Pages - Menu

wtorek, 22 grudnia 2015

*Obiednie na wakacjach* Bułgaria

Czasem, w grudniowe wieczory, wspominamy sobie jeszcze naszą wyprawę wakacyjną. Nie opowiedzieliśmy Wam jeszcze o Bułgarii.

Obecna pogoda oraz wcześnie zapadający zmrok zdecydowanie sprzyjają wspominaniu jak to było na wakacjach, kiedy człowiek nie miał prawie żadnych stresów i cieszył się zwiedzaniem, piękną i ciepłą pogodą. :)

Zaczniemy od standardowej wizycie w McD (no już, proszę się nie wkurzać. Było rano i byliśmy głodni, a przecież nie ma to jak śniadanie w McD). Wzięliśmy oczywiście "niepowtarzalne kanapki". I tak dostaliśmy z kurczakiem i ogórkiem kiszonym oraz z twarożkiem i ogórkiem kiszonym. Zwłaszcza ten drugi był ekstra :)

Ja nadal tak do końca nie ogarniam tej kanapki z twarożkiem... ;) Trzeba jednak przyznać, że jest ciekawy i smaczny (!) pomysł. :)



A skoro już jesteśmy przy przekąskach śniadaniowych. W cenie 3-5 lewów można w całej Sofii zjeść kawałek pizzy. A jak się pójdzie w kierunku dworca to i za 2 lewy się dostanie poniższe smakołyki. Ja wiem, że nie jest to wykwintna włoska pizza, ale na pewno można się nią najeść na kilka godzin (i naprawdę jest smaczna).

Od razu mi się nasze śniadania w Macedonii przypomniały, kiedy to kupowaliśmy właśnie po kawałku pizzy (tyle, że wtedy podawanej na wafelku) i szliśmy w miasto. :) Tutaj fundowaliśmy sobie taki "posiłek" w trakcie zwiedzania Sofii i zawsze wystarczał na kilka godzin łazikowania. I tak dla wyjaśnienia, 1 lew = ok. 2,17 zł. ;)


Nie jedliśmy jednak w Sofii tylko i wyłącznie fastfoodów. ;) Trafiały się też desery! :D

Chodziła sobie Maja po Sofii i mówiła Bartkowi: Musimy iść do cukierni. Chcę coś z kremem. W końcu znaleźliśmy cukiernię. Po lewej deser z kremem śmietanowym i ciastkiem (i owocami leśnymi), a po prawej deser waniliowo-jagodowy. Oba bardzo dobre.


I oczywiście zachodziliśmy też do sofijskich restauracji. No dobrze, zaszliśmy dokładnie do jednej, do "Moma Bulgarian Food and Wine". 

Przyznaję od razu, że nie chciało nam się wypróbowywać restauracji. Sofia to nadal dosyć turystyczne miasto i na głównej ulicy można było znaleźć pełno restauracji, z wysokimi cenami, ale czy jakość dorównuje cenom? Tego nie wiedzieliśmy. O pomoc poprosiliśmy TripAdvisora i tak trafiliśmy do Momy. Szybkie sprawdzenie ceny i już wiemy, że ma wysokie oceny, a ceny 30% niższe niż na głównej ulicy (Moma znajduje się 20 metrów od niej) - naturalnie zostaliśmy. Aha! No i cały czas w Momie byli ludzie. I to sporo.


Na poczekajkę otrzymaliśmy pyszny chlebek, serki/pasty do niego i przyprawy. Idealne dla głodomorów.


Tego dnia mieliśmy ochotę na mięso więc zamówiliśmy taki talerz mięs - jest to porcja na dwie osoby. 


Muszę przyznać, że obsługa w restauracji była świetna, a dania bardzo smaczne. Bardzo. Warto tam wpaść, jeśli będziecie w Sofii.

Raz skusiliśmy się także na bułgarskiego naleśnika (katma/katmi). Gdybyście byli w Sofii zajrzyjcie koniecznie na Halę Targową, podają tam rewelacyjne naleśniory. :)



Dodam też, że naleśniki są ze wszystkimi rodzajami nadzień i dżemów. My wybraliśmy figowy i był pyszny.

