Wiem, że bardzo długo nie pisaliśmy. Jest to niewątpliwie moja wina, a Bartka zasługa ponieważ nie truł mi podczas mojego pisania magisterki. Dzisiaj już nie mam siły jej poprawiać więc może uda mi się wykrzesać nieco weny i napisać o naszej wizycie w Suzette.
O wizycie, która miała miejsce pod koniec grudnia. Ot, taki mały szczegół. ;)
W Suzette znaleźliśmy się ponieważ szliśmy do kina na Frozen (Kraina Lodu). Jeśli ktoś jeszcze nie był lub nie widział to niech żałuje, bo to jedna z najlepszych disneyowskich bajek. Do Suzette w tym czasie obowiązywał groupon więc czemu nie spróbować.
No tak, byliśmy wtedy również w kinie na najnowszej animacji Disneya. :) Ah, wspomnienia z USA - w lutym 2013 r. jak tam byliśmy to już widzieliśmy plakaty i zabawki tego filmu w sklepach Disneya. Całkiem fajny tak swoją drogą, polecamy. :)
Wystrój Suzette jest ładny i przytulny. Od progu przywitała nas kelnerka, która wskazała nam stolik i od razu się nami zaopiekowała. Jedyne czego mogłabym się uczepić to zatłoczony bibelotami stół (jak widać na zdjęciu poniżej). Ale tak, to na ścianach Paryż, nastrój... hm... nie wiem czy paryski. Nie wiemy też jak jest na górze, bo nie weszliśmy, ale chyba wszystko wyglądało schludnie i przyjemnie. Ciekawie też patrzyło się na otwartą kuchnię.
Według mnie to kwestia stołów - po prostu były za małe na te wszystkie choinki, menu, serwetki... Wystrój sympatyczny, schludny i nie narzucający się ani kolorami ani dodatkami. Miło posiedzieć.
Pierwszy raz postanowiliśmy zamówić coś więcej poza daniem głównym czyli zupę serową. W sumie zamówiliśmy ją, bo mama Bartka robi taką dobrą i chcieliśmy wiedzieć czy ta będzie równie dobra ;) No... była niezła, ale trochę wodnista. No i zamawialiśmy na dwie osoby jedną zupę (jedna zupa i dwie łyżki) to już mogli nam dwie grzanki dać ;)
Grzankę praktycznie przemilczę - była tak mała, że ledwo ją było widać... Natomiast zupa serowa była smaczna, choć faktycznie nieco za bardzo wodnita, ale na pewno warta spróbowania.
Ja zamówiłam naleśnik z czosnkowym szpinakiem, serem i jajkiem sadzonym, bo jestem łobuzem i lubię się czepiać jajek sadzonych w restauracjach. A jest tak dlatego, że naoglądałam się Masterchefa i wiem, że właściwie zrobione jajko nie ma przysmażonych brzegów, białko jest ścięte, a żółtko koniecznie płynące. I wyobraźcie sobie chyba pierwszy raz dostałam właśnie takie jajko. Cały naleśnik był bardzo smaczny i fantazyjny. Jedynie sos czosnkowy był rzadki i ciężko było nim operować (był smaczny, ale gdyby był gęstszy byłby idealny).
Dobrze, że ja nie lubię tych różnych "masterczefów"... :) (mówi się przez "sz" -> masterszefów! :P) Sam naleśnik bardzo dobry, ciekawe połączenie składników i smaków. I faktycznie szkoda, że sos był za mało gęsty - po prostu spływał... :(
Bartek zamówił naleśnik z szynką dojrzewającą, serem żółtym, świeżymi pomidorami i rukolą. Do tego sos beszamelowy. Jeżeli dobrze pamiętam to sos niestety dominował smakiem nad całym naleśnikiem, ale wszystko było bardzo smaczne.
Mój naleśnik był oczywiście lepszy od Majkowego. ;) Szynka dawała mu szlachetności i wykwintności smaku. I do tego jeszcze pyszny sos beszamelowy...
Słuchajcie - ja polecam. Są troszkę drożsi od Pozytyvki, ale naprawdę trzymają poziom. Obsługa jest bardzo miła, kucharz myślę, że bardzo dobry. Doczepiam się przecież do kosmetycznych rzeczy. Polecam i zachęcam.
Jeżeli jesteście w Manufakturze i najdzie was chęć na naleśnika to "Suzette" jak najbardziej nadaje się do odwiedzenia. Jest miło i smacznie. :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz