro.
Kilka przekąsek jakie można kupić na stambulskich ulicach. :)
Przechadzając się po wybrzeżu dobrze wybrać się na bułkę ze świeżo złowioną rybką. Pychota!
Tak, w Stambule można kupić na ulicy małże na sztuki i na miejscu je zjeść. Przy czym to nie jest taka małża-małża. Są to muszle wypełnione farszem z małży, pychota. :)
Mogłabym kupić kilogram tych małży. Były przepyszne i bardzo świeże.
Tutaj zaś nasz ulubiony kebab, znajdujący się na placu Takism. Jakimś sposobem nie zachowały się zdjęcia kebabów, które tam jedliśmy... :(
(NAPRAWDĘ NIE WIEM JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE NIE MAMY ZDJĘCIA KEBABA ZE STAMBUŁU)
Słodkościami zaczęliśmy to i słodkościami zakończymy. :) Będąc w Turcji musieliśmy kupić sobie bakławę. Najlepiej kilka rodzajów bakławy. ;)
Wszystkie słodkie i pyszne. Ze swojej strony polecam baklawę migdałową i pistacjowe :) A poniżej Sutlaç czyli pudding ryżowy. Bardzo smaczny i popularny w Stambule.
W Stambule na pewno spędziliśmy fantastyczny tydzień, chłonąc tamtejszy klimat, podziwiając zabytki i objadając się tureckimi pysznościami. Ale także w Edirne, o którym w następnym poście, było bardzo... pysznie! :D
To był wspaniały tydzień. Musimy koniecznie wrócić do Stambułu aby jeszcze trochę poczuć turecko-turystyczną atmosferę.
0 komentarze:
Prześlij komentarz