Wiecie rozumiecie - Bułgaria to nie tylko kuchnia bułgarska, a ja koniecznie chciałam kiedyś w końcu zjeść chiński makaron w kubełku. A tu proszę. Jest. I tak poszliśmy do restauracji Wok to Walk. Zamówienie w niej składa się wybierając najpierw podstawowy składnik z 1 grupy, później dodatki, później można dodać bardziej dodatkowe dodatki i sos. I taki miks zamawiamy. Super sprawa, codziennie można spróbować czegoś innego.


My zamówiliśmy takie cusie:



Restauracja była bardzo zatłoczona, kolejka była bardzo długa. Ale to pewnie dlatego, że jedzenie jest bardzo smaczne i świeże. Polecamy. My po tym obiedzie zaczęliśmy się prawie turlać.

Nasz pobyt w Bułgarii nie ograniczał się wyłącznie do pobytu w stolicy kraju. Po kilku dniach intensywnego zwiedzania Sofii wsiedliśmy w pociąg i ruszyliśmy w stronę centrum Bułgarii, do Wielkiego Tyrnowa. Spędziliśmy tam trzy cudowne dni i co u nas rzadkie, wszystkie obiady jakie przyszło nam jeść w tej miejscowości zjedliśmy w tej samej restauracji (i żeby nie było, restauracji, pubów i innych lokali w Tyrnowie jest sporo). Szukaliśmy tradycyjnej bułgarskiej kuchni i trafiliśmy zupełnym przypadkiem do restauracji "Alegro". To co tam jedliśmy było po prostu rewelacyjne!

Poniżej specjał bułgarski czyli sałatka szopska. Nic wielkiego, ale trzeba spróbować :)



Poniżej mięso podane tradycyjnie po bułgarsku i pieczone ziemniaczki, a piętro niżej pieczywo czosnkowe.



W Bułgarii tradycyjnie mięso podaje się w sosie na takich oto wielkich stojących patelniach. Na szczęście w tej restauracji właśnie tak było. Jedzenie było bardzo smaczne i bułgarskie i w zasadzie nie było się czego przyczepić - obsługa w porządku, ceny w porządku... czego chcieć więcej. Chociaż jeśli mielibyśmy iść gdzieś jeszcze na obiad to być może poszlibyśmy gdzie indziej - dla odmiany, bo okazało się, że te tradycyjne mięsa są dosyć podobne w smaku wszystkie.

A no i jeszcze zamieszczam ku pamięci absolutnie wspaniałego Radlera: cytrynowo-bzowego. Pyszny! (Proszę mnie nie bić, że oranżadki lubię ;))

Źródło: https://untappd.com/b/kamenitza-starbev-kamenitza-fresh-bz-and-limon/1027095

Po trzech dniach w Wielkim Tyrnowie ruszyliśmy w dalszą trasę i po kilkunastu godzinach jazdy samochodem byliśmy nad rumuńskim brzegiem Morza Czarnego - w Konstancy, ale o tym będzie w następnej bajce.

czwartek, 17 grudnia 2015

Na szybko... Magia Karmelu

Planując wjazd do Kielc, jako wprawni podróżnicy, poświęciliśmy 2-3 minuty na przygotowanie się do zwiedzania. Każde z nas wybrało sobie po punkcie, które chcieliśmy koniecznie i nieodwołalnie obejrzeć. Ja wiedziałem, że muszę zobaczyć Dworzec PKP (rewelacyjna bryła, naprawdę!), Maja zaś chciała pójść do Muzeum Zabawek. 

Tym razem na wyciecz pojechaliśmy z moją koleżanką z pracy, która gdy kierowaliśmy się do muzeum, kątem oka zobaczyła słowo "karmel". Okazało się, że była to Manufaktura Słodyczy Magia Karmelu, w której nie tylko można zobaczyć jak się robi cukierki, kupić pyszne cukierki z ciekawymi wzorami, ale również wypić kawę i zjeść ciastko w przystępnej cenie (EDIT: zestaw kosztował 8 zł więc to naprawdę genialna okazja). My zamówiliśmy takie ciastka:



Moje ciasto było lepsze! :P Truskawkowa pianka na cieście była o wiele lepsza od ciasta Mai. ;) Wprawdzie nie była to delikatna pianka, rozpływająca się w ustach o smaku świeżo zerwanych owoców truskawki, ale do kawy pasowała jak najbardziej. No i do tego była naprawdę niezła. :)

Ze swojej strony chciałabym nadmienić, że nie wiem jak Bartka pianka miała smakować truskawkami skoro była malinowa ;) moim zdaniem deser Bartka był ulepkowo słodki. Moje ciasto było całkiem niezłe, jednak obydwa chyba nie były pierwszej świeżości, ale za to wyglądały ładnie :) Ale ogólnie wizyta na plus - kawa była nam bardzo potrzebna, a ciastko (smaczne) też zawsze na plus. No i pokaz robienia cukierków - coś wspaniałego!

Naprawdę było malinowe...? Cóż, pamięć już nie ta, a patrząc na zdjęcie byłem pewny, że było truskawkowe... :P 

wtorek, 15 grudnia 2015

Na szybko... Zapieckanki - Firma Bidna Ale Solidna

Niedawno, kontynuując trochę wakacyjne weekendowe wyjazdy, pojechaliśmy do Kielc. Szwendając się po starym mieście zaszliśmy przypadkiem na ul. Staszica, gdzie znajduje się lokal "Zapieckanki".

Już wcześniej wyszukałam, że "Zapieckanki" są bardzo dobrze oceniane na Trip Advisorze (ostatnio bez niego się nie ruszamy) i dlatego zauważając je, podczas wieczornego spaceru, zaproponowałam, że może byśmy popróbowali.

Wystrój "Zapieckarni" wyraźnie stylizowany na lokal z czasów, jak to się mawia, słusznie minionych. Ściany obklejone archiwalnymi fotografiami Kielc, gdzieniegdzie jakieś wycinki z gazet. Do tego poukładane różnego rodzaju fanty z tamtego okresu - radio, telefon z tarczą, tabliczka z zakładu pracy. No i na deser menu z nazwami nawiązującymi bądź to do PRL-u (np. "Czar PRL-u") albo do współczesnych - hitowych w Internecie - wydarzeń (np. "Ale urwał!"). Generalnie fun. :)




Lokal z takim wystrojem to niebezpieczna sprawa, bo może się otrzeć o kicz, a co gorsza np. nikogo nie bawić. Moim zdaniem inaczej jest w przypadku Zapieckanek. Już na Fb możecie zobaczyć jak się opisują: "Zapieckanki - firma bidna, ale solidna". Mnie bardzo ubawił wystrój i praktycznie co chwilę coś Bartkowi pokazywałam.

Tyle ciekawych zapiekanek, a tak mało pieniędzy (no i jeszcze na dodatek nie byliśmy aż tak bardzo głodni). I co tu wybrać, co tu wybrać? Tak, jest! Bierzemy małą "Chytrą babę z Radomia" za 7 zł z dodatkiem majonezu kieleckiego. I już po kilku minutach możemy spokojnie szamać. :)


Zapiekanka przyzwoita - dobre pieczywo, fajne dodatki. W sam raz na jakąś szybką przekąskę. :)

Rzeczywiście zwróćmy uwagę, że na jednej z butelek z sosami nie było napisane "Majonez" tylko "Majonez Kielecki" co przywitałam z ogromnym rozczuleniem, bo taki patriotyzm lokalny trzeba chwalić. Sama zapiekanka moim zdaniem była bardzo dobra, świeże składniki, mile doprawiona i jak widać dostatnia (to była zapiekanka w wersji małej). Polecam lokal - jeśli będziecie chcieli zjeść sobie coś niezobowiązującego w Kielcach to na pewno możecie wpaść do Zapieckanek.